Wszystko, na co kodeks mu zezwalał, to poskarżyć się izbie lekarskiej, w której inni lekarze i sąd korporacyjny rozstrzygają, kto ma rację (czytaj dokładny zapis art. 52 Kodeksu Etyki Lekarskiej poniżej). Orzeczenie Trybunału oznacza, że sądy lekarskie nie muszą zmieniać przepisu, ale powinny zmienić stosowaną przez siebie wykładnię.
Nie należy bowiem a priori zakładać – a tak to się właśnie najczęściej w Polsce działo – że słowa krytyki wypowiedziane przed chorym lub w mediach na temat innego reprezentanta środowiska medycznego, to zamach na całą zawodową korporację. Taka interpretacja sędziom Trybunału słusznie się nie spodobała. Konstytucja wszak mówi, że "każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji".
Nie można z góry zakładać – a na ten fałsz nawet dziennikarze zwracali uwagę od dawna – iż krytyka oparta na faktach godzi w fundament zaufania dla całego środowiska medycznego i całej medycyny. Nie można bronić wartości, jaką niewątpliwie jest zaufanie do pojedynczego lekarza, przy pomocy zakazu wszelkiej krytyki.
Stawiam jednak pytanie, czy wszyscy lekarze zawsze znajdują w sobie tyle odpowiedzialności, by nie przenosić wewnętrznych sporów i zwykłych środowiskowych animozji na swoje codzienne kontakty z pacjentami? Można powiedzieć, że sędziowie Trybunału jako pierwsi obdarzyli lekarzy dużym kredytem zaufania, wierząc, że artykułu 52. nie będą wykorzystywali na daremno. Mam nadzieję, że lekarze ten kredyt docenią.
Artykuł 52 Kodeksu Etyki Lekarskiej brzmi: „Lekarz powinien zachować szczególną ostrożność w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza, w szczególności nie powinien publicznie dyskredytować go w jakikolwiek sposób. Lekarz wszelkie uwagi o dostrzeżonych błędach w postępowaniu innego lekarza powinien przekazać przede wszystkim temu lekarzowi. Jeżeli interwencja okaże się nieskuteczna albo dostrzeżony błąd lub naruszenie zasad etyki powoduje poważną szkodę, konieczne jest poinformowanie organu izby lekarskiej.”