Czarzasty znów szefem Lewicy. „Tusk, Kosiniak i Kaczyński wygrali u siebie. To nie czas na zmiany”
Niepodważalnych liderów Nowej Lewicy jest aktualnie dwóch. Włodzimierz Czarzasty pozostał na stanowisku przewodniczącego, co bynajmniej nie było przesądzone, ale jest wyrazem jego najsilniejszej od lat pozycji. Marszałek Sejmu jest w bojowym nastroju i może zamknąć rok w oparach sukcesu. Wspiera go prezydent Aleksander Kwaśniewski, ideowy lider ugrupowania, który na kongresie zabrał mocny głos, a w kuluarach został uznany za najjaśniejszą gwiazdę niedzieli obok partyjnego lidera.
Czarzasty: Lewica dowozi
Zmiana zaszła bezkrwawo. Kontrkandydaci – Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Krzysztof Gawkowski i Tomasz Trela – wycofali się z wyścigu, choć jeszcze kilka miesięcy temu było głośno o potrzebie odświeżenia kierownictwa partii. Ponowny wybór Czarzastego może się wydawać oczywisty, ale stoją za nim poważne argumenty. Z informacji „Polityki” wynika, że powody reelekcji były dwa.
Po pierwsze, pozycja Czarzastego znacznie wzrosła. Objął funkcję marszałka Sejmu, jest sprawny w koalicyjnych negocjacjach. Na kongresie stwierdził, że „lewica dowozi” – przez najbliższe miesiące, aż do 2027 r., to będzie jej hasło niejako wyborcze. Z większym lub mniejszym sukcesem, ale jednak udało się przeforsować tzw. rentę wdowią, program „Aktywny rodzic”, wolną wigilię, samorządowe mieszkania na wynajem, wliczanie śmieciówek do stażu pracy, rozwój mObywatela. Politycy przypominają też głosowanie za przyjęciem KPO w 2021 r. (razem z PiS), co spotkało się wówczas z krytyczną oceną. Pozostają dwie ważne sprawy: aborcja i związki partnerskie. Ale na to partia ma plan, o czym dalej.
Drugi argument jest znacznie brutalniejszy. Rozmówca „Polityki” z otoczenia marszałka tłumaczy, że nie wyobraża sobie, by do stołu negocjacyjnego z Donaldem Tuskiem miała usiąść Agnieszka Dziemianowicz-Bąk lub Krzysztof Gawkowski. Czarzasty w tej krwawej dyscyplinie się sprawdził. – Tusk wygrał u siebie, Kosiniak u siebie, Kaczyński u siebie. To nie jest czas na zmiany – ucina polityk lewicy. Inni dodają, że przewodniczący ma werwę i jest w formie.
Polityków i polityczki młodszego pokolenia zadowala nowy podział ról w partii. A zwłaszcza parytet pokoleniowo-płciowy. Wiceprzewodniczącymi Nowej Lewicy zostali Tomasz Trela, Dariusz Wieczorek, Wiesław Szczepański, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Katarzyna Kotula, Joanna Scheuring-Wielgus, Karolina Zioło-Pużuk, Aneta Złocka i Anna Maria Żukowska. Pierwszym wiceprzewodniczącym (numer dwa w partii) jest Krzysztof Gawkowski. Sekretarzem generalnym pozostał Marcin Kulasek.
Kwaśniewski: Tak się nie godzi prezydentowi
Wystąpienie Aleksandra Kwaśniewskiego, gościa specjalnego kongresu, zostało przyjęte z dużym entuzjazmem. Były prezydent żartował, że „polska polityka dojrzewa do zmiany pokoleniowej. Nie mówię o lewicy, wiecie, o kim mówię” (prztyczek w kierunku Kaczyńskiego i Tuska), oceniał wkład ugrupowania w rządy koalicji jako merytoryczny i lojalny (prztyczek dla Hołowni) i przekonywał, że tylko lewica dba o sprawiedliwość społeczną, dostęp do usług publicznych i prawa kobiet.
Zaskakująco ostro odniósł się też do sobotnich słów prezydenta. Karol Nawrocki podczas obchodów 44. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego perorował: „Przyszedł i powrócił 13 grudnia, całkiem niedawno. Postkomuniści z marginalnym poparciem społecznym za sprawą politycznych i partyjnych układanek dostają najważniejsze funkcje w państwie polskim. (…) Prezydent RP nigdy nie zgodzi się na brak dziejowej sprawiedliwości. Niech żyje Polska, precz z komuną!”.
