To dopiero pierwsza obniżka stóp w tej kadencji parlamentu. Poprzednie cięcia ogłaszano jeszcze w trakcie kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. i trudno było oprzeć się wrażeniu, że ich głównym celem miała być pomoc PiS w walce o głosy. Tuż po wyborach większość członków Rady Polityki Pieniężnej z prezesem NBP Adamem Glapińskim na czele zmieniła nastawienie na jastrzębie. Uznała najwyraźniej, że nie musi już pomagać rządowi (niższe stopy to szansa na szybszy wzrost gospodarczy, a w efekcie lepsze nastroje społeczne), skoro ten się zmienił. A przecież większość w Radzie stanowią osoby wybrane przez Sejm kontrolowany przez PiS albo przez prezydenta Dudę. Do obniżek Rady nie przekonywały ani działania Europejskiego Banku Centralnego, ani nawet banków centralnych Czech czy Węgier, które od dłuższego czasu luzują politykę pieniężną.
Inflacja w dół, RPP bez argumentów
Teraz jednak Rada nie miała już żadnych argumentów za utrzymaniem stóp na dotychczasowym poziomie. O ile bowiem jeszcze zimą roczna inflacja wynosiła niemal 5 proc. (część członków Rady wieszczyła zresztą, że będzie jeszcze wyższa), o tyle w kwietniu spadła do 4,2 proc. Wygasł bowiem już efekt przywrócenia 5-proc. stawki VAT na żywność rok temu. Już wkrótce czeka nas kolejna taka statystyczna zmiana – w lipcu inflacja znowu spadnie, zapewne w okolice 3 proc., bo zniknie efekt odmrożenia cen gazu, ciepła i częściowo prądu w połowie ubiegłego roku. Rząd zapewnia, że chociaż na razie gwarantowana cena prądu dla gospodarstw domowych obowiązuje tylko do końca września, w czwartym kwartale tego roku energia elektryczna nie zdrożeje. Albo koncerny energetyczne obniżą swoje taryfy, albo działania osłonowe zostaną przedłużone.
Spadek inflacji zawdzięczamy jednak nie tylko efektom statystycznym, ale też taniej ropie. To z kolei konsekwencja wojny handlowej Donalda Trumpa, osłabiającej koniunkturę na całym świecie, a także dużego wydobycia w państwach kartelu OPEC. Dzięki temu w ostatnich miesiącach paliwa w Polsce taniały i to się raczej nie zmieni. Niestety, wciąż niepokoją ceny żywności - ta systematycznie drożeje (w kwietniu o 0,4 proc. w porównaniu do marca), ale najbardziej odczuwalne są skoki dotyczące konkretnych towarów jak ostatnio jaj, a wcześniej masła. Jednak sama żywność raczej nie spowoduje skoku inflacji w kolejnych miesiącach. Analitycy sądzą, że pod koniec roku spadnie ona poniżej 3 proc., a zatem zbliży się do oficjalnego celu inflacyjnego Narodowego Banku Polskiego wynoszącego 2,5 proc.
Skorzystają kredytobiorcy, stracą oszczędzający
Dzisiejsze cięcie stóp zapewne nie jest ostatnim w najbliższym czasie. Ekonomiści sądzą, że stopy spadną znowu jeszcze przed wakacjami – a łączna obniżka, uwzględniając tę dzisiejszą i kolejną (kolejne?), wyniesie przynajmniej 100 pkt bazowych, czyli 1 pkt proc. Oznaczałoby to już niedługo stopę referencyjną na poziomie 4,75 proc. lub nawet niższym. Cieszyć mogą się spłacający kredyty hipoteczne albo planujący je zaciągnąć – wskaźniki WIBOR3M i WIBOR6M, używane jako składnik ich oprocentowania, zaczęły się obniżać już po poprzednim posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej i gołębich deklaracjach prezesa Glapińskiego. Na razie trudno powiedzieć, jak spadek stóp wpłynie na ceny mieszkań. Z jednej strony zwiększy się popyt na nieruchomości, ale równocześnie oferta mieszkań jest ogromna, wręcz rekordowa – zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. Sprzedający liczą, że obniżki stóp powstrzymają przynajmniej spadki cen – które widać mniej w ogłoszeniach, ale znacznie bardziej na przykładzie konkretnych transakcji.
O ile kredytobiorcy na spadku stóp zyskują, to tracą na tym oszczędzający. Do niedawna średnie oprocentowanie depozytów wynosiło ok. 4 proc. (od tego należy jeszcze odliczyć podatek Belki, zabierający prawie jedną piątą odsetek), więc nie chroniło pieniędzy przed inflacją, wynoszącą prawie 5 proc. Inflacja spada, ale banki po decyzji Rady natychmiast obetną też oprocentowanie nowo zakładanych lokat. Oznacza to, że wciąż najbezpieczniejsza forma oszczędzania nie tylko nie przyniesie jakichkolwiek zysków, ale nawet nie uchroni pieniędzy przed utratą wartości. Problemem pozostaje ogromna dysproporcja w Polsce między oprocentowaniem kredytów i depozytów, będąca źródłem wielkich zysków banków. Te mają tak dużą nadpłynność (z powodu ogromnej i wciąż rosnącej przewagi depozytów nad kredytami), że nie muszą walczyć o oszczędności klientów. Pod tym względem cięcia stóp, niestety, niczego nie zmienią.