Czołówka jest mocno inspirowana tą z „Gry o tron”, tylko że zamiast pokazywanych w hicie HBO ziem, o które walczą bohaterowie, jest pokazywana z każdej strony korona z kolorowymi świecidełkami. Dalej jest podobnie. Średniowiecze przypomina to z parodii Monty Pythona z tą różnicą, że tu wszystko jest na – bardzo – serio i są prawdziwe konie. Nieporadni aktorzy w niedopasowanych perukach i kostiumach wygłaszają drewniane dialogi, ślub Kazimierza (Mateusz Król) – w przyszłości Wielkiego – to kameralna uroczystość w małej salce, wawelski dwór składa się z kilkunastu osób, szumnie zapowiadany turniej rycerski trwa na ekranie minutę i obejmuje jedno uderzenie lancą itd. O trudach jednoczenia królestwa przez Władysława Łokietka (zagubiony we własnych wąsach Wiesław Wójcik) tylko się mówi, a zamiast bitew czy negocjacji dostajemy modlitwy, msze i dyskusje o zachowywaniu postów. Zgodnie z dzisiejszą polską polityką historyczną Piastowie na ekranie wypełniają misję chrystianizacyjną. Ale, co zabawne, najbardziej katolicka z katolickich bohaterów królowa Jadwiga (Halina Łabonarska) jest też na razie największym czarnym charakterem: zupełnie nie po chrześcijańsku nie ufa nikomu i knuje, jak rozwieść syna i pozbawić korony jego litewską żonę.
Korona królów, scenariusz Ilona Łepkowska, reż. Wojciech Pacyna, TVP1, emisja pon.–czw. godz. 18.30