Społeczeństwo

MEN nie reaguje na apele uczniów ze specjalnymi potrzebami

Kolejni uczniowie są odsyłani ze szkolnych ławek do domu. Tracą kontakt z rówieśnikami, nauczycielami. Kolejni uczniowie są odsyłani ze szkolnych ławek do domu. Tracą kontakt z rówieśnikami, nauczycielami. Aaron Burden / Unsplash
Chaos w przepisach sprawia, że los dzieci z niepełnosprawnościami zależy od dobrej woli dyrektorów szkół i nauczycieli. Rodzice apelują o wyjaśnienie prawnych nieścisłości, a Ministerstwo Edukacji Narodowej zwleka.

Decyzje dotyczące edukacji podejmowane są w Polsce w straceńczym tempie. Szybko zdecydowano o likwidacji gimnazjów, szybko przytrzymano sześciolatki w przedszkolu. W pośpiechu potrzebnym politykom, a nie uczniom czy nauczycielom, zostawiono na pastwę losu dzieci wybierające przyszłość. Czeka ich wyjątkowo gorący czerwiec. U progu dorosłości o miejsce w średnich szkołach konkurować przyjdzie im z podwójną liczbą rywali.

MEN lekceważy dzieci potrzebujące szczególnego wsparcia

Sami muszą sobie radzić również najsłabsi, czyli ci uczniowie, którzy potrzebują większego wsparcia. Wydawać by się mogło, że dzieci, które już na starcie muszą się zmagać z niemocą i setkami problemów, w systemie edukacji będą mogły znaleźć oparcie. Nic z tego. Urzędnicy w pośpiechu przegapili niepełnosprawne dzieci i ich potrzeby. A teraz nie precyzują przepisów, które pomogłyby niepełnosprawnym dzieciom i młodzieży funkcjonować na tyle blisko szkoły, na ile to możliwe.

Czytaj także: Przyjdzie minister i posprząta

Kolejni uczniowie są odsyłani ze szkolnych ławek do domu. Tracą kontakt z rówieśnikami, nauczycielami. Tracą dostęp do normalnego świata. Rodzice uczniów z orzeczeniami apelują: wyprostujcie prawo.

Minister Zalewska powtarza: zajmiemy się tym.

Zbliża się koniec półrocza.

Chaos w ministerialnych dokumentach

Uczniowie z niepełnosprawnościami mają różne potrzeby – jedni mogą i powinni uczyć się w klasie ze sprawnymi dziećmi, inni potrzebują wspierającego nauczyciela-cienia. Są i tacy, którzy mogą wytrzymać w klasie tylko przez kilka lub kilkanaście godzin w tygodniu. Jest też grupa dzieci, które powinny mieć zaoferowane nauczanie indywidualne w szkole lub w domu. Dla przedstawicieli każdej z tych grup w nowoczesnym systemie edukacji musi być miejsce.

Tymczasem w Polsce w praktyce wyjścia są dwa: albo dziecko sieci w ławce jako jedno z klasy, albo uczone jest indywidualne w domu.

Wszystko to jest wynikiem chaosu panującego w przepisach: jeden mówi o tym, że zajęcia powinny być organizowane w „miejscu pobytu dziecka lub ucznia, w szczególności w domu rodzinnym”. Inny o tym, że kształcenie indywidualne organizuje się w szkołach. MEN zaproponował zorganizowanie uczniom zajęć w szkole, indywidualnie albo w grupie pięciorga innych dzieci. Jednak nie wprowadził precyzyjnych wytycznych do tego przepisu. Nie wiadomo, ile godzin miałoby być w taki sposób organizowanych, nie wiadomo, na jakich zasadach.

Uczniowie z niepełnosprawnościami pozostają zdani na łaskę i niełaskę dyrektorów szkół i urzędników.

Dzieci z niepełnosprawnościami w domu

Przez media przelewają się kolejne historie o dzieciach, które ze szkół odsyłane są do domów. Słyszymy o Idze, która czas pomiędzy kolejnymi cewnikowaniami (trzy godziny) może spędzać w szkole, i tak było w poprzednich latach. Od września ma lekcje w domu. Do szkoły chodzi tylko na religię.

O Eryku, który lubił swoje indywidualne lekcje w szkole, bo na przerwach spotykał kolegów, a na lekcjach uczył się we własnym tempie. Trzy miesiące spędził w domu. Jego mama z żelaznym samozaparciem załatwiła synowi powrót do szkoły. Nie każdy dzieciak z niepełnosprawnością ma mamę z żelaza.

O 15-letniej uczennicy, która została odesłana ze swoich indywidualnych zajęć w szkole do domu. Proboszcz zgodził się, by spotykała się z nauczycielką na plebanii. Dziecko nie spędza całych dni w domu.

O uczniu technikum, który ma zespół Aspergera i również uczy się na plebanii. Lekcje, zmiana otoczenia odrywają go od komputera.

Takich historii są setki.

Rodzice interweniują. Szkoła odsyła ich do kuratorium, kuratorium do ministerstwa. Urzędnicy powtarzają: miejsce dzieci niepełnosprawnych jest w szkole. Przepisy pozostają niejasne. Nauczyciele, którzy decydują się walczyć o swoich niepełnosprawnych uczniów, mają poczucie, że łamią prawo.

101 tysięcy podpisów do Anny Zalewskiej

Monika Mamulska, sama ma niepełnosprawnego syna, od miesięcy walczy o dostęp niepełnosprawnych dzieci do szkoły. Zbiera historie uczniów wykluczonych przez system edukacji, opisuje sytuację dzieci i rodziców, udziela wywiadów. Wystosowała również apel do szefowej MEN Anny Zalewskiej. Pisze w nim w imieniu rodziców:

„Żądamy natychmiastowego doprecyzowania zapisów Rozporządzeń Ministra Edukacji Narodowej z 9 i 28 sierpnia 2017 roku, które pozwoliłyby na zagwarantowanie uczniom z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego realizacji nauczania indywidualnego na terenie szkoły. Obecne przepisy, choć w teorii dopuszczają taką możliwość w ramach Indywidualnego Programu Edukacyjno-Terapeutycznego, w praktyce powodują, że uczeń ma do wyboru indywidualne nauczanie jedynie w domu, bądź brak zajęć indywidualnych i konieczność uczęszczania na wszystkie zajęcia lekcyjne z całym oddziałem na terenie szkoły, co jest niezgodne z jego specjalnymi potrzebami edukacyjnymi”.

Pod apelem podpisało się 101 tys. osób, można do niego dołączyć.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Radosław Sikorski dla „Polityki”: Świat nie idzie w dobrą stronę. Ale Putin tej wojny nie wygrywa

PiS wyobraża sobie, że przez solidarność ideologiczną z USA Polska może być takim Izraelem nad Wisłą. Że cała Europa będzie uwikłana w wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi, a Polska jako jedyna traktowana wyjątkowo przez Waszyngton. To jest ryzykowne założenie – mówi w rozmowie z „Polityką” szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.

Marek Ostrowski, Łukasz Wójcik
18.04.2025
Reklama