Pracownik budowy Osamu Shibata (Lily Franky) razem z kilkuletnim Shotą (Kairi Jyo) kradną z supermarketu jedzenie na kolację. Shota jako dziecko jest poza podejrzeniami ochrony, kradnąc, powtarza więc pokazane mu przez Osamu gesty, a ten rozgrzesza go później i tłumaczy mu, że nie robi nic złego, bo rzeczy w sklepie nie należą jeszcze do nikogo. W drodze powrotnej zabierają ze sobą Yuri (Miyu Sasaki), dziewczynkę, która uciekła od poważnie zaniedbujących ją rodziców. Osamu znów przekonująco argumentuje, że skoro nie wezmą za nią żadnego okupu, to nie będzie to porwanie. A Yuri lepiej zaopiekują się trzy kobiety, które same w nietypowy sposób dokładają się do skromnego domowego budżetu: żona Osamu, Nobuyo (Sakura Andô), okrada klientów pralni, w której pracuje, młoda Aki (Mayu Matsuoka) występuje w peep-show, a jej babcia Hatsue (Kirin Kiki) nadal wyciąga czasem pieniądze od nowej rodziny byłego, zmarłego już męża. Wszyscy razem są naprawdę szczęśliwi, choć nagły zwrot akcji nada zupełnie inne znaczenie temu, co wcześniej się działo, i spotęguje wrażenie, że zależności między bohaterami do jasnych nie należą. Nagrodzone Złotą Palmą w Cannes „Złodziejaszki” są misternym i pełnym tajemnic filmem. Jednak mimo całej złożoności i inteligencji, z jaką snuje swoją opowieść reżyser Hirokazu Koreeda, nie okazuje się ona ani rasową tragedią rodzinną, ani społecznym dramatem. Może dlatego, że Koreeda nie pokazuje problemów wprost, choć historię Osamu i pozostałych oparł na prawdziwych wydarzeniach i chociaż w filmie wyraźnie motywuje go niesprawny system pomocy społecznej, pozostawiający ludzi samym sobie, karzący, ale niewyciągający z biedy. Dla japońskiego reżysera równie istotne są jednak lekkość i ciepło, trudniejsze do uchwycenia, bo wyrażane drobnymi gestami.
Złodziejaszki (Manbiki Kazoku), reż. Hirokazu Koreeda, prod. Japonia 2018, 121 min