Piątek ma być kolejnym dniem strajku w Ryanairze, ale ta informacja nie wywołuje już zbyt wielkich emocji. Coraz częstsze akcje protestacyjne to efekt walki linii ze związkami, aby wypracować sobie najlepszą strategię negocjacyjną. Ryanair zgadza się na ustępstwa, ale robi wszystko, żeby były one dla niego jak najmniej kosztowne. Z kolei związkowcy reprezentujący pilotów i personel pokładowy próbują ugrać, ile tylko się da. W niektórych krajach (Irlandia, Włochy) są pierwsze porozumienia w sprawie podwyżek, układów zbiorowych i stosowania lokalnego, a nie irlandzkiego prawa pracy. W innych, jak w Niemczech, konflikt jest jeszcze daleki od rozwiązania.
Europa „grzeczna” i Europa „zła”
Zarządzający Ryanairem oczywiście nie próżnują i szukają rozwiązań, które choć w części pozwoliłyby im zrekompensować rosnące koszty. Cen biletów podwyższać nie można, bo na europejskim niebie konkurencja jest ogromna. Ale przecież nie wszędzie pracownicy są tak dobrze zorganizowani jak we Włoszech czy Niemczech. Ryanair już od dawna przeciwstawia „złą” Europę Zachodnią „dobrej”, czyli grzecznej i posłusznej Wschodniej z Polską na czele.
Najpierw groził irlandzkim związkowcom, że z Dublina zabierze sześć samolotów i przeniesie je do Polski. Gdy udało się zawrzeć porozumienie, o swojej groźbie zapomniał, ale nasz kraj postanowił potraktować w sposób szczególny. Założył tu swoją spółkę, na którą zostaną zarejestrowane maszyny przypisane do polskich baz oraz te używane przez linię czarterową Ryanair Sun. Personel pokładowy, dotąd mający umowę o pracę w oparciu o irlandzkie przepisy, również zostanie przeniesiony do polskiej firmy. Świetna wiadomość dla stewardes i stewardów?
Samozatrudnienie w Ryanairze
Niekoniecznie. Jak poinformował portal rynek-lotniczy.pl, Ryanair oferuje im bowiem nie umowy o pracę, ale zmusza do samozatrudnienia. Tego samego, z którym walczą dziś związkowcy w całej Europie. Podczas gdy Włochom, Niemcom czy Belgom Ryanair, choć niechętnie, daje etaty, to Polacy mają być pracownikami drugiej kategorii. Nic dziwnego, że i oni właśnie założyli swój związek o długiej nazwie – Międzyzakładową Organizację Związkową NSZZ „Solidarność” Personelu Pokładowego CWR. Pytanie tylko, czy będzie on na tyle duży i silny, aby Ryanair go uznał i zaczął z nim negocjacje.
Czytaj także: Ryanair pobierze opłaty za bagaż podręczny
Praktyka pokazuje, że Irlandczycy nigdy nie robią tego z własnej woli. Do ustępstw przekonują ich tylko strajki, których bardzo się boją. W przypadku protestów okazują się skłonni do pewnych ustępstw, chociaż personel pokładowy jest zazwyczaj w dużo gorszej sytuacji niż piloci, których na rynku brakuje, więc Ryanair musi dbać o ich względy. Jeśli zatem polscy pracownicy chcą poprawić swój los i mieć warunki porównywalne do zachodnich kolegów, muszą walczyć o swoje i nie cofać się nawet przed groźbą strajku. Łatwo nie będą mieli, bo Ryanair za swój wzór działania podaje... LOT.
Nasz narodowy przewoźnik od dawna stawia na samozatrudnienie w celu ograniczenia kosztów. A tę politykę wspiera rząd PiS, chociaż oficjalnie walczy z umowami śmieciowymi. Do tego sądy zakazują w Locie kolejnych strajków, a bezradni związkowcy nie wiedzą, co dalej robić. Nic dziwnego, że Ryanairowi podoba się taki rynek pracy. Może staniemy się dla niego tym, czym Liberia albo Vanuatu dla statków – krajem taniej bandery, gdzie opłaca się rejestrować kolejne samoloty i rozbudowywać bazy. Oczywiście w oparciu o „samozatrudnionych”.