Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Japonia znów zagraża wielorybom

Dla Japonii wielorybnictwo to sprawa honoru. Połowy waleni mają w tym kraju kilkuwiekową tradycję. Dla Japonii wielorybnictwo to sprawa honoru. Połowy waleni mają w tym kraju kilkuwiekową tradycję. Kyodo/MAXPPP / Forum
Japonia wznowi komercyjne połowy wielorybów. Na razie robi to, wykorzystując dziurę w prawie.

Najpierw Agencja Kyodo napisała, że jeszcze przed końcem tego roku japoński rząd może wycofać się z Międzynarodowej Komisji Wielorybnictwa (IWC) i tym samym przywrócić komercyjne połowy waleni na swoich wodach terytorialnych. Tokio zaprzeczało, choć przyznawało, że jest przeciwne obowiązującemu od ponad 30 lat zakazowi. Zapowiedzi stają się faktem. Rybacy rozpoczną polowania już od lipca.

Moratorium na połowy wielorybów jest dla Tokio wprawdzie uciążliwe i kosztowe, ale było jak najbardziej do obejścia za pomocą dziury w przepisach o odłowach na „cele naukowe”. Znacznie większym problemem jest to, że popyt na wielorybie mięso i inne produkty, jak tran, gwałtownie spada.

Japonia ma do wygrania więc niewiele, bo połowy nawet po wystąpieniu z IWC nie wzrosłyby gwałtownie – ze złowionymi wielorybami nie byłoby bowiem co robić. Ale skutki wizerunkowe byłyby, co przyznają japońskie media, fatalne, porównywalne z wystąpieniem z klimatycznego porozumienia paryskiego przez Stany. Już teraz Japonia jest często i słusznie krytykowana za zupełnie bezmyślne z punktu widzenia środowiskowego i gospodarczego przemysłowe poławianie wielorybów, choć nie jest jedynym krajem obchodzącym przepisy. Wycofanie się Tokio z IWC mogłoby uruchomić lawinę podobnych decyzji na świecie i zredukować już i tak mizerny budżet na działania chroniące wieloryby.

Zakaz połowu wielorybów – dla dobra środowiska

Dla Japonii wielorybnictwo to sprawa honoru. Połowy waleni mają w tym kraju kilkuwiekową tradycję, a Tokio od zawsze było liderem ruchu oporu przeciwko zakazowi. Jest też największym rynkiem zbytu mięsa wielorybiego, mimo że Norwegowie odławiają nieco więcej tych ssaków (a potem je eksportują głównie do Japonii).

Wielorybów nie wolno odławiać na całym świecie w celach handlowych od 1986 r. – wtedy weszło w życie przyjęte cztery lata wcześniej przez członków IWC moratorium. Powszechnie uważa się je za sukces ruchu na rzecz ochrony środowiska. Jeszcze w latach 60. rocznie odławiało się na świecie ponad 30 tys. wielorybów, teraz od kilku lat liczba ta utrzymuje się na poziomie ok. 1500, z czego ok. 500 przypada na Japonię. Norwegia w dobrych latach łowi ok. 600, choć w tym – niecałe 400, na Islandii to zwykle mniej niż ok. 150 rocznie.

Japonia wielokrotnie próbowała osłabić moratorium lub przynajmniej zapobiec dalszym restrykcjom w odłowach wielorybów; po raz ostatni latem 2018 r. podczas zgromadzenia IWC w Brazylii. Mimo potężnego lobbingu Tokio rezolucja o przywróceniu możliwości handlowych odłowów wielorybów przegrała w głosowaniu 41 do 27 – liderem przeciwników wielorybnictwa jest Australia.

Czytaj także: Wieloryb różnie traktowany

Wieloryb na cele naukowe. Pozornie

Porozumienie dopuszcza połowy w celach naukowych, równocześnie bardzo luźno definiując, jak je uzasadniać. Wobec przyjęcia „dziurawego” moratorium już w 1988 r. Japonia rozpoczęła program odłowów „naukowych”, który od komercyjnego różnił się jedynie tym, że był prowadzony w pobliżu Antarktydy, co podnosi koszty. W 2014 r. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznał wprawdzie, że japońskie działania nie mają nic wspólnego z nauką, ale Tokio w reakcji zmieniło nazwę tego programu oraz zmniejszyło limit połowów i do dziś kontynuuje połowy.

Wycofanie się z IWC zlikwidowałoby tę fikcję o tyle, że Japonia mogłaby bez żadnych konsekwencji prawnych (choć z potężnymi wizerunkowymi) łowić więcej i bliżej, na swoich wodach terytorialnych. Taki mechanizm zastosowała Islandia, która w 1992 r. wystąpiła z organizacji i przystąpiła ponownie w 2002 r. z zastrzeżeniem, że nie zamierza stosować się do moratorium (większość krajów członkowskich nie uważa tego zastrzeżenia za wiążące). Także Norwegia otwarcie łamie moratorium, twierdząc, że nigdy się na nie nie zgodziła.