– Prezydent Nawrocki wygłosił opinię, do których mają prawo niektórzy zaczadzeni historycy – ocenił Kwaśniewski. – Mają prawo ci, którzy przekłamywali polską historię do tego stopnia, że sami w nią uwierzyli. To nie godzi się prezydentowi, który powinien szukać tego, co Polaków łączy, i rozumieć niuanse, rozumieć wrażliwość różnych środowisk. (...) Prezydencie Nawrocki, czy dzisiaj w Polsce okrągły stół, nie między komunistami a Solidarnością, ale między solidarnością a solidarnością, jest możliwy czy nie?
Bojowy ton podtrzymał Czarzasty: – Człowiek zbudowany z nacjonalistycznych obsesji, kontynuator najgorszych tradycji Romana Dmowskiego, i to nie w wersji intelektualnej, lecz stadionowej. Tej stadionowej endecji trzeba się przeciwstawić.
Rozwinął także myśl z orędzia wygłoszonego po objęciu funkcji marszałka: – Będę z Nawrockim walczył, gdy będzie chciał atakować naszą konstytucję lub zarzucać Sejm populistycznymi ustawami służącymi skłóceniu społeczeństwa. (…) Nawrocki rozumie tylko język siły. Trudno, będzie weto za weto, wet za wet.
Dwuletni plan lewicy
– Dziś rozpoczynamy kampanię wyborczą. Staniemy w jednym szeregu i pójdziemy po zwycięstwo w 2027 r. – zagrzewał do boju Czarzasty. Narracja brzmi: zrealizowaliśmy prawie wszystkie obietnice. Niektóre częściowo, ale są i będą rozwijane. Ich skutki odczują wszyscy – rodziców wesprze program „Aktywny rodzic”, seniorów renta wdowia, pracowników środki z KPO, a mieszkańców gmin budownictwo społeczne. Tym się można chwalić. Walczyć zaś trzeba z brunatną falą. Czarzasty mówił, że Polska ma stać na trzech filarach bezpieczeństwa: to siła własna, Unia Europejska i NATO: – Trzeba bronić tego, co dała Polsce lewica. Konstytucji, Unii i NATO. O tym zdecydował naród, a prawica chce te historyczne decyzje podważyć.
W walce z polexitowymi emocjami ma pomóc jedność. Lewica współpracuje obecnie z Unią Pracy, Polską Partią Socjalistyczną i nowym stowarzyszeniem Magdaleny Biejat Wspólne Jutro. Czarzasty zapowiedział też rozmowy z Ogólnopolskim Porozumieniem Związków Zawodowych. W kuluarach mówi się, że kwestią czasu jest transfer Zielonych – na kongresie był obecny ich przedstawiciel, samo ugrupowanie nie przystąpiło do Koalicji Obywatelskiej, z którą współpracowało na podobnych zasadach co Nowoczesna czy Inicjatywa Polska. Osoby z kierownictwa przekonują, że nie zamykają dla nikogo drzwi, nawet dla partii Razem, choć jej kurs jest dla nich obecnie niezrozumiały.
Lewica idzie więc na wojnę o następne wybory. Jednym z pomysłów jest „zapieprzanie” i objazd po Polsce. – Trzeba sprawdzić struktury, wyjść do ludzi, spotkać się z krytykami i sympatykami. Musimy ludziom uświadomić, komu zawdzięczają wolną wigilię czy rentę wdowią – tłumaczy jedna z wiceprzewodniczących. Nasi rozmówcy zgadzają się, że trzeba wyjść do ludzi o odmiennych poglądach i mających dziś pretensje do lewicy. – Będziemy jak Charlie Kirk – żartuje wiceprzewodnicząca formacji. Spotkania w stylu zamordowanego prawicowego aktywisty zapowiedział PiS.
Lewicy pozostaje jedna bitwa do stoczenia w tym roku – związki partnerskie. Projekt ma trafić na Komitet Stały Rady Ministrów w najbliższy czwartek, na rząd 23 grudnia, a opuścić go w przedostatni dzień roku. W styczniu ekspresowo stanie na wokandzie w Sejmie – możliwe, że 21 stycznia. Dlatego ministra Katarzyna Kotula wciąż nie podjęła decyzji o wycofaniu projektu poselskiego. Jak słyszymy w partii, to ma być „bat” na PSL i koalicjantów, którzy chcą negocjować kolejne zmiany i ustępstwa. Jednym z ostatnich pomysłów było wykorzystanie ustawy do implementowania wyroku TSUE o transkrypcji związków małżeńskich zawartych poza Polską. – Związki wyjdą z Sejmu, aborcję przegramy w Sejmie lub przepadnie u prezydenta. I wszystkie obietnice „zrealizowane” – kwituje rozmówce „Polityki”.
Sondażowa sytuacja partii nie jest zła. Koalicja KO-lewica orbituje blisko ewentualnej sejmowej większości. Ale do wyborów, proszę państwa, to się jeszcze wszystko może wydarzyć.