Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS restartuje swoją kampanię

Morawiecki obiecywał europejski poziom życia. Morawiecki obiecywał europejski poziom życia. Adam Chełstowski/Forum / Forum
Rządowi propagandziści postanowili przejść do kontrofensywy. Na naprędce zorganizowanej imprezie gabinet Mateusza Morawieckiego przez dwie godziny chwalił się osiągnięciami.

W ostatnich tygodniach PiS musiał się mierzyć z serią problemów: porażką wyborczą w miastach, aferą korupcyjną w Komisji Nadzoru Finansowego czy kryzysem związanym z rosnącymi cenami energii. Dlatego partyjni piarowcy stwierdzili: „już dość, trzeba przejść do kontrofensywy”. Moment był ostatni z możliwych, bo za chwilę Polacy zajmą się przygotowaniami do Bożego Narodzenia i warto, żeby przy stole nie mówili tylko o aferach.

Pomysł musiał się narodzić w ostatniej chwili. Telefony do telewizji poszły dopiero w piątek po południu, ale informacje były bardzo lakoniczne. Wiadomo było tylko, że na niespodziewanie zwołanej imprezie przemówi premier i odpowie na pytania publiczności, ale program i lista mówców były trzymane w tajemnicy do samego końca.

Czytaj też: Rekonstrukcja rządu? Przyspieszone wybory? Skutki afery

Dwie godziny propagandy

W końcu okazało się, że na konferencji z okazji trzylecia rządów PiS pod pretensjonalną nazwą „Praca dla Polski” przemówił premier, a po nim trzej wicepremierzy. Na sali siedziała dobrana publiczność i cały rząd. Morawiecki chwalił się osiągnięciami i obiecywał życie na europejskim poziomie, Beata Szydło przypominała swoje zasługi, 500+ i „biało-czerwoną drużynę”, wicepremier Piotr Gliński rozwodził się nad obchodami stulecia odzyskania niepodległości, a Jarosław Gowin mówił o zatrzymaniu „drenażu mózgów”. Wszystko oczywiście dla Polski i Polaków.

Słuchać tego było trudno, bo kilka godzin skondensowanej propagandy jest nie do wytrzymania nawet dla najbardziej wytrwałych zwolenników jakiejkolwiek partii. Ba, nawet dla samych polityków. Wyraźnie znudzony szef MSWiA i wiceprezes partii Joachim Brudziński w którymś momencie bez skrępowania sięgnął po telefon, dołączyli do niego wiceministrowie.

Czytaj też: PiS próbuje wyciszyć KNF za pomocą sądu

Ważniejsze, kogo nie było

Dużo ciekawsze od tego, kto był i co mówił na tej dziwnej imprezie, było to, kogo nie było i o czym nie padło ani słowo. Przede wszystkim nie było Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego na imprezie, na której obóz „zjednoczonej prawicy” chwalił się osiągnięciami, nie przemawiał jej niekwestionowany przywódca, jak sami o nim mówią w PiS: „naczelnik”?

Być może PiS postanowił wrócić do manewru z kampanii 2015 r., kiedy Kaczyński został schowany? A może chodziło o manifestację jedności skłóconych frakcji i koterii w PiS, bo wszyscy usiedli razem niepoganiani przez prezesa? Nie wiadomo.

Czytaj też: Oskarżony Ziobro został w domu

Nie przemówił też lider koalicyjnej partii Zbigniew Ziobro, który swoją jastrzębią postawą dostarczył prawicy ostatnio wielu problemów. To on odpowiada za reformę sądownictwa, z części której pod wpływem Brukseli PiS musiał się wycofać. To z jego ministerstwa wyszło tzw. Holocaust law, które po kilku miesiącach awantury z USA i Izraelem też trzeba było błyskawicznie nowelizować.

To wreszcie Ziobro tuż przed wyborami samorządowymi zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego ze sprawą zadawania pytań przez polskie sądy unijnemu trybunałowi. Podsyciło to przekonanie miejskiego elektoratu o antyeuropejskiej postawie PiS i przyczyniło się do słabego wyniku partii w miastach. Ziobro musiał więc siedzieć i słuchać, jak przemawiają inni.

Czytaj też: W jakiej roli wróci Tusk

Zagraj to znów, Sam

Na koniec wrócił premier i odpowiedział na pięć, dość nieudolnie wyreżyserowanych pytań od publiczności. Pytania „przypadkiem z tragarzami”* dotyczyły kluczowych punktów rządowego przekazu. Przypominało to trochę doroczne spotkania z ludem Władimira Putina, choć na dużo niższym poziomie realizacji.

Morawiecki zapewnił, że nie, absolutnie PiS nie wyprowadzi Polski z Unii i tak, na pewno na 500+ pieniędzy nie zabraknie, nawet jak koniunktura się pogorszy. Żeby podkreślić proeuropejskie nastawienie PiS, na sali wisiały telebimy z polskimi i unijnymi flagami. Na ich tle przemawiała w sobotę m.in. Beata Szydło, która gdy została premierem w 2015 r., kazała zdjąć flagi unijne z sali, w której odbywały się rządowe konferencje prasowe.

Podczas całej imprezy nie pojawiły się żadne nowe hasła ani pomysły. Wygląda na to, że w nadchodzących wyborach europejskich PiS będzie próbował znów wygrać przy pomocy tych samych manewrów (chowanie Kaczyńskiego) czy retoryki (idziemy do centrum). „Zagraj to jeszcze raz, Sam” – mówił Humphrey Bogart w „Casablance”. Pytanie, czy w polityce się to sprawdzi.

Czytaj też: Domagam się przeprosin od premiera Glińskiego

*Patrz „Miś” Stanisława Barei

Reklama
Reklama