Incydent w Przewodowie po raz pierwszy sprawił, że rosyjska agresja na Ukrainę przyniosła bezpośrednie militarne konsekwencje na terenie Polski: pocisk rakietowy zabił dwie osoby. Wypadek to na tyle poważny, że gdybyśmy mieli do czynienia z celowym atakiem na Polskę jako kraj NATO, miałoby to potencjalnie poważne skutki.
W odpowiedzi Niemcy 21 listopada zaoferowały rozmieszczenie swoich systemów Patriot we wschodniej Polsce, które miałaby obsługiwać Bundeswehra. „Polska jest naszym przyjacielem, sojusznikiem i jest szczególnie narażona jako sąsiad Ukrainy” – powiedziała minister obrony Christine Lambrecht (SPD). Początkowo Warszawa ustami ministra Mariusza Błaszczaka przystała na propozycję sąsiada, lecz dwa dni później, po wywiadzie Jarosława Kaczyńskiego, zmieniła zdanie. Zaproponowała niespodziewanie, by niemieckie baterie rozmieścić w Ukrainie, co w Berlinie wywołuje konsternację – i lekkie znużenie antyniemieckim resentymentem polskiego rządu.
Nadszarpnięte zaufanie
Rosyjski atak na Ukrainę był szokiem dla całej europejskiej społeczności. Dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej był przykrym przypomnieniem o geopolitycznym położeniu i dowodem, że brak zaufania w kontaktach z Rosją jest słuszny. Niemiecka optyka była inna – w gruzach legły paradygmat Wandel durch handel („zmiany Rosji przez handel”) oraz model energetyki opartej na tanich surowcach z tego kraju. Z niemieckiego punktu widzenia przekalibrowanie polityki bezpieczeństwa, zagranicznej czy energetycznej nie mogło zatem odbyć się w pośpiechu, pochopnie.
Powolna, ostrożna reakcja Niemiec wzbudzała zniecierpliwienie u partnerów i wywołała kryzys zaufania. Wedle sondażu Transatlantic Trends 2022 (prowadzonego corocznie przez think tank GMF) zaufanie do Niemiec spadło w wielu krajach – w USA (o 9 pkt do 59 proc.), Hiszpanii (o 9 pkt do 79 proc.), Szwecji (o 6 pkt do 77 proc.), a najbardziej w Polsce (aż o 15 pkt do 53 proc.). Nie umknęło to uwadze Berlina, tym bardziej że przynajmniej od 2017 r. tamtejsze media donoszą o antyniemieckiej retoryce w TVP, polskich pismach i portalach bliskich prawicy. Temat reparacji przestał już nawet robić wrażenie.
Wydaje się jednak, że zwątpienie w zachodniego sąsiada ogarnęło tym razem nie tylko zwolenników PiS, ale także ogół społeczeństwa. Niemców to martwi: „To rzeczywiście duży problem. Agresywna antyniemiecka polityka PiS nie zmieni się, ale nie powinniśmy dawać jej więcej pretekstów. Dlatego nie można dawać powodów, by wątpić w naszą solidarność z Ukrainą i innymi państwami Europy Środkowej i Wschodniej. Nie powinniśmy dalej rozczarowywać ludzi w Polsce, którzy wciąż liczą na nas jako partnera” – ostrzegał jeszcze w sierpniu Dietmar Nietan, pełnomocnik rządu federalnego ds. Polski.
Odtrącona pomocna dłoń
Mimo napiętych relacji dwustronnych i otwartego konfliktu polskiego rządu w kwestii praworządności z Komisją Europejską, kierowaną przez Ursulę von der Leyen, jak dotąd zarówno kanclerz Olaf Scholz (SPD), jak i minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock (Zieloni) zachowywali powściągliwość. W komunikacji z Polską rządzi zasada zwracania ogólnikowo uwagi na zagrożenia wynikające z deficytów demokracji, przy jednoczesnym podkreślaniu tego, co oba kraje łączy: szacunku dla sąsiada, otwartości na współpracę i dialog.
