Kraj

Na drabinie

Kończył się trzeci tydzień Powstania Warszawskiego. Późną nocą 20 sierpnia z piwnicy, w której siedzieliśmy, ojciec zabrał mnie na strych.

W ręku niósł ciężki żeliwny sagan, w którym wcześniej wywiercił dwa otwory. Po drabinie wszedł do włazu na dach. – Chodź tu do mnie – wyszeptał. Wspiąłem się posłusznie. Garnek, czyli hełm, wylądował na mojej głowie. Ojciec powiedział: – Będę cię trzymał, a ty ustaw sobie te dziury tak, żebyś przez nie widział. Bałem się, ale wyjrzałem, kurczowo trzymając się krawędzi włazu. Kilka pożarów rozświetlało noc, a w oddali na wysokim budynku powiewała polska flaga. – Biało-czerwona – powiedziałem. – Dobrze widzisz? – Tak, tatusiu. – Patrz jeszcze. I zapamiętaj. Kiedyś ci to wszystko wytłumaczę.

To była flaga zatknięta na zdobytym tego dnia przez powstańców gmachu Pasty. Miałem siedem lat.

Dziś mnie i tę moją małą lekcję historii opluwa z kościelnej ambony arcybiskup Marek Jędraszewski, profesor nauk teologicznych i wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. W rocznicę powstania mówił on, że ci, którzy popierają konwencję antyprzemocową oraz ustawy o in vitro i uzgodnieniu płci – a więc i ja – zdradzili „wartości moralne, dla których powstanie w ogóle wybuchło”. Że jesteśmy bolszewicką czerwoną zarazą i przyczyniamy się do tego, że wszyscy Polacy „legną pokotem”. Gdyby te słowa hierarchy były tylko obrzydliwe – pal sześć. Ale one są groźne. Słychać je coraz głośniej i coraz częściej. Za chwilę będzie im towarzyszył krok marszowy. Piszę tak, bo jedynie słuszną ideologię już brałem i znam jej tragiczne skutki. A także dlatego, że boję się nienawiści, zwłaszcza tej łatwiutko rozgrzeszanej jako „przedwyborcza codzienność” i korzystanie z wolności słowa.

Wylewa się to wszystko nie tylko z katolickich świątyń. Wchodzę do kiosku i już się czuję fatalnie, gdy czytam, co powinni robić księża na widok prezydenta Komorowskiego pojawiającego się na mszy („Nasz Dziennik”) i że rząd to „banda przechrztów”, która sprowadza na polską ziemię „dwa tysiące Arabów do rżnięcia naszych dziewcząt” („Polska The Times”). W TV Republika „patrioci” radośnie podsumowują: Gudzowaty nie żyje, Wejchert nie żyje, teraz Kulczyk, i tak się wreszcie kończy supremacja „Gazety Wyborczej”.

W TVN profesor Piotr Gliński z dobrotliwym uśmieszkiem wyjaśnił, że gwizdy i buczenie na cmentarzu Powązkowskim tuż przed rocznicą godziny „W” to po prostu „lud warszawski”, który przychodzi tu od lat i uważa, że część polskich polityków to osoby obce w tym miejscu. Przy okazji Gliński nazwał kancelarię prezydenta Komorowskiego siedzibą rosyjskich agentów i byłych pezetpeerowców. A ksiądz Rydzyk dołożył na antenie swojego radia, że owszem, u Komorowskiego „znajdują się jakieś autorytety z tytułami profesorów”, ale – dodał – Hitler też otaczał się wykształconymi ludźmi i profesorami.

Nie będę już tu wypisywał kolejnych przykładów ogarniającego nas zewsząd „hejtu”. Tym bardziej że po wyborach ten nurt tylko się wzmocni. Z pewnością nie są to bowiem przypadkowe zdarzenia ani lapsusy słowne hierarchów Kościoła, polityków i pokornie wspierających ich niepokornych dziennikarzy, czyli partyjnych lektorów. To jest wspólna, spójna, dobrze przemyślana i – co najważniejsze – skuteczna polityka. Episkopatu i partii prowadzącej w sondażach przedwyborczych. Zapewne zwycięskiej. Prowadzi nas ona w ciemną noc pod hasłem „Nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół”. A ja dodam tylko jedno: mnie moralności uczył inny Kościół. A Polski – mój ojciec. Na drabinie.

Polityka 32.2015 (3021) z dnia 04.08.2015; Felietony; s. 97
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Seks bez zobowiązań: tylko dla dorosłych. Czy skłonność do „znajomości na raz” będzie rosnąć?

Do Polek i Polaków dociera, że można chodzić ze sobą do łóżka bez zobowiązań, bez stresu, dla chwili przyjemności. Zdaniem specjalistów takie podejście bywa niezwykle korzystne. Pod warunkiem że jest autentyczne (i pod kilkoma innymi).

Joanna Cieśla
19.07.2024
Reklama