Obserwacji na samym początku tego roku dokonali – jak to się ostatnio często zdarza w badaniach nieba – amatorzy astronomii. Tym razem amatorzy z Kalifornii: Marcel Dreschler oraz Xavier Strottner. Zdjęcia wykonał astrofotograf, też amator, Yann Sainty. Chociaż to amatorzy, to dysponowali dość zaawansowanym sprzętem. I dokonali zdumiewającego odkrycia.
Dziwny twór blisko Andromedy
Problem polega na tym, że galaktyka Andromedy (Messier 31), oddalona od nas o zaledwie 2,5 mln lat świetlnych, była obserwowana, badana i fotografowana tysiące razy – i to przez profesjonalistów – oraz przez znacznie większe teleskopy niż ten użyty przez astronomów amatorów z Kalifornii, jednak nikt nigdy wcześniej tego dziwnego tworu blisko niej nie zaobserwował. Są to ogromne dwa łuki gęstej materii – jeden nad drugim – które znajdują się między nami, czyli między naszą galaktyką a Andromedą. Na pewno bliżej naszej sąsiadki.
Co to może być? Jeszcze tego nie wiemy. Jednak rodzi się pytanie – jak taki twór mógł ujść uwadze wcześniejszych obserwatorów? Bardzo dziwne. Może pojawił się nagle? Raczej nie.
Czytaj też: Mroczna chemia kosmosu. Bez niej nie byłoby życia na Ziemi
Mgławice planetarne. Słońce podzieli ten los
Obiekt ma niezwykle słabą emisję, rejestrowaną tylko w bardzo wąskim zakresie długości fali; być może dlatego został we wcześniejszych obserwacjach niezauważony. Jego natura pozostaje nieznana. Przypuszcza się, że może pochodzić z naszej galaktyki, czyli Drogi Mlecznej, i że może to być mgławica po wybuchu supernowej – brak w nim jednak emisji radiowej i ultrafioletowej, które w obłokach po wybuchach supernowych zwykle występują – lub że jest to tzw. mgławica planetarna.
Mgławice planetarne powstają, gdy gwiazdy średniej wielkości – jak nasze Słońce – wypalą całe swoje paliwo wodorowe i helowe. Wówczas gwiazda wielokroć powiększa objętość i odrzuca zewnętrzną otoczkę. Tak powstaje mgławica planetarna, której nazwa jest nieco myląca, ponieważ z planetami nie ma właściwie nic wspólnego. Taka nazwa w języku astronomicznym po prostu się przyjęła. Natomiast z całej gwiazdy pozostaje jedynie tzw. biały karzeł, czyli samo jej jądro – niewielkie, jednak niezwykle gęste. Zwykle białe karły mają masy porównywalne z masą Słońca, jednak wielkość mniej więcej Ziemi. Taki los, czyli powstania mgławicy planetarnej i białego karła, kiedyś czeka też nasze Słońce. I w jednym, i drugim przypadku mgławice, czy to po wybuchu supernowej, czy w procesie powstawania mgławicy planetarnej, mogły opuścić naszą galaktykę i znaleźć się w przestrzeni między nami a Andromedą. To możliwe.
Czytaj też: Kosmiczny napęd jądrowy, czyli jak dotrzeć jeszcze szybciej i dalej
Mała kosmiczna katastrofa
Podejrzewa się też, że tajemnicza struktura mogła powstać w wyniku wzajemnego oddziaływania na siebie Andromedy i naszej galaktyki, które jest silne, gdyż obie ogromne galaktyki zbliżają się do siebie, lub że jest ona pozostałością po małej karłowatej galaktyce satelickiej samej Andromedy. Jej ogromne siły pływowe rozerwały małą towarzyszkę i to, co widzimy teraz w postaci niebieskich łuków, jest pozostałością po tej kosmicznej katastrofie.
Andromeda jest niezwykle ważną galaktyką dla astronomów, ponieważ z racji bliskości możemy w niej badać strukturę i ewolucję galaktyk spiralnych niemal jak na dłoni. Nie możemy tego robić na własnym przykładzie – Drogi Mlecznej – ponieważ znajdujemy się wewnątrz niej. W związku z tym nie widzimy całości z dystansu. Andromedę widać za to w całej okazałości i to bardzo wyraźnie. Jest bardzo blisko i widać ją całą. Obserwując Andromedę, dokonano już wielu fascynujących odkryć, teraz jednak dochodzi tajemnicza towarzysząca jej struktura, którą trzeba będzie dokładniej zbadać, by odpowiedzieć na pytanie: skąd i jak przybyła. I co to w ogóle jest?