Sprawę dywersji trzeba traktować serio. Kaczyński kompromituje się jako polityk i patriota
Jarosław Kaczyński nie stawił się w Sejmie, by osobiście wysłuchać premiera, referującego najnowszy i najpoważniejszy jak dotąd przykład eskalacji wrogich działań przeciwko Polsce. Tłumaczył to mediom „kwestią smaku”. Jeśli lider największej obecnie partii opozycyjnej pod takim pretekstem dezawuuje szefa rządu w takim momencie, to kompromituje się jako polityk i patriota.
W chwilach krytycznych dla bezpieczeństwa narodowego obowiązkiem klasy politycznej, a w szczególności demokratycznie wybranego parlamentu, jest potraktować sprawę dywersji kolejowej poważnie. To znaczy potraktować ją jako zagrożenie obywatelskiego dobra wspólnego, jakim jest państwo polskie. Nie wykorzystywać debaty poselskiej do siania nieufności do rządu, lecz do uspokojenia społeczeństwa, że państwo panuje nad sytuacją.
Nawiasem mówiąc, taki obowiązek mają też media publiczne i prywatne, legalnie działające w naszym kraju. Mnożenie wątpliwości i zadawanie władzom pytań z podważającą ich działania tezą, gdy śledztwo się toczy, jest w mojej ocenie nadużywaniem słusznej zasady wolności słowa i przejrzystości działań państwowych. Mówimy tu przecież o dywersji i terroryzmie, a nie o normalnej w demokracji grze politycznej między opozycją i aktualnie rządzącymi.
Czytaj też: Dywersja na kolei. Pierwsze zatrzymania i zarzuty. Sikorski: Zamykamy rosyjski konsulat w Gdańsku
Kto tego nie widzi, ryzykuje niepodległość
Ale i ta gra ma w tym przypadku swoje granice. Wojna hybrydowa Rosji Putina z Polską i całym Zachodem, w szczególności z popierającymi wysiłek wojenny Ukrainy państwami Unii Europejskiej, obliczona jest na ich destabilizację. Jednym z celów Kremla jest podważenie w społeczeństwach demokratycznych przekonania, że wojna w Ukrainie jest także naszą wojną. Rosji chodzi o to, by to przekonanie zniszczyć, izolować i pozbawić poparcia władze ukraińskie na Zachodzie i wskutek tego pokonać niezawisłą Ukrainę i ostatecznie ją sobie podporządkować.
Antyukraińska skrajna prawica w Polsce i Europie działa więc zgodnie z interesem ekipy Putina, ale w sprzeczności z interesem naszych demokracji. Kto tego nie widzi lub widzi to, ale ignoruje dla swoich cząstkowych interesów, ryzykuje bezpieczeństwo i niepodległość swojej ojczyzny.
Osłabieniu determinacji wspólnoty demokracji zachodnich w obliczu agresywnej, antyzachodniej polityki Putina służy masowa, organizowania i sterowana z Kremla propaganda. Wykorzystuje ona intensywnie rosnące zmęczenie wojną, jej kosztami i strach przed Rosją oraz rosnącą niechęć do Ukraińców przebywających poza granicami swego kraju.
W Polsce rosyjscy agenci wpływu i rodzime siły antyukraińskie wykorzystują tę niechęć i tragiczne wydarzenia historyczne, aby budować narrację o „polskich partyzantach”, którzy buntują się przeciwko „nienaszej wojnie”. Próbuje się wmówić Polakom, że to nie Rosjanie podkładają ładunki wybuchowe ani nie wynajęci przez nich dywersanci spoza Polski, lecz sami Polacy, którzy nie chcą wojny, tylko naprawy relacji z Rosją.
Czytaj też: Rosja atakuje NATO coraz ostrzej. „Witajcie w erze terroryzmu państwowego”
Dobre i złe wiadomości
Najnowszym wątkiem antyukraińskiej propagandy jest ukraińska afera korupcyjna, w którą zamieszani są m.in. bliscy współpracownicy prezydenta Zełenskiego. To rzeczywiście poważny cios w jego administrację, lecz skandal nie został zamieciony pod dywan, a służba antykorupcyjna, dzięki masowym protestom obywateli w jej obronie, działa, co jest dobrą wiadomością dla demokracji w Ukrainie.
To, że są Ukraińcy gotowi szkodzić Polsce na rosyjskie zlecenie albo z niechęci do naszego kraju, jest wiadomością fatalną, lecz pamiętajmy, że nie reprezentują oni całej Ukrainy i nie przekreślają tego, co dziś w naszych relacjach jest fundamentalne.
A temu zagraża przede wszystkim nie tylko podatność części naszego społeczeństwa na zgeneralizowane antyukraińskie, antyunijne i antyzachodnie fobie, ale też wykorzystywanie tej podatności do walki o władzę przez trójgłową polską prawicę. Naszą racją stanu jest zaniechanie tej partyjnej prywaty. Nie obronimy suwerenności i sterowności naszego państwa, eskalując wojnę „polsko-polską”, gdy Rosja eskaluje konflikt z nami.