Kraj

Obajtek lubi apartamenty. W Warszawie i Budapeszcie

Billbordowa kampania Daniela Obajtka Billbordowa kampania Daniela Obajtka Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl
Wiadomość o przygodach Obajtka w Budapeszcie to niejedyna ciekawostka z życia nocnego naszego geniusza managementu paliw płynnych. Jak wiadomo, od młodości ma on smykałkę do żonglowania nieruchomościami.

Ojej, jakże jesteśmy zdumieni, że Daniel Obajtek odnalazł się w luksusowym apartamencie w Budapeszcie, pod skrzydłami Viktora Orbána, jego rodziny i kompanów! Kto by to pomyślał! Ale żarty na bok. Dziennikarskie śledztwo Radia Zet i Frontstory.pl pozwoliło odnaleźć miejsce pobytu byłego prezesa Orlenu, który bawi się w kotka i myszkę z władzami, unikając przyjmowania wezwań do prokuratury i do Sejmu, gdzie oczekiwano go w poniedziałek na posiedzeniu komisji śledczej ds. afery wizowej. Obajtek przebywa w Budapeszcie, skąd robi wypady na Podkarpacie, gdzie prowadzi kampanię wyborczą. Czasami nocuje też na Słowacji. Sąd ukarał go właśnie grzywną za powtórne niestawienie się przed komisją 5 czerwca. Musi zapłacić 3 tys. zł, lecz na doprowadzenie jest za wcześnie. Ten środek przymusu stosuje się bowiem w razie „uporczywego uchylania się”, a dwie absencje to jeszcze nie „uporczywość”. W piątek 7 czerwca Obajtek pewnie znowu się nie stawi, a po wyborach z doprowadzeniem będzie ten kłopot, że zacznie go chronić immunitet. Pytanie tylko, czy jeszcze przed zaprzysiężeniem... To się okaże. Piłka jest w grze.

Obajtek wciąż na wolności

Lęk Obajtka przed wezwaniem, a może i aresztowaniem, to jedno. Jeśli się boi, to widocznie ma czego. I chyba nikogo to nie dziwi. Dziwi natomiast, że skoro prokuratorzy podejrzewają Daniela Obajtka o liczne przestępstwa, tak jak od lat „podejrzewają” go o nie dziennikarze i opinia publiczna czytająca prasę, to dlaczego delikwent nadal hasa sobie na wolności? Bo przecież to nie jest tak, że jak ktoś nie pojawia się w domu, a nawet w tuzinie swoich domów, to nie można go doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości. Policja jeździ za Obajtkiem i wie, gdzie on jest. O co więc właściwie chodzi? No i dlaczego wystraszony Obajtek w ogóle wyobraża sobie, że jego nocowanie za granicą w czymś mu pomoże i przed czymś go chroni? Czy to strach czyni go tak naiwnym, czy może wokół Daniela Obajtka toczy się jakaś gra służb albo polityków, w wyniku której może on nadal być wolnym człowiekiem, a wkrótce – jako europoseł – również człowiekiem chronionym przez immunitet poselski? Dziwnie to wszystko wygląda, ale nie każdy scenariusz musi oznaczać niemoc państwa albo krycie Obajtka przez jakichś ludzi w służbach. Może przecież być i tak, że trzyma się Obajtka na wolności i starannie śledzi w nadziei, że zaprowadzi służby do jakichś interesujących osób. Wszak sam się skarżył, że są tacy, którzy czyhają na jego życie. A może ci policjanci jeżdżący za nim (na to też się skarżył) po prostu go chronią?

Jak zwykle, nie ma jasności w temacie Daniela. Należy się wszelako spodziewać, że to i owo się wkrótce wyjaśni. Podczas wiecu 4 czerwca na Placu Zamkowym w Warszawie Donald Tusk utyskiwał na opieszałych prokuratorów. Z pewnością inkryminowane osoby domyśliły się, że to o nich mowa. Nie wiemy jednakże, czy premier miał na myśli śledztwa związane z Obajtkiem, ale jest to bardzo możliwe. Że Obajtek leży mu na sercu, a raczej na wątrobie, to wiemy na pewno. Wiadomość o budapeszteńskiej kryjówce Don Orleone Donald Tusk skomentował następująco: „Bardzo chciałbym widzieć Daniela Obajtka nie w kamienicy w Budapeszcie u przyjaciela premiera Orbána, tylko na sali rozpraw, bo nie mam żadnych wątpliwości, że prędzej czy później stanie przed wymiarem sprawiedliwości”. Dodał, że nie jest zaskoczony rewelacjami na temat budapeszteńskiego azylu Obajtka, bo „adres wydaje mi się dość prawdopodobny”.

