W ramach prowadzonej przez Rosję wojny informacyjnej ludzie są przekonywani, że wojnę wywołali Amerykanie albo NATO (niepotrzebne skreślić). Drugi wspaniały trend w propagandzie jest taki, że wojna się toczy, bo USA na niej zarabiają.
Paryska konferencja dotycząca wsparcia dla Kijowa przyniosła jedno sensacyjne zdanie i wiele obiecujących ustaleń, co pokazuje, że wojna w Ukrainie, jej zakończenie i powojenny los jest coraz bardziej sprawą Europy. Liderem tej sprawy chce być Francja i jej prezydent.
Zakulisowe negocjacje w sprawie wyboru nowego szefa NATO wkraczają w decydującą fazę. I są coraz mniej zakulisowe.
Po prawie dwóch latach procesu akcesyjnego rząd w Sztokholmie pokonał ostatnią barierę na drodze do NATO. Węgierski przywódca ugrał dla siebie dzierżawę szwedzkich myśliwców. Mocno zirytował Europę i USA.
Wojna w Ukrainie właśnie wkroczyła w trzeci rok. To zadziwiające, ale już z samym tym faktem wiążą się co najmniej trzy zaskakujące okoliczności: to, że Ukraina nadal się broni, że w XXI w. można toczyć wojnę pozycyjną i że Rosja może ponosić tak wielkie straty, a nie rezygnuje.
Dwa lata temu NATO zdało egzamin, a od wybuchu wojny w Ukrainie wzmocniło struktury obronne. Ważny generał przestrzega jednak, że Rosja też się uczy, a u nas kluczowe zmiany czekają. Kolejne egzaminy to tylko kwestia czasu.
W tym roku Polska wyda rekordowo wielką kwotę na obronność. W sumie ponad 168 mld zł. I tu właściwie kończą się dobre wiadomości.
Rosja coraz częściej okazuje wrogość wobec Zachodu. Czy Sojusz ma narzędzia, żeby przeciwdziałać prowokacjom, np. w krajach bałtyckich? I czy zdoła zachować jedność?
W Europie na dobre zaczął się wyścig z czasem, który trwać będzie niezależnie od tego, kto jesienią wygra amerykańskie wybory prezydenckie.
Istnieje podejrzenie, że Rosja nie będzie czekać na upadek Ukrainy, by rozpocząć działania przeciwko NATO. I będzie stawiać państwa sojuszu w bardzo problematycznych sytuacjach.