Cristiano Ronaldo oskarżony o oszustwa podatkowe. Ale i tak włos mu z głowy nie spadnie
Ledwie ucichła burza po kwietniowej publikacji tygodnika „Der Spiegel”, gdzie ujawniono, że najlepszy dziś piłkarz świata zgwałcił kilka lat temu kobietę w hotelowym pokoju w Las Vegas, a już wybuchła kolejna.
Tym razem chodzi o ukrywanie przez Ronaldo dochodów w rajach podatkowych w celu oszukania hiszpańskiego fiskusa. Jeśli chodzi o gwałt, armia piarowych doradców Cristiano odparowała atak, twierdząc, że dowody są mało wiarygodne. Teraz argumentów może im braknąć. Status oskarżonego w śledztwie prowadzonym przez madrycką prokuraturę to nie to samo co demaskatorska publikacja w nawet najbardziej renomowanej gazecie.
Niedawno za identyczny podatkowy szwindel skazany został Leo Messi – odwieczny konkurent Ronaldo do miana aktualnego futbolowego boga. Tak samo jak Ronaldo obrzydliwie bogaty, popularny i obwieszony firmowymi logotypami jak bożonarodzeniowa choinka. Migawki z sali sądowej pokazywały Messiego siedzącego ze skruszoną miną, a całość winy wziął na siebie ojciec napastnika, który w piłkarskiej korporacji syna dba o to, by z jego kariery wycisnąć, ile się da.
Najwięksi piłkarscy gwiazdorzy są oderwani od rzeczywistości
Można się zakładać, że Ronaldo obierze identyczną taktykę: nie wiem, nie znam się, jestem tylko od grania w piłkę, a od obracania moimi pieniędzmi i wywiązywania się z podatkowych obowiązków mam swoich ludzi. I jeśli coś jest nie tak, do nich miejcie pretensje, bo nawet jak coś podpisałem, zrobiłem to w dobrej wierze.
Niewykluczone zresztą, że tak właśnie było – najwięksi piłkarscy gwiazdorzy są oderwani od rzeczywistości, skupieni wyłącznie na grze w piłkę, odcinaniu reklamowych kuponów od swojej sławy oraz licytowaniu się na luksusy. Ich świat jest tak ciasny, że raczej mało prawdopodobne, by znalazło się w nim miejsce na inspirowanie optymalizacji podatkowej.
Wyrok dla Messiego został skrojony na taką miarę, aby nie dostał się za kratki (21 miesięcy więzienia w zawieszeniu, a według hiszpańskiego prawa pierwszy wyrok może skutkować pozbawieniem wolności tylko, jeśli to co najmniej dwa lata). Jego futbolowa sława na tym nie ucierpiała.
Pracodawcy nie potępili, sponsorzy się nie odwrócili, a nawet więcej – kilka tygodni przed wyrokiem sądu apelacyjnego Argentyńczyk przedłużył kontrakt z Adidasem, który – jak się spekuluje – ma charakter dożywotni i umieszcza Messiego na tej samej półce, co gwiazdora NBA LeBrona Jamesa, który za związek z Nike aż po grób dostał miliard dolarów.
Żeby w tych sytuacjach z pełnym przekonaniem ubolewać nad światem równych i równiejszych, trzeba by najpierw prześledzić wyroki w analogicznych sprawach. Jedno jest pewne – status piłkarskiego boga to okoliczność łagodząca. Ronaldo albo Messi za kratkami to dla futbolowego interesu wizerunkowa i biznesowa tragedia, a nie miejmy złudzeń – strefa wpływów tego interesu jest potężna.
Zresztą o schizofrenię w tych sytuacjach nietrudno – można potępiać Ronaldo czy Messiego za ich pazerność (albo co najmniej ubolewać nad ich naiwnością), ale nie sposób ich nie podziwiać jako piłkarzy.