Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Błaszczak, czyli chamstwo w państwie

Mariusz Błaszczak Mariusz Błaszczak Ministerstwo Obrony Narodowej
Polskie państwo ustami ministra Błaszczaka znieważa osoby LGBT – a przez to wszystkich obywateli – a my jesteśmy wobec tego faktu bezsilni.

Chamstwo w państwie. Właśnie tak. Gdyby minister obrony albo jakikolwiek dygnitarz niemiecki, francuski czy inny zachodni polityk na stanowisku powiedział to, co szef MON Mariusz Błaszczak, wywołałby skandal, który nie skończyłby się jego dymisją, lecz od takiej dymisji ledwie zaczął. W Polsce wulgarne i prostackie wypowiedzi ministra homofoba mogą co najwyżej wywołać niewiele w praktyce znaczącą reakcję prasy. Tak bardzo jesteśmy jeszcze dzicy i zacofani. My, to znaczy społeczeństwo, którego sfera publiczna toleruje najbardziej nawet drastyczne przejawy nienawiści i nietolerancji. Ile jeszcze musi przejść marszów równości, ile wody upłynąć w Wiśle, aby to się nareszcie zmieniło?

Czytaj także: Ile w Polaku chłopa, ile Pana?

Zapamiętajmy słowa przedstawicieli PiS

Mariusz Błaszczak komentował w TV Trwam Paradę Równości, która przed kilkoma dniami przeszła ulicami Poznania. Padły słowa nie tylko bezdennie głupie, lecz przede wszystkim brutalne i nienawistne. Słowa, które trzeba zapamiętać, gdy będziemy wystawiać rachunek reżimowi PiS. Choć są tak wstrętne, musimy je przytoczyć, aby nam się nie zgubiły w odmętach sieci. Oto przedstawiciel państwowej elity Rzeczypospolitej w XXI w. nazywa osoby LGBT „sodomitami, którzy próbują narzucić swoją interpretację praw i obowiązków obywatelskich na innych [sic]”. Odnosząc się zaś do przypadków odmowy prowadzenia tramwaju z tęczową chorągiewką przez poznańskich motorniczych i protestów przeciwko eksponowaniu tęczowych flag na ulicach Poznania, powiedział, że „świadczy to o tym, że jednak w narodzie polskim jest pewność tego, że wszystko, co jest skonstruowane po Bożemu, to jest normalne. A jeżeli ktoś próbuje nam narzucić coś, co normalne nie jest, to wtedy spotyka się z oporem”.

A więc geje i lesbijki „w interpretacji” polskiego państwa są „nienormalnymi sodomitami”. Nic tam konstytucja, która gwarantuje im równe traktowanie, nic tam konstytucyjnie gwarantowana neutralność światopoglądowa państwa – ważniejsza jest wszak religia katolicka, dla której (przynajmniej nieoficjalnie) to wszystko są „sodomici” łamiący prawo Boże.

Pycha fundamentalisty

Podłość słów Błaszczaka nie polega jedynie na tym, że stawiają one uprzedzenia religijne ponad prawem państwa, dając świadectwo pychy fundamentalisty, który daje sobie prawo do tego, by żądać od innych, ba, nawet od państwa, by uznawało jego Boga i jego prawo i było mu posłuszne, jak gdyby samo istnienie Boga i prawdziwość tej jednej religii była czymś poza dyskusją. Podłość słów Błaszczaka polega przede wszystkim na skrajnej przewrotności człowieka, który broniąc opresyjnej obyczajowości i nietolerancji w imię religijnej pychy, ma czelność zarzucać „innym” – w tym przypadku osobom LGBT – dokładnie to, czym sam grzeszy, a więc nietolerancję i „narzucanie” tego czy owego. Otóż cała istota i najważniejszy przekaz parad równości na całym świecie jest właśnie wymierzony przeciwko owemu „narzucaniu”. Przesłanie równości, szacunku i tolerancji jest oczywiste: nie narzucajmy jedni drugim, nie wymuszajmy jedni na drugich swoich własnych obyczajów i przekonań. Żyjmy w zgodzie i wzajemnym szacunku – katolik z katoliczką „po Bożemu”, a gej z gejem tak, jak tego pragną. Dopóki jedni drugim nie czynią krzywdy.

