W czwartek wieczorem w bazylice pw. św. Marcina w Pacanowie ks. Leszek Domagała odprawia mszę w intencji wikariusza, który niedawno trafił do szpitala. Tego samego, z którym – zdaniem niektórych parafian – miał się kiedyś szarpać. – Przyszłam tu dla wikarego, na księdza nie mogę patrzeć, bo od razu ręce mi się trzęsą – mówi kobieta wychodząca z kościoła przed ogłoszeniami. Ale do czekających przed świątynią wiernych, którzy po raz kolejny zamierzają rozmówić się z proboszczem, nie dołącza. Nie chce problemów.
– Sprawdzimy, czy proboszcz się z nami pojedna – tłumaczy Paweł Masłowski, główny reprezentant niezadowolonych wiernych, który przez lata pomagał księdzu przy parafii. Minęło prawie pięć tygodni, odkąd notariusz kurii kieleckiej przekazał mu, że bp Jan Piotrowski rozmawiał z ks. Domagałą i zobowiązał go do pojednania. Podobnie jak inni parafianie jest na nie gotowy, ale pod pewnymi warunkami: przywrócenia rady parafialnej i – co ważniejsze – publicznych przeprosin za wyrządzone krzywdy.
Czytaj też: Wszedł do kościoła w czapce. Od pięciu lat jest ciągany po sądach
Braterskie upomnienie biskupa
Co to za krzywdy, pisaliśmy 31 lipca. Przypomnijmy: wierni z parafii w Pacanowie zarzucają swojemu proboszczowi stosowanie mobbingu, zastraszanie, poniżanie i przemoc. Ks. Domagała przy reporterze „Polityki” przyznał, iż powiedział kiedyś, że powinien „przyp...” Masłowskiemu. Jego nastoletniej córce miał powiedzieć podczas spowiedzi, że „powinna się leczyć w psychiatryku”. Zaś Wiesławowi Krajewskiemu, kolejnemu z wiernych, życzyć, by „mordę temu skur... wykrzywiło” (niedługo później pan Wiesław dostał udaru).
Po naszym artykule diecezja kielecka wydała komunikat, przyznając, że „w ostatnim czasie sposób postępowania proboszcza wobec niektórych parafian był nieodpowiedni i przyczynił się do niechęci wobec niego i zamieszania we wspólnocie parafialnej”. Ale apelowała też, by „zauważyć i docenić dobro, które zarówno na płaszczyźnie duchowej, jak również materialnej, w czasie wieloletniej pracy duszpasterskiej, uczynił Ksiądz Proboszcz” (według relacji Pawła Masłowskiego ks. Domagała grzmiał wcześniej z ambony, że „nikt go tu nie ruszy, bo dużo pieniędzy zarabia dla biskupa”). Po zważeniu argumentów bp Piotrowski „zwrócił uwagę księdzu na niestosowne zachowanie, a także po bratersku go upomniał i zobowiązał do unikania słów i zachowań, które mogłyby przynieść szkodę parafii”.
Czytaj też: Burza wokół naczelniczki poczty w Pacanowie
Proboszcz z Pacanowa: To ja jestem ofiarą
Wiernych ta decyzja nie usatysfakcjonowała, dlatego czekają na ks. Domagałę, żeby przedstawić mu warunki dalszej koegzystencji. Ku ich zdziwieniu proboszcz godzi się na rozmowę, także przy reporterze „Polityki”. W sprawie rady parafialnej, która kontrolowałaby wydatki parafii, nie ma wiele do powiedzenia. Twierdzi, że jej nie rozwiązał, a rada dalej istnieje, tylko w sposób nieformalny („gdy potrzebuję rady sołtysów, po prostu ich pytam”). Nie uważa też, że ma za co przepraszać, tym bardziej z ambony. Niemal wszystkie zarzuty parafian uznaje za kłamstwa lub przynajmniej przeinaczenia. Zdaniem ks. Domagały to on jest ofiarą sytuacji, a nie grupa wiernych, którzy go pomawiają.
Co się zaś tyczy samego pojednania, to – jak mówi reporterowi „Polityki” – wybacza parafianom kłamstwa. Jacy są, tacy są, ale to jego parafianie, tłumaczy, proboszcz ich sobie nie wybiera, podobnie jak ojciec nie wybiera swoich dzieci. Wciąż czuje żal, ale odpuszcza, resztę niech rozsądzi Pan Bóg.
Na koniec obiecuje reporterowi odpowiedzieć na prośbę o autoryzację wypowiedzi. Nie odpowiada.
Czytaj też: Witajcie w Sakrumprofanum, lunaparku dla... wierzących