Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kościół zmienia język

Dobre kazanie poznać po tym, że porusza słuchaczy.

We wsi Boby w województwie lubelskim miejscowy proboszcz do żywego poruszył wszystkich, gdy w kazaniu na pogrzebie podjął temat zbliżających się wyborów i ciepło wyraził się o abp. Jędraszewskim, który „wystosował taki piękny apel przez Internet, żeby ludzie, Polacy, nasi rodacy oddali głos na kandydata, który szanuje boże wartości”. Uczestnicy pogrzebu na słowa proboszcza zareagowali żywo, niektórzy nie mogli opanować emocji. Nieporuszony pozostał tylko zmarły, chociaż niektórzy twierdzą, że mógł przewracać się w grobie.

Zdarzenie to pokazuje, że polski Kościół kieruje Dobrą Nowinę do wszystkich Polaków, nie dzieląc ich na żywych i zmarłych. Być może język polskiego Kościoła jest trochę konserwatywny i skostniały, ale są księża, których mowa w trosce o jasność przekazu jest jasna, oparta na słowach zrozumiałych dla każdego Polaka. „Ch…ju, k…rwo, sk…synu!” – miał zdaniem „Gazety Wyborczej” powiedzieć do Jana K. proboszcz parafii św. Mikołaja na Kaszubach, zwracając mu w ten sposób uwagę na niewłaściwość jego poglądów politycznych polegających na niepopieraniu kandydatury A. Dudy. Ta emocjonalna wypowiedź była kulminacją konfliktu, który na terenie parafii zaczął eskalować w momencie, gdy Jan K., oburzony tym, że proboszcz powiesił na parafialnym płocie pięć plakatów A. Dudy (zrywając jednocześnie plakat R. Trzaskowskiego), napisał do kurii list z pytaniem, czy taka agitacja jest dozwolona. Gdy otrzymał odpowiedź, że nie, telefonicznie przekazał ją proboszczowi, prosząc, aby – jeśli nie może się powstrzymać od politycznej agitacji – traktował obu kandydatów jednakowo.

Na propozycję proboszcz zareagował spokojnie i zaprosił Jana K. do dialogu. Niestety, do dialogu nie doszło, bo wchodząc do budynku parafii Jan K. okazał brak kultury, zmuszając proboszcza do zwrócenia mu uwagi słowami: „Sk…synu, jak wchodzisz, nie widzisz, że jest dzwonek?”. Gdy po krótkiej szamotaninie Jan K. zaczął uciekać do samochodu, proboszcz podążył za nim, kierując pod jego adresem zacytowane wyżej słowa na „ch”, „k” i „s”. Dodatkowo usiłował wpłynąć na Jana K. wyjętą z bagażnika auta rurą od haka do rowerów.

Szczęśliwie do użycia rury nie doszło, gdyż towarzyszący proboszczowi wójt ostrzegł go, że może zostać nagrany. Fakt, że Jan K. uszedł z życiem, pozwala mieć nadzieję, że gdy tylko nauczy się używać dzwonka albo chociaż pukać, dialog z proboszczem zostanie wznowiony.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną