W ostatnich dniach sierpnia z wakacji na południu i zachodzie Europy będą powracać tysiące polskich zmotoryzowanych turystów. Przyjdzie im zmierzyć się z trudami wielogodzinnej jazdy przez pół Europy. Znów będą musieli pokonać coraz mniej bezpieczne austriackie oraz francuskie tunele i serpentyny. Czeka ich jazda przez przebudowywane czeskie drogi i niemieckie autostrady. Tymi samymi trasami do domów powracać będą też tysiące turystów ze wschodnich Niemiec, Skandynawii, Czech, Węgier i b. ZSRR. Znów zakorkują się graniczne przejścia, przez które będą chciały przejechać setki autobusów i tysiące ciężarówek. Na drogach zacznie się horror.
Długi weekend – 13–17 czerwca – w opinii policji był na drogach stosunkowo spokojny: w wypadkach zginęły tylko 62 osoby; w zwykły dzień – bywa – ginie ponad 20, a normalne weekendy, kiedy przekroczona zostaje liczba pięćdziesięciu ofiar, nie należą do rzadkości. Z lakonicznych policyjnych raportów wyłonił się dramatyczny obraz stanu bezpieczeństwa polskich dróg – alkohol, nadmierna prędkość, wyprzedzanie na przejściach dla pieszych, nierespektowanie podstawowych reguł kodeksu. Okazało się, że niebezpieczeństwa nie zdołał uniknąć nawet mistrz kierownicy Krzysztof Hołowczyc. To znaczy, że nikt nie jest poza zasięgiem; wszyscy uczestniczymy w tej podróży w nieznane. Co roku na polskich drogach ginie 6–7 tys. osób, czyli tyle, ile liczy niewielka miejscowość. W tym roku umrze kolejne miasto. Niestety, śmierć na drodze przestała odstraszać, stała się banalna. Nauczyliśmy się z nią żyć, a wypadki traktujemy jako naturalną konsekwencję rozwoju motoryzacji. Zwłaszcza że przydarzają się innym, a nie nam. My jeździmy sprawnie, jesteśmy rozważni, a jeśli przekraczamy przepisy, to tylko dlatego, że są absurdalne i nieżyciowe. Ten mit rozwiewają nasze obserwacje z jednego weekendu u progu wakacji. Tego lata takich weekendów będzie jeszcze kilka.
Od kilku lat na trasach polskich rajdów samochodowych trwa ostra jazda. W maszynach z najwyższej rajdowej półki kierowcy rywalizują już nie o minuty, ale o ułamki sekund. Niestety, drogie rajdowe cacka są tak szybkie, że nie nadąża za nimi wyobraźnia organizujących rajdy działaczy. – Ci ludzie to anachronizm. Ich dobre samopoczucie oraz niekompetencja stanowią zagrożenie dla sportu samochodowego – uważają czołowi polscy rajdowcy.
„Gdyby ktoś nas ostrzegł, jak niebezpieczne mogą być poduszki, Frances może by jeszcze żyła” – napisał Albert E. Ambrose z Nashville w liście do wiceprezydenta Ala Gore’a. Ambrose stracił pięcioletnią córkę w wypadku, gdy jego Dodge minivan potrącił inny samochód. Karoseria była ledwie wgnieciona, ale otwarły się poduszki powietrzne. Ta po stronie pasażera uderzyła Frances, zapiętą w pasach bezpieczeństwa na siedzeniu obok. Z powodu ciężkich obrażeń mózgu zmarła następnego dnia.
Na polskich drogach wakacyjny szczyt. Jedni wracają z urlopów, drudzy na nie spieszą. Drogami wędrują harcerze i pielgrzymi, między wsiami jak gigantyczne mastodonty przemieszczają się kombajny zbożowe, kolumny TIR-ów żłobią w asfalcie głębokie koleiny. Wszędzie objazdy i roboty drogowe. Podróżowanie samochodem po Polsce staje się coraz trudniejsze i coraz niebezpieczniej-sze. Co grosza nic nie wróży poprawy. Co roku przybywa milion nowych kierowców, 600–700 tys. nowych aut i zaledwie kilkadziesiąt kilometrów nowych tras komunikacyjnych.
Podczas pierwszej rozprawy pani sędzia pokazała Jarosławowi D. podwórko-spacerniak aresztu. Kiedyś pewnie wziąłby to za żart. Ale nie teraz, kiedy jego i kolegę ze świadków przemieniono w oskarżonych. Mieli bowiem pecha i widzieli wypadek z udziałem policji.
Alkohol zjednoczył Sejm od prawicy po lewicę – najpierw w proteście przeciw zakazowi sprzedaży trunków w gmachu parlamentu, zaraz potem w poparciu projektu zaostrzenia kar dla pijanych kierowców. Posłowie chcą, by prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu traktowane było jak przestępstwo, a za spowodowanie wypadku sprawcę czekać ma więzienie, wielotysięczna kara pieniężna, dożywotnie odebranie prawa jazdy, a kto wie, może i samochodu. Czy zmiana prawa zmieni sytuację na polskich drogach?
Delegaci Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego podczas niedawnej wizytacji Zakopanego na własnej skórze doświadczyli największej bolączki tego miasta - fatalnego stanu dróg. Nawet policyjna eskorta nie uchroniła ich przed półtoragodzinnym staniem w korku na Zakopiance. Co do tego wszyscy są zgodni: niezależnie od zimowych igrzysk Zakopane pilnie potrzebuje nowoczesnej trasy łączącej je z krajem. Tymczasem z modernizacją Zakopianki jest jak z olimpiadą, wszyscy o niej mówią, ale uwierzyć w nią trudno.
Czerwone pasy w poprzek szosy, rozbity wrak na poboczu i wielka tablica ostrzegająca o wypadkach - tak Ministerstwo Transportu planuje oznakować 185 czarnych punktów, czyli najbardziej niebezpiecznych miejsc na polskich drogach. Będzie bezpieczniej - zapewnia minister Eugeniusz Morawski. Specjaliści nie są o tym przekonani.
W ostatni weekend sierpnia policja zorganizowała akcję "Powrót". Porządku na drogach strzegły wzmocnione patrole, z powietrza sytuację nadzorowały śmigłowce. Wakacje to okres, w którym dochodzi do największej liczby wypadków drogowych, a dni, w których Polacy masowo wracają z urlopów, są momentem krytycznym.