Piąty, ostatni już tom „Wierszy zebranych” Czesława Miłosza, obejmujący zbiory „Na brzegu rzeki”, „To”, „Druga przestrzeń”, „Wiersze ostatnie”, poemat „Orfeusz i Eurydyka” i dwa teksty rozproszone, pokazuje młodego poetę, któremu stare ciało próbuje narzucić nihilistyczną melodię. Bezskutecznie. Miłosz do końca pozostaje wierny wewnętrznemu nakazowi pisania przeciw nicości, bo – jak czytamy w „Przepisie”: „Nawet gdybym dojrzewał do skargi hiobowej,/Lepiej zamilczeć, pochwalać niezmienny/Porządek rzeczy”.
W późnych książkach noblisty młodość manifestuje się również jako żwawość formalna; mamy tu notatki, prozy poetyckie, wiersze sylabiczne, modlitwy i pastisze, traktaty i fraszki. Lecz niezależnie od kroju tych tekstów padają w nich wciąż te same pytania poety: o pochodzenie zła, o wartość cierpienia, o własną tożsamość. Przeświadczenie o konieczności odbudowy wyobraźni religijnej, o pozaludzkich źródłach poezji, o tym, że „Kto nie dotknął ziemi ni razu, /Ten nigdy nie może być w niebie”, towarzyszą mu od chwili, gdy w pełni ukształtował się jego głos.
Owa spójność wizji świata, poety i poezji nie jest jednak tożsama z poczuciem spójności świata, poety i poezji samych w sobie. Współistnienie dobra i zła, głodu ziemi i głodu „drugiej przestrzeni”, konflikt między wiarą a jasną myślą, wreszcie liryka – jako amalgamat małości i łaski, popisów ego i zaklęć dajmoniona – to problemy Miłosza z wiersza „To”. Poety, którego rozpacz wyrasta z przekonania o potędze rozumu, i który rozumem, wolą usiłuje tę rozpacz zdławić.
Czesław Miłosz, Wiersze zebrane, tom 5, Znak, Kraków 2009, s. 468