Koniec PRL bez PRL
„Daleko od Polski”, film o polskiej opozycji, po 30 latach można zobaczyć w Polsce
25 kwietnia z Jill Godmilow będzie można porozmawiać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 28 kwietnia w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku i 30 kwietnia w Krakowie.
Nominowana do Oscara dokumentalistka kręciła film o polskiej opozycji w latach 80. w Nowym Jorku. – Zebrałam wcześniej pieniądze, ekipę, ale nie mogłam dostać wizy, by przyjechać do Gdańska na zdjęcia. Nawet teraz dokładnie wiem, jaki film chciałam podczas strajku w stoczni zrobić. Może byłby to ciekawy materiał, ale na pewno nie tak interesujący jak „Daleko od Polski" – mówi Godmilow, która podczas pracy posiłkowała się zdjęciami przysyłanymi przez „Solidarność”, m.in. wywiadem z Januszem Onyszkiewiczem i materiałami reporterskimi, w których występuje Wojciech Mann.
Najważniejsze w jej filmie są jednak inscenizowane fragmenty, w których amerykańscy aktorzy zagrali polskich opozycjonistów i komunistów. – Nie interesował mnie wtedy realizm. Nie chodziło mi o to, żeby ludzie myśleli, że oglądają prawdziwą Annę Walentynowicz, że to psychodrama. Chciałam, żeby Amerykanie się czegoś dowiedzieli o sytuacji w Polsce, żeby przede wszystkim słuchali autentycznych, tłumaczonych na angielski wypowiedzi – opowiada.
Wszyscy angażowani przez Godmilow do dokumentu aktorzy musieli mieć doświadczenie w pracy z tekstem i mówić z wyuczonym polskim akcentem. – Odkryłam nową formę opowiadania, złamałam zasadę dokumentu, która mówiła, że o „Solidarności” można mówić tylko, jeżeli samemu się zrobi wywiad z Lechem Wałęsą. To mój najważniejszy film – wspomina atmosferę podczas zdjęć: na ulicach Nowego Jorku zaczęły się wtedy protesty, ludzie wyrażali poparcie dla „Solidarności”.
Jej ekipa, w większości Amerykanie, zaangażowała się wtedy w śledzenie sytuacji w Polsce. – Dostałam od nich bardzo duże wsparcie. W zespole był chłopak z Warszawy, asystent operatora, Dariusz Wolski. Później zrobił dużą karierę w Hollywood – Jill Godmilow wspomina, że kiedy pracowali nad filmem, w Polsce wprowadzono stan wojenny i to spowodowało, że włączyła w scenariusz fragment fikcyjnego filmu Andrzeja Wajdy o generale Jaruzelskim. – Nie chciałam „Daleko od Polski" kończyć tragicznym akcentem, informacją, że kończy się „Solidarność”. W 1984 roku wymyśliłam więc historię o tym, że jest 1988, a generał Jaruzelski przebywa w areszcie domowym w Tatrach – opowiada.
Jej film wzbudził w Stanach Zjednoczonych konsternację. Niezrozumiałe dla Amerykanów były sceny ze snem, w którym reżyserce odradza pracę nad dokumentem sam Fidel Castro. – Wiele lat później zobaczyłam Castro na ulicy w Hawanie, chciałam do niego nawet podejść i wytłumaczyć mu, że to właśnie jego imienia użyłam w „Daleko od Polski" – opowiada.
„The New York Times” komentował w 1984 roku, że reżyserka, która połączyła fabularyzowane elementy z dokumentem, pokazała umiejętnie jedynie, że historyczne wydarzenia obserwowane z daleka mogą przyjąć każde nowe znaczenie.
Jej film zebrał bardziej pozytywne recenzje na Starym Kontynencie. Informowało o nim Polaków Radio Wolna Europa i – na pierwszej stronie – POLITYKA. Zygmunt Kałużyński, który film zobaczył na festiwalu w Mannheim, zarzucił Godmilow niepokazanie roli Kościoła w strajkach i nietrafioną próbę odtworzenia w inscenizowanych scenach polskiego kolorytu.
Godmilow, choć z zarzutami się nie zgadza, trzyma recenzję w domu do dziś. – Ciągle trudno mi uwierzyć, że ten film staje się teraz ważny dla ludzi, że zostanie pokazywany w Polsce. Chciałabym podczas moich spotkań z widzami się dowiedzieć, jak to jest być Polakiem, który po 31 latach zobaczy wersję historii swojego kraju nakręconą kiedyś w Nowym Jorku – mówi.
Podczas wizyty w Polsce reżyserka otrzyma przyznany przez prezydenta Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej. Wręczy go jej były opozycjonista Henryk Wujec.