Marian odszedł, jego dzieło zostanie. Wprowadzał mnie w historię „Polityki”, gdy zacząłem w niej pracę u progu lat dwutysięcznych. Znaliśmy się jeszcze z czasu, gdy pracowałem w redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Już wtedy mieliśmy wspólny temat: dialog o relacjach polsko-żydowskich. Marian o swoich tragicznych przeżyciach okupacyjnych opowiadał mi oszczędnie. Dla mnie był przede wszystkim szefem działu historycznego, wymagającym i precyzyjnym. Sam się o tym przekonałem, pisząc zamówione przez niego artykuły.
Stworzył i poprowadził przez dziesięciolecia Nagrodę Historyczną „Polityki”. Wyławiał młode talenty wśród kolejnych pokoleń historyków polskich z różnych środowisk i o różnych światopoglądach. Liczyła się naukowa wartość nagradzanych publikacji. „Polityka” zdecydowała, że odtąd Nagroda będzie nosiła imię Mariana Turskiego.
Nie bądź obojętny
Miał wielki wkład w powstanie Muzeum Polin. Lobbował w najlepszym sensie tego słowa na rzecz tego projektu w Polsce i na świecie. Opowiadał o nim Barackowi Obamie podczas jego wizyty w Polsce. Na prezydencie zrobiło wrażenie, że Marian brał udział w słynnym marszu w obronie praw obywatelskich Afroamerykanów pod przewodem pastora Martina Luthera Kinga w 1965 r. Wezwanie Mariana: „nie bądź obojętny”, i ostrzeżenie, że „Auschwitz nie spadło z nieba”, weszły do obiegu powszechnego.
Tak się złożyło, że ostatni raz, jak już teraz wiadomo, widzieliśmy się w Krakowie. Marian odbierał „honorowe obywatelstwo świata Turowicza”, wyróżnienie przyznawane przez fundację imienia redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, a mnie poproszono o laudację.
Przypomniałem w niej, że na redakcyjnych zebraniach „Tygodnika” przywoływano teksty z „Polityki”, a na zebraniach w „Polityce” teksty z „Tygodnika”. I że w wielu ważnych sprawach po 1989 r. te dwa pisma mówiły tym samym językiem, choć wywodziły się z różnych środowisk. Okazało się, że między „lewicą laicką” a demokratyczną inteligencją katolicką są punkty wspólne: akceptacja preambuły do naszej konstytucji.