Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Koniec misji Ax-4, drugi Polak wraca z kosmosu. Czy mamy wizję i plan na to, co dalej?

Sławosz Uznański-Wiśniewski Sławosz Uznański-Wiśniewski ESA / mat. pr.
Zamknięciem włazu i oddokowaniem kapsuły Grace rozpoczął się powrót na Ziemię misji Ax-4 z astronautą Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim na pokładzie. Lot ma trwać ok. 20 godz.

Kilka lat temu ściągnąłem aplikację, która z wyprzedzeniem powiadamia o przelotach Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) nad Polską. Ten przelot bywa bardzo widowiskowy. Przez kilka minut można obserwować jak z zachodu na wschód zmierza najjaśniejszy obiekt na niebie (ustępujący jedynie blaskiem Księżycowi (i czasem Wenus, jeśli są akurat widoczne).

Chętnie wychodziłem wtedy na spacer z psem do parku. Lubię patrzeć, jak 420 ton metalu z ludźmi na pokładzie majestatycznie przelatuje 400 km nad Ziemią. Jest w tym pewnie dziecięca fascynacja techniką kosmiczną i nastoletnia fascynacja science fiction. Dziś dodałbym do tego zadumę nad przemijaniem. Mój pies dożył sędziwego wieku lat osiemnastu, żywot Stacji również dobiega końca.

Powstała w 1998 r. jako wspólny projekt Ameryki, Rosji, Kanady, Japonii i krajów Europy. Astronauci przybyli na nią w 2000 r. Przez ćwierć wieku gościła 250 astronautów z 19 krajów. Przeprowadzono na niej kilka tysięcy naukowych eksperymentów. Miała krążyć wokół Ziemi 15 lat, czyli do 2013 r. Przelatuje nad naszymi głowami do dziś. Jednak jej techniczny żywot dobiega powoli kresu.

Czytaj też: 8:31 przechodzi do historii. Drugi Polak poleciał w kosmos!

Sławosz wyląduje we wtorek

Gdy aplikacja zabrzęczała w nocy z piątku na sobotę, akurat było bezchmurne niebo. Oglądałem jej przelot z zadumą. Była to ostatnia szansa na dobrą obserwację Stacji z Polakiem na pokładzie. ISS pojawi się co prawda na naszym niebie w poniedziałek o 1:13 w nocy, ale bardzo nisko nad horyzontem i dość szybko zniknie.

Wzejdzie jeszcze w poniedziałek późnym wieczorem o 22:47. Będzie to dobra okazja do obserwacji, długi przelot i wysoko nad głowami – ale już bez Polaka na pokładzie. Sławosz Uznański-Wiśniewski będzie wtedy w drodze na Ziemię.

Podczas konferencji prasowej amerykańska agencja NASA oficjalnie potwierdziła, że oddokowanie kapsuły Grace z załogą misji Axiom-4 od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) nastąpi w poniedziałek 14 lipca 2025 r.

„To wieloetapowy proces, którego każdy krok musi być dokładnie zsynchronizowany z ruchem stacji, aktualnym położeniem orbitalnym, stanem technicznym kapsuły i warunkami panującymi na Ziemi, zwłaszcza w rejonie planowanego lądowania”, tłumaczy Karol Wójcicki, autor facebookowej strony „Z głową w gwiazdach”.

Jak opisuje Wójcicki, powrót rozpocznie się od zamknięcia włazu kapsuły Crew Dragon Grace i odizolowania jej od reszty stacji. Po teście szczelności i włączeniu autonomicznego trybu powrotnego kapsuła dostanie z Ziemi sygnał do oddokowania. Po oddzieleniu się od stacji Crew Dragon będzie czekać na właściwe okno czasowe do wykonania manewru zejścia z orbity, co może potrwać od kilku godzin do ponad doby.

Szesnaście zachodów słońca każdego dnia

Col-CC to Centrum Kontroli Columbus w Oberpfaffenhofen pod Monachium. To główny punkt dowodzenia dla europejskiego modułu Columbus na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Pobyt astronautów na orbicie zaczęło planować już miesiące przed ich lotem w kosmos.

