Parlamentarna debata nad skróceniem o dwie godziny tygodniowego czasu pracy koncentruje się wyłącznie na ekonomicznym i politycznym aspekcie zagadnienia. Jak dotychczas nikt spośród dyskutantów nie zwrócił uwagi na to, w jaki sposób Polacy mogą wykorzystywać te dwie darowane przez parlament godziny. Istnieje podejrzenie, że wielu wykorzysta je na dodatkową pracę.
Większość ludzi do lepszej pracy najskuteczniej zachęcają pieniądze. Tracą one jednak znacznie na atrakcyjności w przypadku osób, które pracują już tak intensywnie, że nie mają ich kiedy wydać. Zachodni świat drapieżnej konkurencji, usiłujący wycisnąć z nich jeszcze więcej, wymyślił incentive travels, czyli podróże motywacyjne. Teraz robią one furorę również u nas. Niestety, często w wersji zwulgaryzowanej, niewiele mającej wspólnego z pierwowzorem.
– Przegrany yuppie to człowiek kompletnie załamany psychicznie. Pęknięty, rozsypany na kawałki. Ja te kawałki sklejam – mówi Anna Dal z Agencji Doradztwa Personalnego Hill, specjalistka od outplacementu, nowej w Polsce usługi, która ma pomóc zwalnianym z pracy menedżerom stanąć na nogi.
Masza budowała rakiety kosmiczne. Luba kończyła konserwatorium. Dziś doprowadzają do połysku świeżo dorobione wille, chowają dzieci zaganianej polskiej klasy średniej, która pierwsze pieniądze zdobywała szorując wille niemieckie i pilnując francuskich dzieci.
Świat przyzwyczaił się, że to Polska dostarcza mu od lat nieprzebranych rzesz gastarbeiterów. I oto sama stała się mekką dla poszukiwaczy zarobku zza wschodniej granicy. W kraju dwucyfrowego bezrobocia pracuje ich, jak się szacuje, od 200 do 500 tys.
Oto paradoks: 1 Maja, hucznie kiedyś obchodzone jednodniowe święto pracy przekształciło się – za sprawą święta 3 Maja i kalendarza – w wielodniowe nieróbstwo. Czy mamy jednak po czym odpoczywać? To zależy. Jedną bowiem z najistotniejszych zmian ostatnich 10 lat stało się znaczne zróżnicowanie czasu i intensywności pracy. Obok tytanów mamy pracujących tak sobie, a także ponad 2,5-milionową – przymusową – armię bezrobotnych. Jak zatem pracujemy? Kto w Polsce się zaharowuje, a kto zbytnio nie przemęcza? Poniżej nasz pierwszomajowy spis z natury.
Polscy kapitaliści są sfrustrowani. Państwo rządzone przez związkowców nie liczy się z nimi, mnoży zaś żądania i oczekiwania. Do takich wniosków doszli członkowie Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych (PKPP) zebrani w ubiegłym tygodniu w warszawskim Zamku Królewskim. Dlatego postanowili zredagować „Manifest Kapitalistyczny” i walczyć o swoje prawa.
Pięćdziesięciu polskich lekarzy rozpoczyna intensywną naukę języka szwedzkiego. Już pod koniec roku przyjmować będą pacjentów w przychodniach i szpitalach Kalmaru, historycznego miasta u wschodniego wybrzeża Szwecji. Zatrudnienie Polaków stanowić będzie pierwszy poważny wyłom w istniejącym od 1968 r. zakazie importu obcej siły roboczej.
Mocno uzwiązkowiony rząd zaczyna wreszcie zdawać sobie sprawę, że za rosnące bezrobocie nie da się już winić spadku koniunktury u naszych sąsiadów. W znacznej mierze zafundowaliśmy je bowiem sobie sami. Od nas więc także zależy, z jakim skutkiem będziemy z nim walczyć. Ale w Sejmie pełno jest projektów ustaw, których uchwalenie przyspieszy tempo kurczenia się rynku pracy.
Mało kto kwestionuje dzisiaj, że telekomunikacja i informatyka, symbolizowane przez wszechobecny Internet, są motorem rozwoju gospodarki. Co jednak napędza teleinformatykę? Ludzie. A tych brakuje. W 2002 r. w Europie Zachodniej będzie ponad milion wolnych miejsc pracy dla informatyków. W Stanach Zjednoczonych pojawi się o 850 tys. więcej stanowisk niż chętnych do ich objęcia. Już w tej chwili w Europie czeka 350 tys. wolnych informatycznych miejsc pracy, z czego 75 tys. w najbliższych nam Niemczech.