Ludzie i style

Małe jest piękne, także w Hiszpanii – przewodnik po Gironie

Mury miejskie Passeig de La Muralla Mury miejskie Passeig de La Muralla Shutterstock
Przez lata bezpośrednie sąsiedztwo większej i bardziej znanej Barcelony było przeszkodą dla rozwoju tego stutysięcznego miasta, ale dzisiaj Girona nauczyła się z tej bliskości korzystać, przekuwając ją w atut.

Na pierwszy rzut oka temu urokliwemu miasteczku, położonemu prawie dokładnie w połowie drogi pomiędzy Barceloną a francuską granicą i Pirenejami, niczego nie brakuje. Międzynarodowe lotnisko zapewniające połączenia w 34 kierunkach na dwóch kontynentach, aż siedem muzeów oferujących wystawy sztuki z właściwie wszystkich okresów ludzkiej twórczości, od czasów starożytnych po współczesność, łagodny klimat, sąsiedztwo gór i morza, malownicze widoki. Mimo to Girona, stolica jednej z czterech katalońskich prowincji, przez lata pozostawała na uboczu, z dala od światowego rozgłosu, okładek lifestylowych magazynów i popularnych serii przewodników dla turystów. Po części wynikało to z bycia w cieniu Barcelony, miasta szalenie modnego i unikatowego zarazem, jednej z europejskich stolic turystycznych i dla wielu - synonimu całej Katalonii. Ten region ma jednak o wiele więcej do zaoferowania, zwłaszcza podróżując bocznymi drogami, z dala od głównych arterii komunikacyjnych, i przede wszystkim - nie tylko samochodem. Girona jest doskonałym potwierdzeniem tej tezy i jednocześnie dowodem na to, że położenie w polu grawitacyjnej wielkiej metropolii nie musi być problemem, bo przy odrobinie kreatywności można je przekuć w atut.

Girona z lotu ptakaShutterstockGirona z lotu ptaka

Od dawna wiedzą to chociażby cykliści, dla których to miasto przez dekady stało się ważnym przystankiem na trasie nie tylko do wybrzeża Costa Brava. Zarówno ci, którzy uprawiają ten sport amatorsko, jak i zawodowcy tak bardzo upodobali sobie to miejsce, że w branżowych magazynach i na fachowych forach internetowych Gironę nazywa się nawet „mekką europejskiego kolarstwa”. Trend rozpoczął w 2000 r. Lance Armstrong, wtedy najpopularniejszy i najlepszy na świecie kolarz, który katalońskie miasto wybrał na swoją europejską bazę. Przekonał go klimat - zimą łagodny, latem rzadko mimo wszystko doprowadzający słupki rtęci na termometrach powyżej granicy 30 stopni Celsjusza. A przede wszystkim - bliskość pięknych, majestatycznych, ale i wymagających, trudnych technicznie pirenejskich podjazdów, na których mógł budować formę. W ślad za nim podążyli inni, a dziś Girona dosłownie żyje przygodami na dwóch kółkach. Według niektórych szacunków przez ostatnie lata przewinęła się przez miasto nawet połowa wszystkich zawodowców jeżdżących w najważniejszych światowych wyścigach i tourach. Trenują tu też całe zespoły, jak chociażby reprezentacja Kuwejtu kobiet, rok rocznie planująca w Gironie swoje zgrupowania. Przed pandemią koronawirusa miasto odwiedzało aż 40 tyś. cyklistów rocznie, wielu zresztą na rowerach się tu dostawali i rowerami odjeżdżali. To pierwszy dowód na zmianę relacji miasta z centrum regionu - Girona reklamuje się dzisiaj jako „miasto, do którego można dojechać rowerem z Barcelony”. Wykorzystuje bliskość stolicy Katalonii, mimo wszystko lepiej skomunikowanej z dalekimi, pozaeuropejskimi destynacjami, żeby ściągnąć do siebie największe gwiazdy kolarstwa i zyskać rozgłos wśród amatorów - co udaje się z doskonałym skutkiem.

Historyczna dzielnica żydowska z mostem EifflaShutterstockHistoryczna dzielnica żydowska z mostem Eiffla

Mimo tej popularności na co dzień na ulicach Girony widać ich niewielu, a przynajmniej nie aż tylu, ilu mogłyby sugerować statystyki. To dlatego, że większość czasu spędzają poza miastem, na pagórkach i górskich trasach. Najpopularniejsze z nich, jak Mare de Deu del Mont, Sant Hilari Sacalm i Ela Angels, liczą od 10 do 25 km, mają nachylenie od 2,5 do 5 proc. i co roku, głównie od marca do sierpnia gromadzą setki amatorów dwóch kółek. Girona nauczyła się kolarstwa tak samo, jak kolarze Girony, dzięki czemu architektura i przestrzeń miejska dostosowane są do ich potrzeb, a poza granicami miasta istnieje bogata infrastruktura, dzięki której turyści mogą nie tylko dbać o mięśnie i formę fizyczną, ale też wypocząć, zatrzymać się i podziwiać krajobraz.

