Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Film

3:10 do Yumy

Ulepszone technicznie widowisko o Dzikim Zachodzie.

Starsi widzowie zapewne jeszcze pamiętają doskonały psychologiczny western Delmera Davesa z 1957 r. „15:10 do Yumy” z Glennem Fordem w roli groźnego przestępcy eskortowanego przez ubogiego ranczera do stacji kolejowej.

Równo pół wieku później Amerykanie zrealizowali remake „3:10 do Yumy”, powierzając zadanie uzdolnionemu reżyserowi Jamesowi Mangoldowi („Przerwana lekcja muzyki”, „Spacer po linie”), a rolę czarnego charakteru – hollywoodzkiej gwieździe Russellowi Crowe. Odwieczne pytanie, po co właściwie kręcić jeszcze raz coś, co wytrzymuje próbę czasu i nadal przyciąga uwagę nie tylko filmotecznych szczurów, znajduje w tym przypadku sensowne uzasadnienie.

Otóż nowa wersja klasycznego westernu, mimo że opowiada dokładnie tę samą historię zrujnowanego hodowcy bydła, skutecznie opierającego się pokusie korupcji w imię honoru, jest po prostu świetnie skonstruowanym, ponadczasowym dramatem. Niczego nie stara się dekonstruować, demitologizować, ośmieszać ani prostować pod kątem współczesnej obyczajowości. Broni się znakomicie jako rozbudowane i ulepszone pod względem technicznym widowisko o Dzikim Zachodzie. Jak też w sensie moralno-filozoficznym, jako trzymająca w napięciu przewrotna przypowieść o zwycięskiej walce dobra ze złem.

Można wprawdzie powiedzieć – Mangold powielił tylko oryginał, niemniej zdecydowanie warto zobaczyć, jak to uczynił.

Reklama

Czytaj także

Kultura

Cannes 2023: poezja w kadrze. Zwycięskie filmy pokazują życie w koszmarze

W Cannes wygrał zasłużenie francuski thriller sądowy „Anatomia upadku”, ale dzięki Grand Prix zdobytemu przez brytyjsko-amerykańsko-polską „Strefę interesów” Polacy też ciepło zapamiętają 76. edycję festiwalu.

Janusz Wróblewski
30.05.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną