Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Tylko młodzi mogą odnowić społeczeństwo obywatelskie

Młodzi są też bardziej uwrażliwieni na międzynarodowy wymiar współczesnych wyzwań. Młodzi są też bardziej uwrażliwieni na międzynarodowy wymiar współczesnych wyzwań. Ryoji Iwata / Unsplash
Jak powietrza potrzebujemy dziś zmiany pól konfliktów. Tylko w ten sposób możemy wyrwać się z zaklętego kręgu obecnej polityki zdominowanej przez mary przeszłości.

Młode osoby, dorastające już po 1989 r., mogą być wyspami świeżych spojrzeń i myśli w społeczeństwie. Ale teraz te wyspy są spowite smogiem koncepcji i idei odnoszących się do minionego świata. Archipelag społeczeństwa obywatelskiego, który tworzą 134 tys. fundacji i stowarzyszeń, a także setki tysięcy niesformalizowanych aktywności, też nie jest od tego smogu wolny. Dlatego warto zadać pytanie: czy pokolenie niepodległości, ludzi urodzonych już po 1989 r., może doprowadzić do odnowy społeczeństwa obywatelskiego?

Czytaj także: Pokolenie JA

„Młodzi” kontra „starzy”

Pod koniec zeszłego roku na głównym forum społeczeństwa obywatelskiego Ngo.pl wywiązała się dyskusja o zmianie pokoleniowej. Punktem wyjścia był konflikt między „starymi” a „młodymi” wokół uczestniczenia w protestach społecznych. „Młodzi”, jak Kaja Puto, wyczuwali paternalizm czy nawet pogardę w wypowiedziach takich osób jak Theo Nawrocki, Piotr Pacewicz czy Dorota Wellman. Do tego dochodziło granie kartą kombatancką – doświadczeniem walki z komuną, przynależnością do „Solidarności”, mierzeniem się z wielkim smokiem.

Dziś ta retoryka jest niewiele warta, a potrafi irytować. Oddajmy cesarzowi, co cesarskie, ale nie traktujmy jej już jako argumentu w debacie, w szczególności w stosunku do tych, którzy mieli to szczęście (lub – jak widać – nieszczęście) nie żyć w tym gwiezdnym czasie, by użyć określenia Jacka Kuronia. W zakończeniu książki o lewicowej opozycji antykomunistycznej Dariusz Gawin zauważa, że to, co było siłą w czasach niedemokratycznych – polska odmiana niepolitycznej polityki, pewna utopia społeczeństwa obywatelskiego – w czasach demokratycznych jest wielką słabością, z którą borykamy się do dziś.

Czytaj też: Rozmowa z Filipem Pazderskim o młodych w polityce

Moralna maczuga zamiast polityki

Zwykły konflikt polityczny, w którym partie rywalizują o względy obywateli za pomocą programów, retoryki i wizerunku, został porwany przez język moralności, w którym my jesteśmy po stronie dobra, a oponent – radykalnego zła. To spuścizna poprzedniego ustroju, którą pielęgnuje starsze pokolenie. A na narracjach się nie kończy, ponieważ pojawiają się oczekiwania, by spełnić powinności moralne. Tak słowa przechodzą do czynu – działania polityczne podporządkowują się moralnemu zadaniu. O ile ta strategia jest skuteczna w walce z totalitaryzmem – ośmiela wiele osób do działania – o tyle w demokracji niszczy sferę publiczną, nie daje pola do porozumienia. Cierpi na tym również społeczeństwo obywatelskie.

Sytuacja przypomina dylemat opisany przez Stefana Żeromskiego w „Przedwiośniu” w rozmowie Cezarego Baryki z Szymonem Gajowcem. Dyskutują oni, czy doświadczenie pokolenia zaborów – tamto podejście do działalności społecznej – jest jeszcze do czegoś potrzebne we własnym, niepodległym państwie. Gajowiec twierdzi, że to doświadczenie ma jedynie przypomnieć, że młodzi już nie muszą być tacy jak oni, a na pewno nie wszystkie ich idee muszą być przejmowane, bowiem były odpowiedziami na inne wyzwania.

Czytaj też: Jak głosowali młodzi i starzy, miasta i wieś

Osie sporów leżą gdzie indziej

To odnosi się również do naszych czasów. Dlatego środowiska takie jak Klub Jagielloński, „Krytyka Polityczna”, „Res Publica”, Nowa Konfederacja, „Liberté” czy Kontakt starają się wypracowywać nowe rozwiązania. Tworzą je głównie osoby należące do nowej generacji, choć niekoniecznie decyduje o tym data urodzenia. Zależy im na wydostaniu się z uścisku obecnej polityki i rozwiązaniu palących dziś wyzwań.

