Zaostrza się podskórny konflikt pomiędzy partią rządzącą a Kościołem, którego osią są prawa zwierząt. Coraz częściej dyskusja prowadzi do niebezpiecznego i irracjonalnego podziału. Przedstawiciele Kościoła głoszą, że ci, którzy wywyższają zwierzęta, są pełni nienawiści do rodzaju ludzkiego, a przez to antychrześcijańscy.
Tymczasem prezes Prawa i Sprawiedliwości kolejny raz opowiedział się za zakazem hodowli zwierząt futerkowych, tym razem występując w spocie popularnej fundacji Viva! walczącej o prawa zwierząt. Jak mówi Kaczyński, jest to kwestia serca i litości wobec zwierząt. „To powinno być niedopuszczalne, my nie możemy być krajem drugiej kategorii i rzeczywiście musimy być prawdziwą Europą, i to jest krok w tym kierunku” – mówi. Co ciekawe, przywołuje tu wartości europejskie, a wprowadzenie zakazu jest „drogą do prawdziwej europeizacji”, zaś Polska nie może „być krajem drugiej kategorii i rzeczywiście musimy być prawdziwą Europą”.
Kaczyński opowiada się za prawami zwierząt. Inaczej niż Kościół
Wypowiedź Kaczyńskiego z pewnością pomoże organizacji w budowaniu poparcia w słusznej sprawie. Ale pomoże także prezesowi. Czy człowiek, który kocha zwierzęta i publicznie staje w ich obronie, może być do cna zły? To chyba najskuteczniejsze ocieplenie wizerunku prezesa w ostatnich latach i wydaje się, że wynikające z autentycznych pobudek. Ale oznacza też, że będzie trzeszczeć w relacjach z najważniejszym politycznym koalicjantem PiS, czyli Kościołem.
Forma wypowiedzi prezesa może zaskakiwać, ale jego stosunek do ferm futerkowych – już nie. O zaostrzeniu przepisów PiS mówił już od dawna. Jeszcze w listopadzie 2017 roku do Sejmu trafił projekt ustawy, która nie tylko zakazuje hodowli zwierząt na futra, ale także wprowadza zakaz trzymania psów na łańcuchu (choć dopiero za cztery lata), uboju rytualnego czy transportu zwierząt bez wody. Nowe prawo każe też wycofać z cyrku zwierzęta i zaostrza kary za znęcanie się nad nimi (z dwóch do czterech lat).
To ustawa, która przybliża nas do kręgu krajów rozumiejących i szanujących prawa zwierząt. Ale niszczy interesy producentów. Dziś Polska jest w czołówce producentów futer na świecie. Wprowadzenie tego rodzaju zapisów to bardzo dobry znak – miejmy nadzieję, że będą one przestrzegane i egzekwowane. Ale nie tylko branża sprzeciwia się reformie – głównym przeciwnikiem zwiększenia ochrony praw zwierząt jest Kościół.
Ojciec Rydzyk kwestionuje „prawicowość” PiS
W kontrze do prezesa PiS wypowiedział się ojciec Tadeusz Rydzyk. Stwierdził, że proponowane przez PiS zmiany uderzą w hodowców i zlikwidują tworzone przez nich miejsca pracy. „Tu się zastanawiają nad tymi futerkami, rozdzierają szaty. Ale człowieka wolno zabić. I to prawica jest?” – pytał duchowny.
Radio Maryja nie pierwszy raz sprzeciwia się zwiększonej ochronie praw zwierząt. W Boże Narodzenie opublikowało wywiad z ks. prof. Pawłem Bortkiewiczem, dyrektorem Centrum Etyki UAM w Poznaniu. Ksiądz tłumaczył w nim, że działania, które „promują tzw. prawa zwierząt, które równają status zwierząt z człowiekiem, są w gruncie rzeczy ostatecznie wrogie człowiekowi”. Skąd te wnioski? Według duchownego panuje dziś tendencja do lepszego, bardziej humanitarnego traktowania zwierząt, natomiast bywamy „w przepisach bardziej łagodni dla zwierząt niż dla człowieka, co już graniczy z absurdem”.
Chodzi m.in. o to, że niektóre kraje dopuszczają możliwość przerwania ciąży lub eutanazji, co kłóci się z nauczaniem Kościoła. W sytuacji gdy nawet życie ludzkie bywa przedmiotem debaty, nie można rozprawiać o prawach zwierząt, bo to zaburzenie proporcji – uważa Kościół. Ojciec Rydzyk używa tu bardzo krzywdzącego, rażącego uproszczenia: rozdzieranie szat nad futerkiem kontra aborcja. Problem w tym, że ten przekaz odwołuje się do emocji, a nie do intelektu, więc łatwo będzie się rozprzestrzeniać.
Obrona praw zwierząt jest antychrześcijańska?
Kościół idzie jednak dalej, rozciągając aktywne wspieranie praw zwierząt na postawy antychrześcijańskie. Ksiądz Bortkiewicz jest zdania, że ludzie chcący zrównać ochronę należną zwierzętom z tą należną człowiekowi kierują się zupełnie nieuzasadnioną, irracjonalną nienawiścią do rodzaju ludzkiego. „A ponieważ godność człowieka jest najbardziej wywyższona przez chrześcijaństwo, to nietrudno dostrzec, że chyba najgłębszym źródłem tych awersji wobec człowieka jest jakaś wrogość wobec chrześcijaństwa. (...) Ci wszyscy, którzy są radykalnymi obrońcami zwierząt, są w gruncie rzeczy równie radykalnymi przeciwnikami człowieka i jeszcze bardziej radykalnymi przeciwnikami wiary chrześcijańskiej”.
W oczach księdza to proste przełożenie: obrona praw zwierząt równa się nienawiści wobec chrześcijaństwa. Fundamentem tego nieprawdziwego uproszczenia jest zoopersonalizm, nadanie zwierzętom cech osobowych. Czyli np. przyznanie, że zwierzęta czują, boją się, cierpią. Oznacza to też nałożenie na człowieka m.in. obowiązków opiekuńczych wobec zwierząt. Ale Kościół nie widzi się w roli systemowego obrońcy praw zwierząt, naszych braci mniejszych. Zresztą na początku roku szef Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych arcybiskup Hoser oświadczył, że trudno mówić o prawach zwierząt, bo są one przynależne osobom, a zwierzęta cech osobowych nie mają.
Nie ulega wątpliwości, że dziś w Polsce potrzebne jest prawo humanizujące traktowanie zwierząt. Inicjatywa Prawa i Sprawiedliwości zasługuje na poparcie – należy tylko liczyć, że zostanie ona szybko uchwalona (tu akurat PiS ma duże doświadczenie i sprawność w ekspresowym procedowaniu w parlamencie), ale też że będzie egzekwowana. Ta ustawa jest spóźniona, powinniśmy byli mieć ją już przed laty. Natomiast szkoda, że Kościół próbuje się temu sprzeciwić, do tego sięgając po irracjonalny argument aborcji.
Czy na tym zyska? Prawdopodobnie niewiele. Czy za to znowu zyska PiS? Z wielkim prawdopodobieństwem – tak.