Chuck Norris – sławny karateka i aktor w jednej osobie – stworzony został do rzeczy niemożliwych. Jednym z dowodów jest fakt, że napisał autobiografię.
Niewielu jest takich na świecie, którzy nie wiedzą, kim jest Chuck Norris. Tym naiwniakom należy się z pewnością krótkie wyjaśnienie. Ci zaś, którzy o Norrisie wiedzą wszystko, a są ich legiony, i tak chętnie posłuchają. Zwłaszcza że będzie to opowieść jedyna w swoim rodzaju: przeplatana wyznaniami samego gwiazdora.
Zaczęło się jak najgorzej...
Chuck urodził się w rodzinie mieszanej, z ojca Indianina i matki Irlandki. Norris senior nie stronił od kieliszka, opuścił rodzinę, a Chuck doświadczył w młodości więcej złych niż radosnych chwil. Los odmienia się, gdy chłopak wstępuje do lotnictwa i trafia do Korei, gdzie zaczyna interesować się sportami walki. Na początku lat 60. wraca do Stanów, gdzie zakłada sieć szkół karate.
Traf chce, że ówczesną śmietankę artystyczną ogarnia amok na punkcie sztuk walki, tak jak, nie przymierzając, dzisiejszą elitę z Nowego Jorku, z Madonną na czele, opanowała mania kabały. Uczniami Chucka są: wielki aktor Steve McQueen i żona króla rock’n’rolla Priscilla Presley. Te kontakty okażą się bezcenne i wprowadzą karatekę w wielki świat filmu.
Już jako niekwestionowana gwiazda karate Chuck poznaje legendarnego mistrza sztuk walki Bruce’a Lee. Zerknijmy do autobiografii: „Niedługo po tym Bruce zaprosił mnie do siebie, na podwórko swojego domu. (...) Na tym podwórku miał całą masę różnego sprzętu, łącznie z drewnianym, przez siebie wyprodukowanym manekinem z ramionami, nogami i stopami, wypełnionym sianem workiem treningowym do uderzeń pięścią.