Nauka

Dla nas tylko Ziemia

Kapitalizm, krótkowzroczność, populacja i zniszczenie planety

Porozumienie paryskie z 2015 r. — którego podpisania domagali się protestujący na całym świecie, m.in. w Londynie — dało nadzieję na lepszą ochronę klimatu. Porozumienie paryskie z 2015 r. — którego podpisania domagali się protestujący na całym świecie, m.in. w Londynie — dało nadzieję na lepszą ochronę klimatu. Chris Ratcliffe / Getty Images
Planeta B nie istnieje, przekonywał pod koniec kwietnia kongresmenów USA prezydent Francji Emmanuel Macron. Klub Rzymski mówi to od pięćdziesięciu lat. I wskazuje, co robić, żeby ludzkość nie musiała sobie szukać nowego miejsca do życia.
Najlepszym sposobem na ograniczenie wzrostu temperatury atmosfery byłoby zahamowanie emisji gazów cieplarnianych, zwłaszcza dwutlenku węgla.Wikipedia CC BY 4.0 Najlepszym sposobem na ograniczenie wzrostu temperatury atmosfery byłoby zahamowanie emisji gazów cieplarnianych, zwłaszcza dwutlenku węgla.

Złośliwi nazywają Klub Rzymski zbiorową Kasandrą co jakiś czas wieszczącą rychły koniec świata. Powstał w 1968 r. z inicjatywy przemysłowca i filantropa Aurelio Peccei oraz naukowca, pioniera idei zrównoważonego rozwoju Alexandra Kinga. Do dziś opublikował 40 raportów, świat jednak ciągle ma się nie najgorzej.

Optymiści, jak amerykański filozof Steven Pinker w niedawnej książce „Enlightenment Now” („Oświecenie teraz”), przekonują nawet, że jeszcze nigdy tak dobrze nie było. Bo choć z ekranów telewizorów i smartfonów wylewają się obrazy biedy, wojen, terroru i przemocy, to bieda na świecie systematycznie maleje (tyle że rosną nierówności), wojen jest coraz mniej i coraz mniej ludzi ginie w wyniku przemocy. Problemów nie brakuje, ale nie ma powodów, by nie rozwiązać ich za pomocą tej samej siły, która zawsze napędzała postęp ludzkości: rozumu. I optymistycznego obrazu rzeczywistości nie zmienią nawet takie incydenty, jak wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA – dowodzi Pinker, przytaczając niezliczone statystyki.

Tymczasem pod koniec kwietnia, by uczcić 50. rocznicę swego powstania, Klub Rzymski opublikował pod redakcją niemieckiego badacza przyrody i polityka Ernsta Ulricha von Weizsäckera oraz szwedzkiego polityka i działacza pozarządowego Andersa Wijkmana raport „Ejże! Kapitalizm, krótkowzroczność, populacja i zniszczenie planety”. Autorzy także sięgają po liczby i analizy statystyczne, bo tak jak Pinker hołdują wartościom oświecenia i dyskusję opartą na faktach przedkładają nad spór o poglądy. Problem jednak w interpretacji tych samych informacji.

Postęp i katastrofa

Wystarczy jeden przykład. W 1947 r. ziemię zamieszkiwało o 5 mld ludzi mniej niż dzisiaj, połowa z nich cierpiała na niedożywienie. Dziś, przy ziemskiej populacji liczącej 7,6 mld ludzi, na niedożywienie cierpi 13 proc. Ciągle niemało, jednak jeśli połączyć tempo przyrostu demograficznego ze zdolnością do jego obsługi przez zwiększoną produkcję żywności, to trudno zakwestionować tezę, że okres, jaki minął od końca II wojny światowej, był w tym aspekcie czasem postępu.

Nie spełniły się alarmistyczne prognozy z lat 60. Na przykład najsłynniejsza – biologa Paula Ehrlicha, autora „Bomby populacyjnej” – że w latach 70. setki milionów ludzi będzie zagrożonych śmiercią głodową. Nie umarli jednak. Dlaczego? Dzieki postępowi naukowo-technicznemu. Pinker przypomina, że tylko wynalazek syntezy amoniaku z początku XX w., który stał się podstawą produkcji azotowych nawozów sztucznych, uratował życie 2,7 mld ludzi. A później nadeszły kolejne ważne innowacje zwiększające produktywność rolnictwa. Dziś ponaddwukrotnie więcej ludzi cierpi na nadwagę niż niedożywienie.

