Dwaj zamaskowani Francuzi w futurystycznych hełmach, których przywykło się klasyfikować jako innowatorów brzmień klubowych, na nowej płycie niejednego słuchacza wzruszą do łez. Zamierzenie Daft Punk było dość ambitne: złożyć hołd prekursorom disco i muzycznej produkcji lat 70. Udało się więcej – „Random Access Memories” to oda na cześć zagubionego studyjnego rzemiosła. Zamiast kopiować pomysły Giorgio Morodera, zaprosili jego samego, by w jednym z utworów opowiedział o swojej idei muzyki tanecznej. Zamiast samplować stare płyty Chic, zaprosili ich gitarzystę Nile’a Rodgersa, by charakterystyczne partie gitary rytmicznej zagrał na żywo. Stworzyli album fascynująco różnorodny i zaskakująco liryczny. Wielowarstwowy, pełen szacunku dla szczegółu, nagrany w starym stylu, który żegnały w latach 80. superprodukcje w rodzaju „Thrillera” Michaela Jacksona. Nie ma tu tak porywających refrenów jak na płycie „Discovery”, ale lepiej brzmiąca płyta pop najprawdopodobniej w tym roku nie powstanie.
Daft Punk, Random Access Memories, Daft Life/Columbia