Do pustych grafików napływały zgłoszenia wielu naukowych eksperymentów. Te elementy trzeba było poukładać we właściwej kolejności, czasem zsynchronizować działania co do minuty. W harmonogramie każdy astronauta ma przypisany unikalny kod (Sławoszowi przypadł PA3, czyli „Private Astronaut 3”). Przy sobie mają tablety, na których oznaczają rozpoczęcie i zakończenie zadania.

Nie oznacza to, że astronauci na ISS pracowali cały czas. Członkowie załogi Ax-4 w ciągu dnia pracowali przez osiem godzin. Reszta to sen, posiłki i czas wolny. Mogą go spędzić, robiąc fikołki lub patrząc przez okno na wschody i zachody Słońca, których dziennie jest szesnaście.

Czytaj też: Krawędź kosmosu. Jedyne miejsce, w którym świat się dogaduje. Bo nie ma innego wyjścia

Kosmiczny „dzień polarny” i czekanie na stygnięcie

Jest pewien wyjątek. Kilka razy w roku, zwykle w okolicach przesilenia letniego i zimowego, orbita ISS na kilka dni przestaje wchodzić w cień Ziemi. Nastaje na niej coś w rodzaju „dnia polarnego”. Ten kilkudniowy dzień na Stacji trwał od 6 do 11 lipca.

Chłodzenie jej wnętrz działa wtedy pełną parą, jej kadłub nagrzewa się do wysokich temperatur. Wykonywanie manewrów – jak pamiętamy Stacja jest już staruszką – jest wtedy niewskazane. Pojawiają się naprężenia, zwiększa się ryzyko nieszczelności.

Do poniedziałku 14 lipca w zasadzie czekaliśmy, by Stacja znów zaczęła wchodzić (16 razy na dobę) w cień Ziemi i nieco się schłodziła. To pozwoli na bezpieczniejsze wykonanie ważnego manewru, który skieruje kapsułę Grace w odpowiednim kierunku. Ku Ziemi.

Inwestycja czy wóz przed koniem

Obecność drugiego Polaka w kosmosie brzmi niebywale dumnie. Gdy wyląduje na Ziemi, będzie można zapytać, co z tego – poza narodową dumą – będziemy mieli.

Za lot Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego w kosmos Polska wpłaciła Europejskiej Agencji Kosmicznej 65 mln euro, czyli ok. 275 mln zł. Dodatkowo zadeklarowaliśmy 200 mln euro na inne kosmiczne przedsięwzięcia. Łącznie to prawie pół miliarda euro.

Te pieniądze, jak wszyscy liczą, do nas wrócą. ESA będzie składać w polskich firmach i instytucjach zamówienia oraz podpisywać z nimi kontrakty na takie kwoty, by te wydatki nam się zwróciły. To przełoży się na rozwój naszej gospodarki – zapewniają Polska Agencja Kosmiczna oraz Ministerstwo Rozwoju i Technologii.

Nie jest to jednak wcale pewne. Zwykle w kosmiczne loty inwestują kraje, które chcą coś w kosmosie przetestować, jakiś produkt lub technologię. My nie mieliśmy czego testować, bo nasz kosmiczny przemysł jest jednak w powijakach.

Wielki szacunek należy się polskim zespołom badawczym, które przygotowały 60 projektów naukowych (wybrano spośród nich 13). Jednak było to trochę stawianie wozu przed koniem.

Czytaj także: Sławosz prowadzi badania i sam będzie badany. Co się dzieje z psychiką w kosmosie?

Niech płaci przemysł. Ale jaki?

Jak analizuje to w weekendowym „Magazynie Gazety Wyborczej” Piotr Cieśliński, fizyk i szef działu naukowego, inne kraje starają się, by koszt kosmicznych wypraw w dużej mierze pokrywał przemysł.

Na wyprawę Szweda na ISS (w styczniu 2024 r.) znaczącą część kwoty zapłaciło konsorcjum z gigantem zbrojeniowym SAAB, który buduje radary, samoloty oraz satelity. Wraz ze Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim w misji Axiom-3 brał udział Włoch, a do „kosmicznej składki” dołożyła się włoska firma Thales Alenia Space.

To zupełnie inna liga nawet niż SAAB. Włosi nie kojarzą się z przemysłem kosmicznym, tymczasem to Thales Alenia wybudowała trzy z 16 modułów ISS. Dziś chce budować moduły dla planowanej komercyjnej stacji orbitalnej (którą Axiom chce umieścić na orbicie, gdy ISS z orbity zniknie).