Zgoda, piszą autorzy raportu „Ejże!” i proponują, by spojrzeć na drugą stronę postępu: wielkie geometryczne przyspieszenie eksploatacji rozlicznych życiowych zasobów, jakie widać w statystykach ostatniego półwiecza. W takim właśnie tempie przyrasta ilość dwutlenku węgla i metanu w atmosferze ziemskiej, zwiększa się zakwaszenie oceanów, następuje degradacja biosfery lądowej i utrata lasów tropikalnych, rośnie zużycie wody i energii pierwotnej. To przyspieszenie „napędzane” postępem jest przyczyną nowych jakościowo globalnych zjawisk: ocieplenia atmosfery, szóstego wymierania gatunków i szerzej, wyczerpywania zdolności ziemskiego ekosystemu do regeneracji.

W skrócie, od początku lat 70. ludzkość zużywa więcej zasobów, niż Ziemia jest w stanie odtworzyć. Jeszcze w 2000 r. „punkt przestrzelenia”, czyli moment, od którego w ciągu roku ludzie zaczynają żyć na kredyt zaciągnięty u planety, wyliczono na 4 października. W 2017 r. wypadł on 2 sierpnia. W 2030 r. będzie to koniec czerwca. W efekcie ze świata pustego – jak nazwał go Klub Rzymski – przed półwieczem ludzkość wkroczyła w epokę antropocenu: świat zapełniony po brzegi, kiedy już dalszego rozwoju nie można zasilać nieograniczoną eksploatacją geoekosystemu. W innym przypadku grozi bowiem przestrzelenie systemowe, czyli rozregulowanie świata i przyspieszenie procesów destrukcyjnych.

Problemem nie jest więc brak postępu, tylko jego nieprzewidziane skutki. Mimo że naukowcy coraz lepiej potrafią je rozpoznawać i proponować, jak sobie z nimi radzić, o wiele trudniej znaleźć rozwiązania polityczne wdrażające wiedzę w życie. Doskonale to ilustruje wyzwanie zmian klimatycznych.

Najlepszym sposobem na ograniczenie wzrostu temperatury atmosfery byłoby zahamowanie emisji gazów cieplarnianych, zwłaszcza dwutlenku węgla. Taki cel przyświeca porozumieniu paryskiemu, które zwieńczyło szczyt klimatyczny ONZ w Paryżu w 2015 r. To przełomowe porozumienie międzynarodowe opiera się na deklaracjach państw-stron zobowiązujących się do działań na rzecz ochrony klimatu. Zgodnie z deklaracją ogólną powinny się one złożyć na takie ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, by temperatura atmosfery ustabilizowała się na poziomie 1,5 st. C w stosunku do okresu przedprzemysłowego (to wtedy masowe wykorzystanie paliw kopalnych doprowadziło do przyspieszającego wzrostu produkcji dwutlenku węgla). Jeśli jednak podsumować rzeczywiste deklaracje, okaże się, że trudno będzie zatrzymać się nawet na poziomie 3 st. C. Między wiedzą o potrzebach a wolą polityczną istnieje przepaść grożąca katastrofą. Dlatego właśnie George Monbiot, brytyjski publicysta i pisarz zajmujący się tematyką środowiska, podsumował porozumienie paryskie: „Jest cudem w porównaniu z tym, czym mogło być – oraz katastrofą w porównaniu z tym, czym powinno być”.

Ostrzeżenia i wskazówki

Autorzy najnowszego raportu Klubu Rzymskiego chcieliby być, tak jak Steven Pinker, optymistami. Nie są jednak tak jak on przekonani, że skoro dotychczas postęp działał mniej więcej bez zarzutu, to dalej musi być tak samo. Siłą analiz Klubu, od pierwszego słynnego raportu „Granice wzrostu” z 1972 r., jest ich systemowy i całościowy charakter. Ziemia ze środowiskiem przyrodniczym i społecznym to zbiór elementów i podsystemów, które są połączone i wzajemnie na siebie oddziałują. U źródeł wojny domowej w Syrii dopatrywać się należy wielkiej suszy w latach 2006–11, która doprowadziła do największego załamania produkcji rolnej od czasów, gdy przed tysiącami lat do Żyznego Półksiężyca zawitało rolnictwo. Suszę tę w znacznym stopniu wywołały zmiany klimatyczne, którym najmniej winni byli Syryjczycy. Skutki suszy mogłyby być jednak mniej dotkliwe, gdyby nie promowane przez władze kraju (pod wpływem globalizacyjnej presji) uprawy bawełny i pszenicy.