Nie oznacza to, że w młodym pokoleniu panuje utopijna zgoda. Wymienione środowiska reprezentują szerokie spektrum światopoglądowe i rozmaite wrażliwości społeczne. Jednak osie sporów między nimi leżą zupełnie gdzie indziej, co innego grzeje serca i umysły, a dziś zmiany pól konfliktów potrzebujemy jak powietrza. Tylko w ten sposób możemy wyrwać się z zaklętego kręgu obecnej polityki zdominowanej przez mary przeszłości, która dopada też społeczeństwo obywatelskie. Dotyczy to tych organizacji i osób społecznie zaangażowanych, które reprezentują wartości i idee niereprezentowane dostatecznie przez partie polityczne. Często – właśnie nowej generacji.

Młodzi są też bardziej uwrażliwieni na międzynarodowy wymiar współczesnych wyzwań – to efekt doświadczenia nabytego podczas takich programów jak Erasmus, międzynarodowe szkoły młodych liderów czy nawet turystycznych wyjazdów. Dzięki temu wielu z nich nabyło obycia niezbędnego do poruszania się we współczesnej przestrzeni publicznej.

Wiele przemawia więc za tym, że młode pokolenie jest zdolne wprowadzić nas w gwiezdny czas, choć zupełnie inny niż ten z tęsknych wspomnień dziadków i rodziców.

Czytaj też: Czy demokracja bez partii jest możliwa

Trzeba trochę przewietrzyć

W dyskusji międzypokoleniowej, czy to tej politycznej, czy związanej ze społeczeństwem obywatelskim, nieznośnie powraca kwestia, że priorytety młodych osób są inne niż ich rodziców i dziadków. Większe akcenty kładą one na prawa socjalne, ekologię czy kwestie mniejszości, tym samym przekładają abstrakcyjne idee, takie jak wolność jednostki czy wolny rynek, na konkret. Można więc rzec, że mniej u nich idealizmu, a więcej pragmatyki, mniej walki z niegdysiejszymi wyzwaniami, a więcej chęci rozwiązywania rzeczywistych problemów.

I choć między generacjami widać różnice w nastawieniu, co przekłada się na formy aktywności i podejmowane tematy, to nie zmienia się idea społeczeństwa obywatelskiego – urządzenie sobie samemu wspólnego życia tak, by się w nim dobrze i bezpiecznie czuć. Dlatego im więcej osób z młodego pokolenia wejdzie na scenę publiczną, a dominujący starsi uznają ich za pełnoprawnych partnerów, tym większa szansa, że sprawy pójdą w lepszą stronę.

Jednak warunkiem jest to, by młode osoby należały mentalnie, a nie tylko metrykalnie, do nowej generacji. A nie – jak np. nowy wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz (28 lat) – stroiły się w anachroniczne szaty i odgrywały nieswoje role niczym w przedstawieniu w przedszkolu, trzymając do tego zapałki w ręku. Jeśli jednak środowiska liberalne – zarówno polityczne, jak i społeczne – nie przewietrzą także swoich szeregów, możemy w przyszłości żyć w niezłym smogu.

Czytaj też: Dlaczego tak wielu Polaków nie angażuje się w politykę

Pali się czerwona lampka

Gdyby istniała aplikacja mierząca stan politycznych zagrożeń dla społeczeństwa obywatelskiego po ostatnich wyborach parlamentarnych, paliłaby się w niej czerwona lampka. W 2015 r., według sondażu Ipsos, na PiS głosowało 26,6 proc. Polaków w wieku 18–29 lat, na Kukiz ’15 – 20,6 proc., na KORWiN – 16,8 proc., PO – 14,4 proc., Nowoczesną – 7,8 proc., Razem – 5,2 proc., PSL – 3,7 proc., a na Zjednoczoną Lewicę – 3,2 proc. Takie wyniki nie tylko pokazują dominację grup rekonstrukcyjnych idei ubiegłego wieku. Mogą też oznaczać trudności dla organizacji zajmujących się prawami człowieka, tolerancją, przejrzystością życia publicznego, wartościami demokratycznymi. Warto więc przyglądać się tegorocznym wyborom również z tej perspektywy.

Do tego czasu można przygotować, międzypokoleniowo, evidence-based policy (politykę opartą na dowodach), dotyczącą spraw nowej generacji, również w kontekście jej zaangażowania w działania społeczeństwa obywatelskiego. Jednak czy przy obecnej polaryzacji takim przedsięwzięciem ktoś w ogóle jest zainteresowany? Wiele osób z mojego pokolenia – tych już zaangażowanych w liczne organizacje pozarządowe – z pewnością tak!

Więcej o potrzebie regeneracji społeczeństwa obywatelskiego w najnowszej „Res Publice Nowej”.

Reklama
Reklama