Produkcja spada, za to aż ośmiokrotnie wzrosła powierzchnia upraw – najczęściej nieowocujących, bo dopłaty przyznawano do plantacji bez wymogu uzyskania plonów. Rolnicy sadzili więc drzewa po to, aby zdobyć fundusze, a nie zebrać plony.
Ustalenia kontrolerów NIK prowadzą do jednego wniosku: większość ekologicznych upraw sadowniczych i jagodowych założono po to, by uzyskać dotacje. Kontrola NIK wykazała, jak działał ten mechanizm. Za ekologiczne uprawy sadownicze i jagodowe można było rocznie, w zależności od typu uprawy, otrzymać od 650 zł do 1800 zł za hektar, przy czym większość rolników korzystających z dopłat pobierała tę najwyższą stawkę. Kluczowym warunkiem uzyskania pomocy było prowadzenie upraw przez pięć lat.
Rolnicy zakładali więc i przez pięć lat formalnie prowadzili uprawy. Jednak plantacje często były zaniedbane: sadzone w niekorzystnych warunkach (np. na podmokłych glebach), a często też z powodu braku ogrodzenia narażone na zniszczenie przez dzikie zwierzęta.
NIK zwrócił się do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi o opracowanie i wdrożenie zasad udzielania pomocy finansowej oraz systemu kontroli, które będą sprzyjały produkcji owoców ekologicznych. Wnioskuje też o monitorowanie stanu produkcji owoców ekologicznych i wykorzystanie danych w celu dostosowania wsparcia tej produkcji zgodnie z potrzebami rynku.
Proceder nieuczciwego wykorzystywania dotacji Joanna Solska wiele razy opisywała w POLITYCE.
Za artykuł „Kokosy orzechowe” w 2012 r. otrzymała „Nagrodę im. Dariusza Fikusa za dziennikarstwo najwyżej próby”. O fikcyjnych polskich plantacjach, za które Unia Europejska płaci grube miliony euro Joanna Solska pisała również w artykule „Kręcą lody malinowe”.