Polak poleciał na stację w stu procentach za pieniądze z budżetu państwa. To może być szansą dla rozwoju polskich technologii kosmicznych. Jest to jednak gra obarczona pewnym ryzykiem. Nawet Belgia (40 lat stażu w Europejskiej Agencji Kosmicznej) nie zawsze uzyskuje pełen zwrot zainwestowanych środków. Wszystko zależy od tego, co teraz z lotem drugiego Polaka w kosmos zrobimy.

Czy gonić Szwedów w kosmosie

Najlepszym scenariuszem, przekonuje Cieśliński, jest nowy, ambitny, realistyczny Krajowy Program Kosmiczny, w którym zawarty jest plan absorpcji środków ESA – z listą gotowych projektów, firm i konsorcjów, które mogą je udźwignąć. „Bez mechanizmów absorpcji technologii i bez planu kontynuacji ryzykujemy, że będzie to wydarzenie jednorazowe i będziemy co najwyżej po latach wspominać ten lot z nostalgią, tak jak dziś wspominamy generała Hermaszewskiego”.

Ten plan musi być oparty na jakiejś wizji. Czy chcemy iść w technologie rakietowe, czy raczej telekomunikacyjne? Być podwykonawcami większych firm czy samodzielnie produkować drobniejsze komponenty kosmicznych technologii? Jak chcemy kształcić w zakresie nauki, technologii, inżynierii i matematyki (STEM), by polskie firmy z sektora kosmicznego miały specjalistów do pracy?

Na zakończenie można dodać, że choć polska składka wydaje się znacząca, stanowi 0,9 proc. budżetu ESA, więcej od nas (jeden procent) dokłada Rumunia. W przeliczeniu na głowę każdego Polaka nasz wydatek to zaledwie 1,30 euro. Daleko nam do Szwedów (7 euro na obywatela), nie mówiąc o Włochach i Francuzach, którzy inwestują w kosmiczne technologie 15 euro na mieszkańca.

Warto teraz zdecydować, czy chodziło nam tylko o symbol i narodowe wzmożenie obecnością drugiego Polaka na orbicie. A jeśli jesteśmy gotowi na większą inwestycję, to na jak wielką. Włochów i tak długo nie dogonimy, ale może chcemy chociaż dobić do poziomu Szwedów?

Koniec epoki ludzi na orbicie

Za pięć lat Międzynarodowa Stacja Kosmiczna zostanie sprowadzona z orbity w atmosferę, gdzie wytraci prędkość, po czym spadnie do Oceanu Spokojnego. Będzie to koniec epoki stałej obecności ludzi na orbicie. W międzyczasie zaczęła się inna: w 2000 r. Ziemię obiegało mniej więcej tysiąc sztucznych satelitów, dziś jest ich prawie 10 tys.

Właścicielem i operatorem największej na świecie konstelacji mikrosatelitów SAR (Synthetic Aperture Radar), czyli radarów do uzyskiwania obrazów nieruchomych obiektów o wysokiej rozdzielczości, jest firma Iceye. Jej historia jest niezwykle ciekawa, bowiem firmę założył Polak, Rafał Modrzewski, na stypendium w Finlandii.

Do tej pory firma wystrzeliła 48 satelitów – to prawie tyle, ile mają Niemcy (47) i ponad dwa razy więcej niż mają Włochy (21) czy Izrael (19), bo nawet kosmicznie mocniejsza Szwecja ma własnych jedynie pięć.

Z możliwości satelitów SAR korzysta m.in. wojsko, ale ich dane są cenne także dla rolnictwa, gospodarki leśnej czy zarządzania kryzysowego. Tak było jesienią ubiegłego roku, gdy Iceye przekazał dane Instytutowi Meteorologii i Gospodarki Wodnej i służbom działającym na terenach dotkniętych przez powódź.

Dlaczego Rafał Modrzewski nie założył swojej firmy w Polsce? Cóż, nawet w Finlandii nikt nie wierzył, że ten biznes – czyli mikrosatelity – się uda. Czasem warto uwierzyć w niemożliwe.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama