Dlaczego Trump i Putin spotkają się właśnie na Alasce? Cztery powody. Europa może stracić
Trudno o bardziej symboliczne miejsce niż Alaska. Co prawda jeszcze w czwartek 7 sierpnia włoski dziennik „La Repubblica” informował, że Donald Trump sondował włoską premier Giorgię Meloni na temat ewentualnej organizacji szczytu w Rzymie (Meloni miała być otwarta na tę propozycję), ale ostatecznie zdecydował się przyjąć Putina na własnym terytorium.
Dla Meloni to zwycięstwo i porażka jednocześnie, bo – jak podkreśla „La Repubblica” – organizacja szczytu, który mógłby doprowadzić do zakończenia wojny, przydałaby jej prestiżu, jeszcze bardziej ugruntowując jej (mocno przesadzony) wizerunek polityczki budującej mosty między USA a Europą. Byłby to jednak zarazem problem proceduralny, bo Włochy są sygnatariuszem statutów rzymskich, dokumentu założycielskiego Międzynarodowego Trybunału Karnego, który wydał za Putinem list gończy. Teoretycznie Włosi musieliby Putina aresztować – co oczywiście by się nie stało, bo nawet państwa zrzeszone w MTK ignorują jego postanowienia.
Wybrano Alaskę – i nie powinno to nikogo dziwić. Jest cały szereg powodów, dlaczego Trumpowi i Putinowi ta lokalizacja pasuje, przemawia też za nią zwykły pragmatyzm. Ale bez wątpienia w centrum tej rozmowy nie znajdzie się Ukraina jako suwerenny podmiot stosunków międzynarodowych. Najwyżej jako przedmiot, który można przesuwać, dzielić, zmieniać wedle potrzeb.