I w takim duchu miała być przedstawiona oferta rozlokowania patriotów w Polsce. Wolta Warszawy i nierealne, lecz chwytliwe żądanie, by patrioty trafiły na Ukrainę, postawiły Niemców w niezręcznej sytuacji. Nagła zmiana tonu rządu PiS interpretowana jest z jednej strony jako oznaka wszechmocy Kaczyńskiego w partii i w kraju, z drugiej – jako kolejna odsłona antyniemieckiej retoryki PiS, tym razem w ramach testowania strategii wyborczej. Nic nowego. Coraz bardziej widoczna staje się też rola prezydenta Andrzeja Dudy jako moderatora spięć obozu Kaczyńskiego z partnerami zagranicznymi. Pęknięcia w obozie władzy nie uchodzą uwadze komentatorów.
Czytaj też: Niemcy nie będą strzelać do rosyjskich rakiet? Te słowa to duży błąd
Gol do bramki ministry Lambrecht
W samych Niemczech propozycja Lambrecht i „ogranie” jej przez Warszawę wywołały różne reakcje. Gromkim krytykiem minister obrony jest opozycyjne CDU, chadecy nazywają ją „chaotyczną w codziennej pracy, całkowicie przytłoczoną zadaniami koncepcyjnymi, nieodgrywającą żadnej roli w debatach i strukturach polityki międzynarodowej i bezpieczeństwa”. Lambrecht jest niepopularna, znalazła się na szarym końcu rankingu członków rządu – tylko 10 proc. ankietowanych jest zadowolonych z jej pracy, 47 proc. jest rozczarowanych. Nie pomogła jej afera z maja, kiedy wyjechała z synem helikopterem na wczasy na wyspie Sylt.
W kontekście wojny w Ukrainie pojawiły się głosy krytycznie oceniające zdolność bojową niemieckiej armii w ogóle. Modernizacja Bundeswehry to temat od przynajmniej dekady, który ma szansę pójść naprzód dopiero teraz, w wyniku zapowiedzianej przez kanclerza Scholza zmiany (tzw. Zeitenwende). Niemcy planują przeznaczyć na wydatki wojskowe w najbliższych latach 100 mld euro, ale projekt jest krytykowany za zbyt powolną realizację. W dodatku na jaw wyszedł dramatyczny brak amunicji w armii, której wedle szacunków starczyłoby na dwa dni wojny.
Trwa wymiana listów między Lambrecht (SPD) a ministrem finansów Christianem Lindnerem (FDP) o dodatkowe pieniądze na ten cel. Jednak zaniedbania w Bundeswehrze to nie wina dzisiejszej minister, która sprawuje urząd od ledwo roku. Armię przejęła przecież od chrześcijańskich demokratów, którzy teraz tak chętnie ją krytykują: jej poprzedniczkami były Ursula von der Leyen i Annegret Kramp-Karrenbauer.
Scholz: oferta wciąż aktualna
Oferta dla Polski miała być sprytnym zabiegiem piarowym, ale okazała się klapą. Niemieckiej minister zabrakło politycznej intuicji w grze z PiS, a jej zapowiedź nie została skonsultowana z siłami powietrznymi. Próba uzależnienia od NATO decyzji o ewentualnym przekazaniu patriotów Ukrainie także spełzła na niczym – sekretarz Sojuszu Jens Stoltenberg potwierdził, że relokacja baterii to suwerenna decyzja ich właściciela.
W czasie czwartkowej wspólnej konferencji prasowej po spotkaniu z kanclerzem Scholzem Stoltenberg wyraźnie rozgraniczył kwestię wsparcia Ukrainy sprzętem NATO od niemieckiej oferty ochrony przestrzeni powietrznej Polski. Jego zdaniem najważniejsze jest teraz, aby już obecne w Ukrainie systemy osiągnęły pełną funkcjonalność. Stoltenberg zaznaczył jednak, że Niemcy są obecnie jednym z głównych dostawców wsparcia dla Ukrainy (wysyłają na wschód m.in. nowoczesny system obrony powietrznej Iris-T). Przekazał też Niemcom wyrazy uznania za hojną ofertę dla Polski.
Scholz tylko zdawkowo powtórzył, że propozycja jest aktualna i czeka na sygnał z Warszawy. Lambrecht zapędziła się więc w kozi róg, choć postawione przed nią zadania są niełatwe, a polski rząd nie jest jej przychylny. Jak podsumował dosadnie publicysta Jacques Schuster na łamach dziennika „Die Welt”: Lambrecht popełnia błędy, ale nie zasługuje na to, by zostać „spluwaczką”.
Czytaj też: Uparty Olaf Scholz. Kluczy w sprawie Ukrainy, a Europa się dziwi