Dla tych, którzy wolą bardziej stacjonarną formę wypoczynku, Girona ma również wiele do zaoferowania - i nawet wówczas łączy się to z rowerami. Współczesna kultura kolarska zawiera bowiem w sobie jako integralny element przejażdżki zakończone lub przerywane postojami na dobrą kawę - i tego w Gironie nie brakuje. Symbiozę tych dwóch światów najlepiej ucieleśnia historia Christiana Meiera, Kanadyjczyka z urodzenia, Katalończyka z wyboru. To były zawodowy kolarz, rywalizujący między innymi w Giro d’Italia, który do Girony przyjechał po raz pierwszy w 2008 r. - oczywiście w celach treningowych. W mieście zakochał się jednak błyskawicznie, sprowadził tu żonę, zamieszkał na stałe i rozpoczął wypełnianie dziur na kawiarnianej mapie miasta. Dziś prowadzi już trzy lokale, przy okazji służąc jako żywa reklama miasta, które wielu ludzi z całego świata wybrało na swój nowy dom.

Górska wieś Beget, prowincja GironaShutterstockGórska wieś Beget, prowincja Girona

Przybysze ze wszystkich stron wzbogacili tkankę miejską, przynosząc ze sobą swoje tradycje, kultury, ale też innowacje i pomysły biznesowe. W Gironie nowe płynnie łączy się ze starym, a świat lokalny z wielkim światem. Z jednej strony więc jest tu ciszej, spokojniej niż w Barcelonie, z drugiej - bywają tu gwiazdy, a przynajmniej ślady po nich. W tutejszym muzeum kinematografii podziwiać można chociażby lampę ze stolika w ikonicznym Rick’s Cafe, przy którym w Casablance siedziała Ingrid Bergman, czy buty Jamesa Deana noszone na planie Buntownika bez Powodu. Ci, którzy chcą rozkoszować się widokami i szukają bardziej klasycznej sztuki i architektury, jednocześnie zostawiając rower na stojaku, mogą spacerować po słynnym Passeig de La Muralla, trasie wytyczonej po szczytach starych murów miejskich. Niektóre z umocnień obronnych sięgają jeszcze czasów rzymskich, zostały zbudowane w 1 wieku p.n.e, a później włączone do średniowiecznych fortyfikacji, które w XIV wieku objęły już całe istniejące wówczas miasto - dzisiejszą starówkę Girony. Dopiero pół tysiąca lat później zachodnia część murów została zburzona, bo Girona zaczęła się rozrastać, głównie dzięki rozwojowi tutejszego mieszczaństwa i coraz większym wpływom z handlu. Spora część średniowiecznej konstrukcji wciąż jeszcze istnieje i jest dostępna dla zwiedzających. I jeśli prześledzić historię miasta, nie ma się co dziwić, że zbudowano tu tak silne mury obronne - Girona od swojego powstania aż 25 razy przechodziła przez oblężenie obcych wojsk!

Średniowieczny most we wsi Besalú, Park Narodowy GarrotxaShutterstockŚredniowieczny most we wsi Besalú, Park Narodowy Garrotxa

Dziś te budowle mają oczywiście inne zastosowanie, choć nie służą tylko celom turystycznym - miasto było scenografią dla wielu produkcji filmowych i telewizyjnych, w tym dla słynnej Gry o Tron. Zaletą Passeig de La Muralla jest również to, że można na niego wejść i z niego zejść w kilku różnych, rozsianych po starówce miejscach, dzięki czemu mury są świetną trasą zarówno na krótki spacer, jak i na całościowe zwiedzanie starego miasta. Podobnie jak wiele innych miast Katalonii, Girona żyje głównie swoim centralnym placem, XIX-wiecznym Placa de La Independencia. To pełen małych kawiarni, oryginalnych restauracji i sklepów z lokalnymi wyrobami plac otoczony kolumnadą, wypełniony turystami, ale też mieszkańcami Girony, z przybyszami żyjącymi w coraz większej symbiozie, bez względu na to, czy przyjechali tu na dwóch, czy na czterech kółkach.

Widok ze szczytu Mare de Deu del MontShutterstockWidok ze szczytu Mare de Deu del Mont

Girona przyciąga dzisiaj tym, czym dawniej do siebie zniechęcała: wolniejszym stylem życia, spokojnym rytmem, przyjemną powtarzalnością. Klimatem, który jest pozbawiony ekstremów, a jednocześnie pozostaje przyjazny aktywności fizycznej praktycznie przez cały rok. Miasto stanowi też doskonałą bazę wypadową dla podróży po całej Katalonii - choć, co pokazuje historia Cristiana Meiera - niejeden przyjeżdżał tu już na chwilę, a został na całe życie. Zasadnym jest więc ostrzeżenie wszystkich chcących spróbować podróży do Girony, że mogą podzielić los kanadyjskiego cyklisty. Co pod żadnym pozorem nie wydaje się być złym rozwiązaniem. Miasto przeżywa renesans na wszystkich frontach, nawet miejscowa drużyna piłkarska zachwyca wszystkich, prowadząc w tabeli La Liga. Girona nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa - powodów do odwiedzin będzie już tylko więcej.

Partnerem materiału jest Turespaña.

Polityka 5.2024 (3449) z dnia 23.01.2024; Ludzie i Style; s. 98
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama