Więcej problemów, więcej walki wewnątrz władzy, jeszcze mniej praworządności. To nie będzie dobry rok. Ale mógłby być gorszy. Skłócony obóz prawicy nie jest już tak skuteczny w destrukcji. I być może nie pójdzie na całość, bo cały czas ma spore unijne pieniądze do stracenia.
Opozycja tylko pielęgnująca urazy, hołdująca arcypolskiemu „jakoś to będzie” – PiS samo się wykrwawi, drożyzna, pieniędzy z Unii nie ma i oby tak zostało – odpowiedniego potencjału zmiany wykrzesać już nie zdoła. Tylko jak nie teraz, to kiedy? W nerwówce roku wyborczego może być już za późno.
Kilkudziesięciu działaczy z całej Polski złoży w poniedziałek samodonosy w solidarności z Janiną Ochojską. Jak mówił wiceminister Maciej Wąsik, założycielce i prezesce PAH grożą zarzuty po jej ocenie sytuacji na granicy polsko-białoruskiej.
Po zawetowaniu lex TVN relacje Pałacu Prezydenckiego z Nowogrodzką znacznie się ochłodziły. Ale obie strony mają wiele powodów, aby wciąż trwać w tym małżeństwie z politycznego rozsądku.
Do tej pory PiS funkcjonował w trybie wyższej konieczności, co w oczach prawicowego elektoratu uzasadniało nadużycia. Teraz na jego społecznym zapleczu słabnie poparcie dla autorytarnych ekscesów.
Osobiście nie wierzę, że cała historia była ustawką, że Jarosław Kaczyński przewidział wszystkie 27 ruchów do przodu, że PiS wstawił nam do domu z koronawirusem i inflacją kozę, a teraz ją wyprowadził. Wyjaśnienie jest banalniejsze.
Wygląda na to, że obecnie rozpoczął się nowy etap historiografii PiS. A troska o słupki kosztem tworzenia wyimaginowanych wrogów to zwyczajna głupota polityczna, na dodatek demoralizująca społeczeństwo.
No i mamy polską Watergate. Ktoś kiedyś nada jej miano Wąsikgate, a może Kamińskigate albo PiS-gate, to mało ważne. Istotne jest, kto odpowie za inwigilowanie w 2019 r. Krzysztofa Brejzy, wówczas szefa sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej.
Nie można pozwolić, by ta afera – tak jak wiele poprzednich w wykonaniu PiS – została wepchnięta do szafy. To najważniejszy od 2015 r. test dla opozycji.
Nowy odcinek serialu z Łukaszem Mejzą w roli głównej to tyleż bulwersujące, co śmieszne próby zastraszania naciąganych przez jego firmę osób. Trudno się rozeznać, czy jego samoobrona to komizm zamierzony, czy też prymitywna mito- i megalomania.