Największą cenę płacą dziś Syryjczycy, jednak skutki wojny domowej w ich kraju odczuwa cały świat – taki jest efekt systemowych zależności. Mając ich świadomość, również na postęp techniczny, który jest jednym ze sposobów na poradzenie sobie z wyzwaniami przyszłości, należy patrzeć z ostrożnością. Bo dziś również nad tym obszarem także ciąży ryzyko przestrzelenia. Autorzy raportu wymieniają m.in. nieprzewidziane skutki rozwoju sztucznej inteligencji, polegające na możliwości wyrwania się systemów technicznych spod ludzkiej kontroli. Na tym nie poprzestają, dokładając pokusę inżynierii ekosystemów, czyli chęć przeciwdziałania niebezpiecznym zmianom w środowisku i klimacie za pomocą interwencji technicznej. Na przykład można sobie wyobrazić schładzanie atmosfery przez rozpylanie w niej siarki, która odbijałaby promieniowanie słoneczne. Co jednak, gdy interwencja wymknie się spod kontroli lub zostanie zastosowana przez jedno tylko, wystarczająco zasobne państwo, bez oglądania się na zgodę innych? Donald Trump nie ukrywa, że jest zainteresowany posiadaniem takich rozwiązań, co w połączeniu z doktryną „America First!” nie wróży najlepiej.

„Ejże!” jest diagnozą świata uwzględniającą jego rosnącą złożoność. Autorzy pokazują, że nie można poważnie dyskutować o zmianach klimatycznych, degradacji środowiska i dalszym rozwoju ludzkości, nie uwzględniając nie tylko nieprzewidzianych konsekwencji postępu technicznego, lecz także funkcjonowania kapitalizmu jako sposobu organizacji gospodarki i społeczeństwa. Bo tu właśnie, w dominacji sektora finansowego, presji na szybki zysk i kulcie wzrostu PKB jako miary gospodarczego dynamizmu, kryją się istotne źródła zagrożeń dla przyszłości.

Ernst Ulrich von Weizsäcker i Anders Wijkman pokazują, że PKB jako miara wprowadzona w latach 30. w Stanach Zjednoczonych już dawno stracił walor miary rozwoju. Owszem, ten wskaźnik mierzy przepływy w gospodarce, jest jednak ślepy na ich jakość oraz przełożenie na poziom społecznego dobrostanu. Z punktu widzenia wzrostu PKB korzystna jest jak najszybsza wymiana urządzeń, a nie ich trwałość, i zużywanie surowców, a nie ich recykling. Z punktu widzenia przyszłości na pełnej Ziemi musimy jednak nauczyć się doceniać, również ekonomicznie, trwałość i odtwarzalność, a nie marnotrawną konsumpcję.

Autorzy raportu nie kończą na ponurej diagnozie i straszeniu coraz bardziej możliwym przestrzeleniem. Ostatni rozdział ich książki zawiera katalog propozycji pokazujących, co trzeba zrobić, żeby uratować przyszłość. Większość rozwiązań jest w naszym zasięgu. Gospodarka o obiegu zamkniętym, niemarnująca zasobów, tylko w maksymalnym stopniu wykorzystująca surowce pierwotne i wtórne, nie jest fanaberią, a zwyczajnie się opłaca. Wdrożenie zasad gospodarki o obiegu zamkniętym w krajach europejskich umożliwiłoby obniżenie emisji dwutlenku węgla o 60–70 proc. w perspektywie 2030 r., przyczyniło się do zwiększenia zatrudnienia o 1–3 proc. i przyniosło efekt ekonomiczny na poziomie 1,8 bln dol. rocznie.

Nie brakuje również pomysłów na przebudowę struktury gospodarki i poddanie dyscyplinie świata finansów, tak by służył rozwojowi, a nie zajmował niszczącymi spekulacjami. Podobnie z kontrolą rozwoju nowych technologii. Lista propozycji imponuje. Wydawałoby się, że wystarczy tylko z nich skorzystać. Dlaczego więc ludzie tego nie robią, a nawet jeśli, to z niewystarczającym zapałem? Bo są ludźmi, co oznacza, że o ich działaniach decyduje nie tylko czysty rozum, ale także przyzwyczajenia, wzory kultury i konsumpcji oraz jakość instytucji, które tworzą, by zarządzały życiem zbiorowym.

Ich zmiana wymaga – jak piszą autorzy raportu – zmiany paradygmatu stosunków społecznych. Papież Franciszek, który także jest w tekście „Ejże!” przywołany, nazywa sprawę po imieniu i wzywa po prostu do śmiałej rewolucji kulturowej po to, by uratować ludzkość i jej dom, Ziemię. Czy ludzie są na nią gotowi?

Polityka 19.2018 (3159) z dnia 08.05.2018; Nauka; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "Dla nas tylko Ziemia"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama