Uciekając z ogarniętego ludobójstwem kraju, Ormianie emigrowali do wielu krajów. Ich potomkowie są dziś jednymi z najbardziej cenionych postaci światowej kultury, sportu i show-biznesu.
Równo sto lat po rzezi Ormianie wciąż czekają na choćby symboliczne zadośćuczynienie. Szybciej zdobędą się na nie zwykli Turcy niż ich rząd.
Przewagą jednego głosu szwedzki parlament uznał rzeź Ormian za ludobójstwo. W ten sposób Szwecja dołącza do skromnej grupy ledwie 20 państw i 7 organizacji międzynarodowych, które winią państwo tureckie o wymordowanie setek tysięcy Ormian podczas I wojny światowej. W tym maleńkim gronie od 2005 r. jest także Polska. Brakuje za to Izraela, Stanów Zjednoczonych, ponad połowy Unii Europejskiej, całej Afryki, Oceanii i - z wyjątkiem Libanu - całej Azji.
Jak najlepiej przekonać do siebie skłócone narody? Wypuścić je na boisko. Z takiego założenia wyszli dyplomaci, którzy postanowili doprowadzić do pojednania Turcji z Armenią.
Turcja i Armenia podpisały historyczną umowę mającą zakończyć stuletni okres wrogości. Ale widać łatwiej złożyć podpisy niż otworzyć granicę.
Wybitny kompozytor ormiański: "Najgłębiej zainspirował mnie Witold Lutosławski".
Do niedawna Kaukaz kojarzył się wyłącznie z walkami toczonymi przez ludy o egzotycznie brzmiących nazwach. Dziś ta niby beczka prochu pokazuje wizerunek producenta dóbr luksusowych: koniaków, brylantów, win, herbaty, a nawet drogich wód mineralnych.
Ormianom nie przeszkadza, że ich państwo jest dziś małe. Według nich Armenia jest potężna, wszechogarniająca. Gruzini opowiadają dowcip o ormiańskim szóstoklasiście, który przyszedł do księgarni po globus Armenii.
Jak to możliwe, żeby do parlamentu mogła się wedrzeć uzbrojona w "kałasze" grupa szaleńców? Co robili w momencie ataku ochroniarze premiera i rządu? Czy za masakrą w Erewanie kryją się jakieś zorganizowane siły? Prezydent republiki Robert Koczarian obiecał ujętym mordercom uczciwy proces sądowy - być może przyniesie on jakieś odpowiedzi.
Parlament gruziński uchwalił ustawę uprawniającą posłów do dożywotniego posiadania i noszenia broni. Prezydent Eduard Szewardnadze ustawy nie podpisał, dworując sobie, że jemu w takim razie przysługiwałby granatnik przeciwpancerny. Nie zmieniło to obowiązującego na Zakaukaziu podstawowego kanonu gry politycznej: kto szybszy, ten lepszy.