Jacy jesteśmy?
Polscy kibice zachowują się we Francji przyzwoicie. Tylko jaki z tego wniosek?
Polscy kibice zaskoczyli in plus na Euro 2016. Organizatorzy oczekiwali rozrób ze strony Polaków, a podobne przewidywania nie były rzadkie na rodzimym gruncie. Rzeczone prognozy były oparte na wiedzy o tym, co dzieje się na polskich stadionach ligowych. Wprawdzie nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, ale katastroficzne przepowiednie się nie sprawdziły. Media, krajowe i zagraniczne, są pełne entuzjastycznych ocen zachowania się polskich fanów kopanej, podkreślając m.in. to, że nie tylko nie są agresywni, ale również potrafią stworzyć atmosferę wspólnej i dobrej zabawy z kibicami przeciwników. A to nie zdarza się zbyt często, bo w piłkarskim światku. Można powiedzieć, że ci pierwsi zachowują się tak jak Polacy dopingujący swoich siatkarzy, uchodzący za najlepszą na świecie publiczność oglądającą mecze siatkówki.
Czy jednak można przyjąć, że polscy kibice, którzy udali się do Francji na Euro 2016, stanowią wizytówkę społeczeństwa? Odpowiedź twierdząca byłaby niepoprawna, chociażby dlatego, że rzeczona grupa, aczkolwiek wcale pokaźna, nie stanowi reprezentatywnej próby dla całej populacji Polaków.
Wnioskowanie o właściwościach społeczeństwa polskiego na podstawie tego, jak zachowują się polscy kibice we Francji, nie ma więc sensu. Piszę o tym dlatego, że można wyczytać i takie komentarze: „A widzicie, narzekacie na polskie społeczeństwo, a tutaj takie miłe zaskoczenie. Pojechali na Euro 2016, zawody angażujące olbrzymie emocje, a zachowują się wzorowo”.
Nie ma oczywiście żadnego powodu, aby martwić się tym, jak zachowują się rodacy dopingujący narodową reprezentację toczącą boje we Francji i jak są oceniani w związku z tym, ale też należy miarkować w entuzjazmie. Po prawdzie nie jest to nawet specjalne zaskoczenie, biorąc pod uwagę to, co działo się cztery lata wcześniej, czyli w czasie Euro 2012, turnieju rozgrywanego w Polsce i na Ukrainie (mam namyśli nasz kraj, bo o naszych wschodnich sąsiadach nie wiem zbyt wiele tym kontekście).
Wracając do tytułu niniejszego felietonu: nie dysponujemy wiarygodnym konterfektem społeczeństwa polskiego. Może należałoby powiedzieć, że rezultaty badań socjologicznych są kwestionowane. Jeśli np. wykazują, że Polacy byli zadowoleni z warunków życia, np. w 2015 roku, zaraz pojawi się zarzut, że to stronnicze i po myśli tych, którzy rządzili w tym czasie. A jeśli badania ujawniają pesymizm i niezadowolenie, to jedni orzekną, że mają rację i potwierdzają tezę, że kraj jest w ruinie, a inni – że wyniki zostały zmanipulowane, aby zdeprecjonować tych, którzy odeszli od władzy.
I tak źle, i tak niedobrze. Nie jest też zbyt wiarygodna teza, że wyniki wyborów w 2015 r. były prostym wyrazem niezadowolenia z rządów PO-PSL. Oczywiście, że wyborcy odmówili udzielenia liberałom kolejnego kredytu zaufania. Wszelako frekwencja nie była powalająca, a gdyby lewica zyskała 0,46 proc. głosów więcej, PiS nie miałby większości parlamentarnej. Wyborcy nie kierują się li tylko rachunkiem korzyści i strat ekonomicznych, ale także innymi kryteriami. Wiele wskazuje na to, że jeśli Brytyjczycy zagłosują za opuszczeniem UE, ich kraj sporo straci. To jednak może okazać się zbyt słabym argumentem wobec szansy pokazania Europie, czym jest Zjednoczone Królestwo z Monarchą (Monarchinią) w parlamencie jako suwerenem. Brytyjczycy mogą woleć fikcję własnej suwerenności od jej (suwerenności) ograniczenia przez członkostwo w UE.
Wszelkie badania nad postawami Polaków wskazują na kilka faktów (nie podaję dokładnych procentów, bo wyniki są różne). Po pierwsze, wzrost niechęci wobec obcych i innych. Niechęć do imigrantów i mniejszości seksualnych wykazuje ponad połowa społeczeństwa polskiego. Poziom antysemityzmu (razem z postawami antyjudaistycznymi i antyizraelskimi) pozostaje na poziomie 25–30 proc. Jedynymi akceptowanymi przybyszami są Ukraińcy, ale i w tym wypadku nie jest to tolerancja całkowita.
Po drugie, ponad 50 proc. Polaków chętnie przyjęłoby przywrócenie kary śmierci, aczkolwiek liczba czynów, które ewentualnie byłyby zagrożone karą główną, wcale nie jest u nas zbyt wielka. Po trzecie, spora liczba Polaków podziela wątpliwości wobec podpisania przez Polskę konwencji przeciw przemocy w rodzinie.
Po czwarte, olbrzymia większość społeczeństwa polskiego toleruje, a nawet praktykuje okrucieństwo wobec zwierząt. Po piąte, w niemałej skali akceptowane są ruchy narodowców, otwarcie wzywające do przemocy wobec tych, którzy są uważani za zdrajców Narodowej Sprawy.
Tych pięć punktów (lista nie jest zapewne wyczerpująca) zdaje się wskazywać, że postawy autorytarne i ksenofobiczne są dość powszechne i, jak wskazują badania, coraz powszechniejsze.
Indywidualne obserwacje, aczkolwiek fragmentaryczne, niekiedy poparte doniesieniami prasowymi, wskazują, że nie najlepiej dzieje się w państwie polskim w materii relacji międzyludzkich. Opowiem o kilku moich własnych doświadczeniach. Kilka lat temu byliśmy z żoną w Helsinkach. Pewnego razu studiowaliśmy plan miasta, a działo się to akurat tuż przy przejściu dla pieszych. Kątem oka zauważyłem auto stojące przed pasami. Od razu zorientowałem się, że kierowca uznał, że chcemy przejść i czekał na to. Polska uchodzi za jeden z najniebezpieczniejszych krajów dla pieszych przechodzących drogi i ulice w specjalnie oznakowanych miejscach. Nie tylko niebezpiecznych, ale i najmniej przyjaznych. Często mam okazję korzystać z przejścia dla pieszych niedaleko od domu, w którym mieszkam w Krakowie. Mniej więcej połowa kierowców nie zatrzymuje się, a wielu celowo przyspiesza. Gdy zwraca się im uwagę, reakcją jest stek ordynarnych przekleństw, zwłaszcza ze strony młodych ludzi.
Kiedyś (40 lat temu) jechałem metrem w Londynie. Obok mnie stało starsze małżeństwo. Ustąpiłem miejsca i byli tym niepomiernie zdumieni. Oboje wysiadali wcześniej i ukłonili się na pożegnanie. Fakt, Polska tradycja uznawała za stosowne ustępowanie miejsca starszym w środkach publicznej komunikacji, a nie było to powszechne gdzie indziej. Jest to pewien problem społeczny, bo z komunikacji masowej korzystają coraz starsi ludzie. W metrze paryskim są napisy: „Ustąp miejsca osobom starszym”. Okazało się to skuteczne.
A u nas? Owszem, młodzi ludzie ustępują, ale coraz rzadziej. Są zbyt zajęci słuchaniem muzyki ze smartfonów, aczkolwiek to jakoś nie wpływa na podniesienie poziomu kultury muzycznej w Polsce. Gdy im zwrócić uwagę, zachowują się podobnie jak kierowcy, tj. albo nie reagują, albo przeklinają. Szczytem była odpowiedź jednego młodzieńca cytowana w prasie: „A po co stare dziady i baby pętają się po mieście. Niech siedzą w domu, to nie będzie problemu z ustępowaniem im miejsc”.
Bezinteresowna zawiść jest ponoć powszechna wśród Polaków. Oto przykład. Grudzień 2015 r. Małe miasteczko. Przyjęcie w gronie znajomych. Lekarz w ostatnich kilkunastu latach dorobił się willi i dobrego samochodu. Zaciera ręce i powiada: „No, to teraz dadzą im w d…”. Komu? – pytam. Odpowiada, że tym, którzy rozkradli Polskę i dorobili się na tym. Już miałem zapytać, czy też do nich należy, ale uznałem, że nie ma sensu. Nie dziwota, że masowy nalot agentów CBA dokonany w ostatnich na rozmaite instytucje ucieszył niejednego obywatela Najjaśniejszej Rzeczpospolitej.
Czy jesteśmy wyjątkowi pod wyżej zaznaczonymi względami? Nie wiadomo, gdyż nie ma danych porównawczych. Być może tak jest we wszystkich europejskich krajach postkomunistycznych. Wskazuje się też, że np. wzrost ksenofobii i rygoryzmu jest zjawiskiem globalnym, a nie tylko lokalnym. Nie mam zdania na ten temat. Wydaje mi się jednak, a zdanie to podziela wielu znajomych socjologów, że notujemy w ostatnich kilkunastu latach poważny regres zaufania społecznego w Polsce i że na tym tle wypadamy znacznie gorzej od reszty Europy. Nie ma chyba drugiego kraju w Europie, w którym jest tak wiele kontroli biletów w tramwajach i autobusach. Widocznie z góry zakłada się, że polscy pasażerowie to gapowicze.
Nie ma co pocieszać się poprawnością polskich kibiców we Francji. Wrócą i albo będą stronić od rodzimych stadionów, albo wywieszać transparenty z napisem: „Śmierć zdrajcom Ojczyzny”. Potrzebna jest rzetelna diagnoza stanu obecnej duszy polskiej. Hipoteza robocza jest taka: edukacja w Polsce niemal całkowicie zrezygnowała z kształtowania proobywatelskiej postawy. Jan Zamoyski rzekł przy okazji ufundowania Akademii w Zamościu: „Takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie”. Konstruktorzy narodowej edukacji po 1989 r. zapomnieli o tym ostrzeżeniu. A skutki są coraz bardziej widoczne.