Nie ulega jednak wątpliwości, że właśnie owym podobieństwom kryminał José Padilhi zawdzięcza zawrotny sukces na brazylijskim rynku (pobił rekord oglądalności „Avatara”). Przestępczość, nielegalny handel narkotykami, porachunki karteli, korupcja policji – to wszystko przyciąga jak magnes. Niemniej, do tych często w kinie latynoskim przerabianych tematów twórcy dodali coś ekstra: teorię spiskową o kupowaniu głosów wyborczych przez polityków w zamian za przymykanie przez nich oczu na mętne interesy. Mówiąc po naszemu, siłą „Elitarnych” jest demaskatorski, wściekły atak na wszechpotężny układ. Tworzą go posługujący się gangsterskimi metodami wysoko postawieni oficerowie specjednostki do zwalczania narkotykowego podziemia, chronieni przez gubernatora Rio, prokuratorów, szefów policji, aż po demokratycznie wybieranych przedstawicieli rządu. 90 proc. z nich – jak to zgrabnie podsumował stróż prawa, podejmujący straceńczą walkę z systemem (brazylijskim syndykatem zbrodni) – zamiast reprezentować naród, powinno siedzieć za kratkami.
W sensacyjnej fabule, pełnej krwawych strzelanin, bezmyślnych mordów i irytująco łopatologicznych komentarzy zza kadru, wygłaszanych przez jedynego sprawiedliwego, pojawia się też ciekawa prognoza na temat tempa kryminalizacji kraju. Otóż już za 50 lat, pod warunkiem utrzymania dotychczasowych procesów demograficznych oraz galopującej przestępczości, z 570 mln mieszkańców Brazylii aż 510 mln wyląduje więzieniu. Film tłumaczy, dlaczego ta absurdalna perspektywa wcale nie jest aż tak nierealna.
Elitarni – Ostatnie starcie, reż. Jose Padilha, prod. Brazylia, 119 min