Powiedział jednakże coś jeszcze, co musiało Obajtka mocno zaniepokoić: „Będę niedługo widział się z premierem Orbánem, to go spytam wprost, tak z ludzkiej ciekawości, na jakiej zasadzie organizuje – jeśli organizuje – pobyt wypoczynkowy pana Obajtka w Budapeszcie”. Donald Tusk nie może wprost popędzać prokuratury, ale może wyrażać zniecierpliwienie z powodu tempa jej prac. Jest to działanie na granicy wywierania nacisku, lecz wciąż jeszcze podpadające pod dozwolone wyrażanie opinii o pracy prokuratury. Tak czy inaczej, kilka osób, od których zależą losy śledztwa, wie, że oczekiwania premiera i społeczeństwa są daleko idące. Także pod względem tempa prowadzenia postępowania. A co do Orbána to mimo jego niewątpliwej sympatii do świata, który reprezentuje Obajtek, i być może również do niego samego, zapewne nie będzie za Obajtka umierał. W polityce liczy się ranga. Gdy premier prosi o coś premiera, to ma to większą wagę, niż kumpelsko-biznesowe układy.

Tu kupi, tam sprzeda, tu podaruje rodzinie

Opowieść dziennikarzy śledczych o tym, jak wyśledzili Obajtka w Budapeszcie, jest fascynująca i może być przyczynkiem do naszej dyskusji o świecie zdominowanym przez sztuczną inteligencję. Wystarczyło, że Obajtek wrzucił do sieci kilka filmików nagranych w niby to anonimowych miejscach w Budapeszcie, a wszystko się wydało. Jego budapeszteńskie mieszkanie – liczące sobie 147 m kw. – zaprezentowane jest na stronie internetowej reklamującej wynajem lokali w kamienicy, w której jest położone, natomiast filmiki nakręcone w parku przeanalizowano „drzewo za drzewem”, dzięki czemu ustalono, że jest to park w Budapeszcie. To nauczka dla wszelkiej maści cwaniaków pokazujących w sieci, że wszystko z nimi jest w najlepszym porządku.

Wiadomość o przygodach Obajtka w Budapeszcie to niejedyna ciekawostka z życia nocnego naszego geniusza managementu paliw płynnych. Jak wiadomo, od młodości ma on smykałkę do żonglowania nieruchomościami. Tu kupi, tam sprzeda, tu podaruje rodzinie, tam wynajmie, gdzie indziej wyremontuje, weźmie dotację i Bóg wie, co jeszcze. Był czas, gdy dużo się o tym pisało. Potem jednakże przyszła fuzja i sprzedaż Lotosu, przez co te wszystkie „michałki” przestały nas już bawić. Ale tak naprawdę „michałki” są ważne, bo tłumaczą mentalność takich ludzi, którzy nie mogą sobie podarować, jak czegoś nie wykombinują i nie zachachmęcą. I kolejny tego rodzaju przykład mamy dzisiaj.

Oto pośród niezliczonych nieruchomości, które posiada lub które użytkuje Daniel Obajtek, znajdują się co najmniej dwie warszawskie. Jedna to wspaniałe mieszkanie, którego od kilku lat jest właścicielem, a drugie to niewątpliwie równie wspaniałe mieszkanie, które wynajmuje za 17 tys. miesięcznie, przy czym za wynajem płacił przez cztery lata nie Daniel Obajtek, lecz Orlen. Wykrył to „Fakt”. Początkowo wydawało się, że umowa była na rok, a teraz okazuje się, że najem trwał cztery lata. Mieszkanie na Powiślu ma 136 m kw. W takim to się można śmiało kłócić z żoną i nawet jest gdzie zamykać na noc miauczące koty. Pozazdrościć. Rzecz jasna, na wszystko są podkładki i odpowiednie uchwały zarządu. Ale żaden regulamin nie może sankcjonować dotowania przez firmę wynajmu mieszkania dla członka zarządu, który w mieście, gdzie ma obowiązki służbowe, posiada własne mieszkanie. A wygląda na to, że tak właśnie było w przypadku Daniela Obajtka przez okres ok. trzech lat. Zresztą to się jeszcze okaże.

Obajtek jak Przyłębska

Podobna sprawa jest z Julią Przyłębską, która zdecydowanie ma gdzie mieszkać w Warszawie (25 km od centrum), lecz nie wstydzi się korzystać z publicznych środków i mieszkania wynajmowanego przez Trybunał Konstytucyjny. Jednak w przypadku Daniela Obajtka to jeszcze bardziej rażące. Te kilkanaście tysięcy miesięcznie, które płacił Orlen za mieszkanie, gdzie prezes firmy zapewne bywał rzadko, to kwota, którą można porównać do wydatku rzędu 200 zł średnio zarabiającego Polaka. Dlaczego Obajtek nie chciał sam płacić takich „marnych dwóch stówek”? Ale po co, skoro może zapłacić firma? Dla Orlenu to grosze, więc o co chodzi? Taka to jest mentalność. Może właśnie dlatego bogacze są bogaci, że korzystają ze wszystkiego, z czego tylko się da? Oby teraz prokuratorzy umieli skorzystać, z czego tylko się da. I to szybko.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną