MARCIN ZWIERZCHOWSKI: Kim jest Lord Asriel w trzecim sezonie „Mrocznych materii”?
JAMES MCAVOY: On się nie zmienił od finału sezonu pierwszego ani przez ten krótki epizod w sezonie drugim. To wciąż człowiek niezwykle skupiony na swoim celu, przekonany o swoich racjach. O tym, że jego misją jest pokonanie Autorytetu i wyzwolenie ludzkich dusz z kajdan instytucjonalnej opresji. Asriel sądzi, że każde działanie, które go do tego zbliża, jest uzasadnione. Zabicie dziecka – wolno. Kłamstwo, oszustwo, kradzież – jak najbardziej.
Zadanie, które sobie wyznaczył, to dla niego prawdziwa próba. I jest w tym aspekt osobisty, bo mierzy się też z własnym ego i przekonaniem, że stoi w centrum wszechświata, podczas gdy to jego córka może okazać się ważniejsza. Mowa o człowieku, który przez całe życie ignorował, że jest ojcem i partnerem. W trzecim sezonie będzie musiał ustalić, czym jest ojcostwo. Od tego zależy, czy równowaga między złem a dobrem przechyli się na korzyść którejkolwiek ze stron.
Opisałby pan Asriela jako antagonistę?
Bywa nim, to na pewno. Co dla nas jako twórców jest niekiedy problematyczne, bo format telewizyjny wymagałby, żebyśmy śledzili losy dobrych bohaterów i na nich się skupiali. W przypadku Asriela musimy co jakiś czas sobie przypomnieć: on nie należy do tych dobrych. Niekoniecznie jest czarnym charakterem. To dobry człowiek, który robi okropne rzeczy, a jego działania generalnie bohaterom nie pomagają. Dlatego jest szalenie interesującą postacią, a dla mnie – rolą. Ekscytuje mnie ta praca. W książkach też nie znajdziemy jakiegoś nadmiaru informacji o tym, co on faktycznie robi. Philip [Pullman, autor serii powieści „Mroczne materie” – red.] sporo tylko sugeruje. Musieliśmy ten wątek rozbudować, oczywiście z jego pomocą.
Asriel przywodzi na myśl XIX-wiecznych arystokratów odkrywców. Inspirował się pan jakimiś konkretnymi postaciami, fikcyjnymi czy prawdziwymi?
Ma w sobie coś z Ranulpha Fiennesa. Poza tym nie przychodzą mi do głowy żadne inne postacie. Chciałem, żeby miał w sobie coś z angielskiej sztywności i poczucia wyższości niczym absolwent szkoły dla elit. Żeby miał zaplecze służby w armii i nie cackał się z nikim. To chyba widać w jego zachowaniu. Ma w sobie coś socjopatycznego, umieszcza sam siebie w centrum uwagi wszechświata. Nie czerpałem z jednej postaci, raczej destylowałem postawy charakterystyczne dla pewnego rodzaju ludzi.
Musiał pan trochę zaczekać, żeby nam to wszystko pokazać. W pierwszych dwóch sezonach Asriela jest mało, dopiero w trzecim dostaje więcej czasu ekranowego.
W pierwszych sezonach było mnie faktycznie bardzo mało, ale też niektóre z tych scen pozostają moimi ulubionymi. Kocham grać Asriela. Dlatego nawet jeśli moja rola była skromna, uwielbiałem tę pracę. Drugi sezon okazał się rozczarowujący, bo mieliśmy zaplanowany cały odcinek poświęcony Asrielowi, ale plany pokrzyżował covid. Cieszę się, że po tym ciągłym gadaniu o wojnie z Niebiosami, o starciu Republiki Asriela z aniołami, o tym, że Niebo musi upaść – wreszcie będziemy mogli to wszystko pokazać, spełnić te oczekiwania.
Czytaj też: Byli kryminaliści. Popularni autorzy teraz idą w fantastykę
„Mroczne materie” to rozrywka, ale nie ucieka od trudnych tematów, jak wolność czy opresja.
Jestem dumny, że kręcimy serial dla całej rodziny – naprawdę sądzę, że to taki typ produkcji – i nie uciekamy przed trudnymi pytaniami, przed kwestionowaniem systemów władzy i instytucji, które nas kontrolują. Pokazujemy różnice między wiarą a instytucjami wiary. Bardzo mnie to cieszy, bo w podobnych produkcjach zwykle wiele się wygładza, ich przesłanie się rozmywa.
Czuję, że tworzymy wartościową opowieść, coś, co sprawi, że ludzie rozejrzą się wokół i zaczną zastanawiać nad porządkiem rzeczy. A przy okazji to ekscytująca opowieść. To właśnie Philip Pullman robi najlepiej – porusza ambitne tematy, zadaje trudne pytania, bywa kontrowersyjny, ale nie zapomina w tym wszystkim, żeby opowiadać wciągające historie.
Jak wygląda praca na planie tak ambitnego produkcyjnie serialu? Jest czas na luz czy jednak skala produkcji wymusza nieustanne skupienie i wyczerpuje?
Splendor dzieje się tu i teraz [James McAvoy nawiązuje do trwającego wówczas New York Comic Com – red.]. Takie sytuacje, te wszystkie czerwone dywany itp. przydarzają się raz, może dwa razy w roku. Pozostałe aspekty tej pracy są cholernie wyczerpujące.
Rzecz jasna na planie udaje nam się nieco rozerwać. Pozwalała na to choćby praca z marionetkami. Częściej jednak między ujęciami zastanawialiśmy się, jak podejść do konkretnej sceny, przekazać to, co jest w scenariuszu, a co ludzie tak dobrze znają z książek.
Serial „Mroczne materie” jest dostępny na platformie HBO Max. Wywiad z Jamesem McAvoyem został przeprowadzony w ramach New York Comic Con 2022.
Czytaj też: Przyszłość jest czarna. Nowa fantastyka afroamerykańska