Ludzie i style

Medalowa norma w Glasgow

Paweł Wojciechowski wygrał skok o tyczce na mistrzostwach w Glasgow. Paweł Wojciechowski wygrał skok o tyczce na mistrzostwach w Glasgow. Laurent Lairys/MAXPPP / Forum
Po lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w hali zewsząd słyszy się, że Polska jest potęgą. Najwyraźniej lubimy nią być, choćbyśmy byli potęgą na miarę naszych możliwości.

Żeby wygrać klasyfikację medalową, wystarczyło zdobyć pięć mistrzowskich tytułów i dwa wice-. Brytyjczycy uzbierali 12 medali, ale złotych tylko cztery. Klasyfikacja promuje zwycięzców, a tych mieliśmy więcej. No i bardzo dobrze.

Do osiągnięć już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Dwa lata temu w Belgradzie było przecież jeszcze lepiej (siedem medali złotych i 12 w sumie). Warto też pamiętać, że halowe zawody mają trochę niższą rangę niż na otwartych stadionach. Nie wszyscy najlepsi decydują się na starty pod dachem. Na przykład seryjny mistrz w biegu na 800 m Adam Kszczot nie pojawił się wcale w Szkocji. Bo najważniejszą imprezą tego roku są jesienne mistrzostwa świata w Katarze. Tam o finały i miejsca na podium będzie znacznie trudniej. Europa w wielu konkurencjach znaczy coraz mniej, gdy pojawiają się najmocniejsi z innych kontynentów.

Czytaj też: ME w lekkoatletyce dla Polski

Zwycięstwa cieszą

W żadnym wypadku nie mam zamiaru wybrzydzać. Zwycięstwa cieszą, niektóre nawet bardzo. Na przykład Pawła Wojciechowskiego w skoku o tyczce. Dziś ma 30 lat, a już osiem lat temu w Daegu był mistrzem świata. I od tej pory nie był pierwszy w żadnej mistrzowskiej imprezie! Teraz nie dość, że skoczył najwyżej (5,90 to rekord życiowy w hali), to jeszcze po pięknej rozgrywce z faworytem Piotrem Liskiem. Ten wynik to pochwała cierpliwości i wiary w to, co się robi.

Albo Marcin Lewandowski, który sprawił, że można mówić o triumfie doświadczenia nad młodością w biegu na 1500 m. Pół roku temu na otwartym stadionie lepszy okazał się najmłodszy z braci Ingebrigtsenów Jakob. Teraz role się odwróciły. Lewandowski po triumfie nie mógł sam siebie nachwalić. Ale dużo racji miał.

Kulomiot Michał Haratyk twierdzi, że nie wie, dlaczego kula przez niego pchnięta poleciała najdalej. Dobrze byłoby to wiedzieć, ale jeśli tak musi być, niech żyje w nieświadomości i pokonuje rywali. Tym bardziej że Konrad Bukowiecki tym razem nie przeszedł nawet eliminacji i nie wszystko może zwalać na chorobę.

Czytaj też: Kto w sporcie zawojował 2018 r.

Kryzys za sobą

Wygląda też na to, że ubiegłoroczny kryzys definitywnie ma za sobą Ewa Swoboda, która na 60 m była szybsza od słynnej Dafne Schippers i wszystkich pozostałych rywalek na 60 m. Swoboda przez całą zimę pokazuje więcej pewności siebie, szybkości i... tatuaży. Bardzo jestem ciekaw, czy latem będzie równie skuteczna, gdy przyjdzie ścigać się na 100 m.

Na wielkie brawa zasłużyła Sofia Ennaoui, która na półtora kilometra nie sprostała tylko największej gwieździe zawodów Laurze Muir. Sofia stawia sobie najambitniejsze cele, a mnie się czasem wydaje, że i tak osiąga już więcej, niż można się spodziewać, patrząc na jej kruchą sylwetkę. Planowo nie dały szans rywalkom dziewczyny ze sztafety 4x400 m, choć indywidualnie tym razem fajerwerków nie było.

W polskiej lekkiej atletyce od dłuższego czasu dobrze się dzieje, chociaż ma przecież swoje problemy i konflikty. Na szczęście na stadionach i w halach mamy sporo powodów do zadowolenia.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama