Przewalutowani
Jak rozwiązać problemy frankowiczów? Warto przyjrzeć się pomysłowi szefa KNF
Frank wobec złotego nieco osłabł, a stopy rynkowe w Szwajcarii są ujemne, ale temperatura wokół kredytów hipotecznych wcale nie spada. W szumie różnych propozycji bankowców, polityków i wszelkiej maści ekspertów głos zabrał też ten, który akurat ma kompetencje do zajmowania się tematem – szef Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak.
Jego propozycja w istotny sposób odróżnia się od często chaotycznych i nieprzemyślanych pomysłów polityków. Jest bowiem próbą rozwiązania problemu raz na zawsze, a nie tylko zbiorem środków zaradczych na krótką metę, jak zamrażanie kursu, wakacje kredytowe albo czasowa redukcja spreadu. Wszystkie te pomysły może i mają sens na chwilę, ale w żaden sposób nie pomagają trwale pozbyć się frankowego kłopotu z naszej gospodarki.
Szef KNF proponuje przewalutowanie kredytów we frankach na złote, ale pod pewnymi warunkami. Po pierwsze, różnica między kursem dzisiejszym a tym z chwili zaciągnięcia kredytu byłaby wydzieloną, osobną pożyczką z odsetkami w wysokości 1 proc. rocznie, spłacaną w połowie przez zadłużonego, a w połowie przez bank. To znaczy, że 50 proc. tej kwoty zostałoby ostatecznie klientowi umorzone, jeśli odda resztę. Po drugie, zadłużeni we frankach musieliby oddać dotychczasową różnicę między oprocentowaniem swojego kredytu a analogicznego złotowego. To niezbędny warunek, aby poszkodowani nie poczuli się ci, którzy spłacają kredyty hipoteczne w naszej narodowej walucie. To zobowiązanie trzeba byłoby uregulować jednorazowo albo też rozłożyć na nisko oprocentowane raty.
Dla banków taka propozycja KNF to konkretne straty, nawet jeśli rozłożone na wiele lat. A tracić pieniędzy banki bardzo nie lubią. Zwłaszcza banki działające w naszym kraju, żyjące od lat jak pączki w maśle, przyzwyczajone do ogromnych zysków i świętego spokoju. Bankowcy zatem zrobią wszystko, aby plan KNF jeśli nie storpedować, to przynajmniej maksymalnie rozcieńczyć i ograniczyć swoje straty. Z drugiej strony dosyć wyważona propozycja Jakubiaka nie zadowala też tych zadłużonych, którzy utrzymują, że zostali oszukani, więc żądają przejęcia przez banki pełni odpowiedzialności i kosztów za przewalutowanie.
Skoro zatem żadna ze stron nie jest zachwycona, to sygnał, że nad tym pomysłem warto się pochylić. Jest on bowiem pierwszym kompleksowym rozwiązaniem dla osób gotowych na jak najszybsze przewalutowanie i gwarantuje im warunki na pewno lepsze od tych, które dobrowolnie zaoferowałyby banki. Nie jest to oczywiście opcja idealna i na pewno nie wszyscy powinni się z takim przewalutowaniem speszyć, bo niekoniecznie będzie ono opłacalne. Ale KNF na pewno mógłby stworzyć konkretne ramy przewalutowania, jednolite dla wszystkich banków, bo już widzimy, że sektor finansowy z własnej woli tego nie zrobi.
Jeśli pomysł KNF będzie zrealizowany, zadłużeni we frankach powinni otrzymać wybór. Mogliby niczego nie zmieniać i dalej podejmować ryzyko, licząc na przykład na osłabienie franka i utrzymanie ujemnych stóp w Szwajcarii. To opcja dla tych, którzy mimo wahań kursowych mają mocne nerwy, są przekonani, że w długiej perspektywie złoty odrobi straty, a nasze stopy zawsze będą znacznie wyższe od tych w Szwajcarii. Kto jednak dość ma już ciągłych nerwów i chce w spokoju spłacać swój kredyt przez kolejnych dwadzieścia kilka lat, mógłby dokonać przewalutowania, a kosztami tej operacji podzielić się ze swoim bankiem.
I właśnie umożliwienie takiego wyboru powinno być podstawą dalszej dyskusji. Bo jest ona kompromisem między różnymi interesami, a kompromisy, choć bywają mało popularne, w dłuższej perspektywie przynoszą najczęściej najlepsze efekty.