Tomasz Arabski na pewno nie jest jedynym, który w tej sprawie nie dopełnił obowiązków. Właściwie nikt ich nie dopełnił. Arabski został delegatem wszystkich winnych. Nadaje się do tego idealnie jako polityk PO i funkcjonariusz rządu Donalda Tuska.
Arabski został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Prokurator żądał półtora roku w zawieszeniu na cztery lata. Razem z ministrem Arabskim sąd skazał – na sześć miesięcy w zawieszeniu – pracownicę kancelarii premiera Monikę B. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura za czasów PO umorzyła postępowanie wobec Arabskiego. Prywatny proces karny wytoczyła mu część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. W 2017 r. proces przejęła – jako sprawę z oskarżenia publicznego – prokuratura.
Co uznał sąd ws. Tomasza Arabskiego
Sąd uznał, że Arabski zaniedbał swoje obowiązki w ten sposób, że pełniąc funkcję koordynatora odpowiedzialnego za organizowanie lotów o statusie HEAD, „dopuścił do realizacji zapotrzebowania Kancelarii Prezydenta RP na wykorzystanie specjalnego transportu lotniczego samolotu Tu-154 M w tej misji oficjalnej na trasie Warszawa–Smoleńsk–Warszawa”. Sąd stwierdził, że Arabski „wiedział, że w Smoleńsku nie ma lotniska, na którym dopuszczalne byłoby wykonanie operacji lądowania statku powietrznego o statusie HEAD”, więc dopuszczając do lotu, stworzył „zagrożenie dla bezpiecznego wykorzystania wojskowego specjalnego transportu lotniczego przez Prezydenta RP i osoby korzystające z tego transportu”. Tym samym sąd odrzucił argumenty obrony, że zachowanie Arabskiego nie miało wpływu na późniejszą organizację lotu i że jego rolą było wyłącznie ustalanie terminów lotów najważniejszych osób w państwie i niedopuszczanie do nakładania się terminów takich lotów, co mogłoby uniemożliwić ich obsługę.
Arabski i byłego urzędniczka KPRM nie są pierwszymi osobami skazanymi w związku z katastrofą w Smoleńsku. Prawomocnie sądy skazały w 2017 r. byłego wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego. W kwietniu 2017 r. – także za niedopełnienie obowiązków właściwego rozpoznania sytuacji przed lotem.
Katastrofa w Smoleńsku nie była zrządzeniem losu. Była konsekwencją błędów i zaniedbań. Te błędy i zaniedbania popełniło wiele osób. Poczynając od braku należytego przeszkolenia pilotów. Nie można pociągnąć do odpowiedzialności bezpośrednio winnych, czyli pilotów prezydenckiego samolotu – bo nie żyją. To piloci ostatecznie podejmują decyzję o lądowaniu. I nikt, nawet prezydent państwa czy bezpośredni przełożony, formalnie nie ma prawa im w tej sprawie niczego narzucić. Zaś piloci powinni być tak dobrani i szkoleni, żeby oprzeć się naciskom. Jak zrobił to w sierpniu 2008 r. pilot prezydenckiego samolotu podczas konfliktu zbrojnego w Gruzji mjr Grzegorz Pietruczuk.
Czytaj także: Obalamy tezy z raportu Antoniego Macierewicza na temat katastrofy smoleńskiej
Winny się znalazł
Nikt chyba – łącznie z sądem – nie wierzy, że Arabski mógł zapobiec lotowi prezydenta Kaczyńskiego na lotnisko Sjewiernyj. Tu działała wola, a nie rozsądek. Wola polityczna, żeby prezydent tego dnia oddał honory poległym w Katyniu. Działał też konflikt polityczny, który uniemożliwiał normalną współpracę między kancelariami prezydenta i premiera. Gdyby Polska była krajem, w którym bezkompromisowo szanuje się procedury – to procedury zatrzymałyby polityków w pędzie do samozagłady. Ale w Polsce poważnie traktuje się procedury dopiero wtedy, gdy dojdzie do nieszczęścia i szuka się winnych. No i znalazł się: Tomasz Arabski.
Niestety, na poszanowanie procedur to nie wpłynęło. Co i raz mamy wypadki rządowych limuzyn. Był też problem w grudniu 2016 r. z rządowym samolotem w Londynie, do którego premier Szydło zaprosiła tyle osób, że pilot (na szczęście) odmówił startu, bo zagrażało to bezpieczeństwu lotu.