„Kocham ludzi, kulturę, podróże, ale nie miałem okazji się tym cieszyć” – pisze w anonsie na portalu randkowym Charles. I raczej już szansy na nadrobienie zaległości nie dostanie, bo przyjaciółek szuka siedząc w celi śmierci. Podobnie jak Robert, który chciałby wymieniać się myślami na temat poezji i „Star Treka”, oraz Edward, zakochany w twórczości D.H. Lawrence’a i W.B. Yeatsa. Charles torturował, a następnie zamordował 11 osób. Robert porąbał siekierą własną matkę. Edward czeka na egzekucję z powodu trzykrotnego zabójstwa na zlecenie. Seryjni mordercy, gwałciciele, manipulatorzy i psychopaci – wszyscy oni nie mogą narzekać na brak powodzenia u kobiet, które poznały ich i pokochały już po tym, gdy trafili na Death Row, więzienny oddział cel śmierci w Teksasie. Wbrew nieco mylącemu – choć doskonałemu marketingowo – tytułowi, Polman nie zajmuje się tylko tworzącymi osobną subkulturę żonami zbrodniarzy, które a to ze sobą rywalizują, a to zwierają szyki. „Laleczki” służą holenderskiej dziennikarce jako pretekst do wielowątkowej opowieści reporterskiej o (czy raczej: przeciwko) karze śmierci. Do żarliwego oskarżenia amerykańskiego wymiaru (nie)sprawiedliwości. Mamy tutaj rodzinne historie i kartoteki morderców. Są fragmenty poświęcone kucharzowi gotującemu ostatnie posiłki, bezdusznym strażnikom, żądnym krwi prokuratorom. Nie brakuje detalicznie opisanych sposobów wykonywania wyroków, pomyłek sądowych i spartaczonych egzekucji. I choć to może nie o nich książka, trochę za mało przeczytamy o ofiarach zbrodniarzy i ich rodzinach.
Linda Polman, Laleczki skazańców, przeł. Małgorzata Diederen-Woźniak, Wyd. Czarne, Wołowiec 2018, s. 208