Japonia nie mogłaby wtedy teoretycznie łowić na wodach międzynarodowych (to można robić jedynie pod pozorem naukowym w ramach IWC). Ale wśród aktywistów nie ma pewności, czy i tak by tego nie robiła. Nicola Beynon z australijskiego Humane Society International powiedziała „Guardianowi”, że gdyby Japonia zaczęła bez limitów odławiać walenie na półkuli północnej, zostałaby po prostu „wielorybim piratem”.

Ucierpiałby do tego i tak żałośnie mały budżet tej organizacji, przeznaczany przede wszystkim na ochronę oceanów i prawdziwe projekty badawcze, a nie japońskie pozory. W 2018 r. kraje członkowskie wpłaciły na IWC zaledwie 1,6 mln funtów, z czego Tokio odpowiadało za ok. 8 proc.

Czytaj także: Greenpeace przeszkodził Japończykom w połowach wielorybów na Antarktydzie

Kiedyś kultura. Dziś bestialstwo

Tokio argumentuje, że wielorybnictwo to ważna część historii Japonii, co jest prawdą. Jeszcze w drugiej połowie XX w., w biednych, powojennych latach, wieloryby były ważnym składnikiem japońskiej diety. Pół wieku temu rocznie w Japonii zjadano ponad 200 tys. ton wielorybiego mięsa rocznie.

Jednak te argumenty mają niewielkie przełożenie na rzeczywistość. Wobec zakazu połowów w wodach terytorialnych i konieczności organizowania kosztownych wypraw „naukowych” na wody Antarktyki wielorybnictwo nie jest sposobem na przetrwanie dla niewielkich wspólnot rybackich, tylko przemysłem prowadzonym przez wielkie koncerny. Popyt na mięso spadł kilkudziesięciokrotnie do ok. 5 tys. ton rocznie. Nikt nie musi już jeść wielorybów, by nie umrzeć z głodu.

Tym Japonia różni się od grup korzystających z tzw. klauzuli aborygeńskiej w moratorium, pozwalającej na odłów wielorybów niewielkim społecznościom, które w ten sposób pozyskują pożywienie na własne potrzeby. Z takich wyłączeń korzystają przede wszystkim Grenlandczycy (odławiając prawie 200 wielorybów rocznie), mieszkańcy Syberii, północnej Kanady i Alaski oraz – chyba najsilniej poza Japończykami krytykowani z uwagi na bardzo krwawy sposób przeprowadzania polowań – mieszkańcy Wysp Owczych.

Przemysłowe zabijanie wielorybów przez Japonię, może i mniej krwawe niż tradycyjne przecinanie im rdzeni kręgowych zakrzywionymi nożami mønustingari na Wyspach Owczych, jest jednak znacznie bardziej szkodliwe dla środowiska. Mieszkańcy Wysp Owczych czy Grenlandczycy odławiają faktycznie tyle, ile potrzebują; przez wieki nauczyli się, jak dbać o przetrwanie życiodajnej populacji waleni. Badania potwierdzają, że pogłowie odławianych przez nich waleni nie spada. Japończycy natomiast w powojennych latach prawie zupełnie ogołocili swoje wody terytorialne z wielorybów, prowadząc całkowicie niezrównoważone połowy.

Stek z płetwala, ale z zanieczyszczonego oceanu

Japończycy uważają takie argumenty za rasizm i imperializm kulturowy, wskazując, że są krytykowani znacznie bardziej niż łowiący nieco więcej Norwegowie, którzy nie respektują postanowień IWC i nie stosują nawet wymówek „naukowych” (to prawda).

Jednak to nie Norwegowie i nie Islandia chcą wystąpić z IWC; to nie oni też dobrowolnie wzięli na siebie rolę lidera ruchu o prawo do masowego mordowania wielorybów. Tokio może obwiniać jedynie siebie o ten fatalny PR. Jednak potencjalnie wycofanie z IWC mogłoby ośmielić do podobnych ruchów inne kraje – pewnie nie Norwegię i Islandię, które dbają o swój wizerunek, a postanowień IWC i tak nie stosują, ale np. Rosję, Koreę czy wyspiarskie kraje na Pacyfiku.

Paradoksalnie mechanizmem zabezpieczającym przyszłość wielorybów może być... zanieczyszczenie oceanów. W mięsie tych ssaków gromadzą się metale ciężkie (ołów, rtęć), których coraz więcej jest w wodach morskich. Przez to pojawia się coraz więcej głosów, że jedzenie ich może być wręcz trujące. Być może to skłoni Japończyków do ostatecznego zrezygnowania ze steków z płetwala.

Czytaj także: Ocean Cleanup rozprawi się z Wielką Pacyficzną Plamą Śmieci

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama