Czyje to królestwo?
Chrystus Królem i Panem. Obóz władzy, co może niepokoić, wpisał się w politykę kościelną
Prezydent nie znalazł czasu, by spotkać się z delegacją protestujących i przyjąć od nich apel o zatrzymanie nieprzemyślanej reformy edukacyjnej minister Anny Zalewskiej. Znalazł czas na wzięcie udziału w kościelnych uroczystościach w sanktuarium łagiewnickim, gdzie odczytano akt ogłoszenia Chrystusa Królem i Panem.
Prezydent uczestniczył w mszy wraz z matką (ale bez żony) w związanej z tym aktem mszy, której przewodniczył kard. Stanisław Dziwisz. Tym samym obóz dzisiejszej władzy wpisał się w politykę kościelną. Akty religijne mają u nas konsekwencje polityczne i zwykle kończy się to całkiem inaczej, niżbyśmy sobie życzyli.
Co się wydarzyło w Łagiewnikach
Przemówienia dygnitarzy kościelnych, kard. Dziwisza i bp. Andrzeja Czai, wygłoszone podczas mszy, tłumaczyły religijne powody ogłoszenia aktu. Były pojednawcze w tonie, ale mogły budzić wątpliwości.
Bp Czaja, zajmujący się w Konferencji Episkopatu Polski tak zwanymi ruchami intronizacyjnymi – kościelnymi grupami orędowników ogłoszenia Chrystusa Królem Polski – zaznaczył, że wierni „nie za bardzo przejęli się myślą kościelnego Jubileuszu Miłosierdzia: Miłosierni jak Ojciec”. Krytykował wzrost negatywnych emocji w społeczeństwie, „niemających nic wspólnego z Bożym Duchem”. Kard. Dziwisz podkreślił, że Chrystus nikomu niczego nie zabiera, a tylko wszystko daje.
Warto odnotować, że akt nie spełnia oczekiwania wspomnianych ruchów intronizacyjnych. Nie ogłasza Chrystusa Królem Polski. I słusznie, bo byłoby to gestem prowokującym niewierzących i niechrześcijan do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Religia i teologia to jedno, świeckie państwo demokratyczne to drugie. I na tym polegają uzasadnione wątpliwości dotyczące publicznego sensu kościelnego wydarzenia w Łagiewnikach.
Choć dostojnicy kościelni uspokajają, że akt ogłoszenia Chrystusa Królem i Panem dotyczy jego panowania w niebie, to obecność prezydenta państwa i dygnitarzy państwowych na uroczystościach kościelnych nie rozwiewają niepokoju tej części społeczeństwa, która z Kościołem się nie utożsamia.
Kościół (zbyt?) blisko państwa
Niepokoić może to, że pod rządami obecnej władzy wiara katolicka, a w istocie Kościół jako instytucja, przenika do ośrodków władzy państwowej. Katolicyzm jako pewien program ideologiczny staje się „duszą” państwa, w którym nie wszyscy są katolikami i w którym tylko połowa katolików chodzi do kościoła.
Mniejszości narodowe, religijne i kulturowe zadają sobie w takim kontekście pytanie, czy ich prawa obywatelskie nie ucierpią. Bo w praktyce społecznej i politycznej u nas w Polsce rządzonej przez jedną, ostentacyjnie katolicką partię, droga od Chrystusa Króla do przekuwania „Prawa Bożego” w instrument do spychania części obywateli na margines może być niebezpiecznie krótka.
Uroczystość w Łagiewnikach zbiegła się nie tylko z protestem nauczycielskim w Warszawie. W Watykanie ogłoszono listę nowych kardynałów, elity Kościoła Powszechnego. Papież Franciszek po raz kolejny nie kreował kardynałem żadnego Polaka. Jak widać, Kościół marszów intronizacyjnych i masówek religijno-państwowych to nie jest Kościół, o jakim marzy papież.