Czytaj także: Czy dzieci homoseksualnych rodziców mogą być Polakami?

Polska znieważa osoby LGBT

Nie wierzę, aby Błaszczak, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, naprawdę wierzył, że homoseksualizm jest nienormalny i jako taki niemoralny. Sądzę, że opowiada te brednie po prostu po to, by przypodobać się swojemu elektoratowi, hołdującemu nienawistnym przesądom, przeniesionym przez jedną z religii ze starożytności aż do naszych czasów. Zresztą to bez znaczenia. Stan moralności pana Błaszczaka nie jest wart naszej uwagi. Istotne jest to, że polskie państwo jego ustami znieważa osoby LGBT – a przez to wszystkich obywateli – a my jesteśmy wobec tego faktu bezsilni. Bezsilni, powiadam – na naszych oczach państwo zapada się w polityczne i moralne bagno, a my nie potrafimy nic z tym zrobić. A czym bardziej jesteśmy bezsilni, tym bardziej bezczelni stają się harcownicy i złodzieje naszego państwa.

Tęcza i krzyż. Zawłaszczanie symboli

Przedmiotem szczególnej nienawiści środowisk tzw. prawicy jest symbol tęczy. Zadziwiające, że jest to symbol o bardzo podobnym znaczeniu i proweniencji co krzyż. Zarówno tęcza, jak i krzyż symbolizują powiązanie ziemi z niebem, relację między sferą ziemską, profaniczną a sferą boską, sakralną. Tęcza łączy ziemię z niebem, podobnie jak wysokie drzewo, którego uproszczonym symbolem jest krzyż. Krzyż, znak świętego drzewa, jest tysiące lat starszy od chrześcijaństwa, podobnie jak tęcza jest starsza od Biblii, gdzie występuje w micie o potopie w roli znaku Bożej obietnicy, że drugiego potopu już nie będzie.

Oczywiście różne grupy nadają uniwersalnym symbolom pewną swoistą treść związaną z ich wierzeniami. Dla Żydów tęcza stała się symbolem pojednania Boga z ludźmi, a więc pokoju – w najbardziej fundamentalnym tego słowa znaczeniu. Dla chrześcijan zaś krzyż stał się ołtarzem ofiary i znakiem odkupienia. Nie znaczy to jednak, że Żydzi albo geje z lesbijkami mają monopol na posługiwanie się znakiem tęczy albo chrześcijanie na posługiwanie się znakiem krzyża. Środowiska katolickie szeroko eksponują, również publicznie, znak krzyża – mają do tego prawo, pod jednym wszak warunkiem – mianowicie że nie będą odmawiać eksponowania swych symboli przez innych. Jeśli napadają na tęczę, odbierają sobie moralne prawo epatowania krzyżem. Nikt w Polsce nie pali krzyży – tęczę zaś tak. Fakt ten obnaża agresję i pychę tych wszystkich, którzy dają sobie prawo do ideologicznej i symbolicznej dominacji w przestrzeni publicznej.

Czytaj także: Jak PiS igra ze środowiskiem LGBT

Czy Bóg głosowałby na PiS?

Obnaża też sięgającą bluźnierstwa ignorancję – u katolika bowiem znak tęczy powinien budzić najwyższy szacunek jako symbol biblijny. I to niezależnie od tego, kto za jego pośrednictwem manifestuje przesłanie pokoju. Jeśli czynią to osoby LGBT, to pokazują jedynie, jak bardzo górują moralnie nad swoimi wrogami. Czyżby Błaszczakowi i jemu podobnym nie podobało się tęczowe przesłanie pokoju? Ano owszem, nie podoba im się, jeśli miałby to być pokój z lesbijkami i gejami. Czy katolicy kochają pokój wyłącznie w swoim gronie? Obawiam się, że tak to właśnie wygląda.

Parady równości są tak potrzebne właśnie dlatego, że ukazują tę hipokryzję i pogardę w świecie katolickiej prawicy, która w swej niepojętej pysze sławi się jako „wierna Bogu”, a tym samym lepsza od innych. Czy naprawdę Bóg, panie Błaszczak, jest jakimś zacofanym homofobem? I czy doprawdy jest wrogiem tęczy? A może głosowałby na PiS? Jeśli tak, to ja już wolę być ateistą.

Reklama
Reklama