Większość widzów kojarzy japońskie studio głównie z Hayao Miyazakim, twórcą „Księżniczki Mononoke”, „Spirited Away” czy „Podniebnej poczty Kiki”. Isao Takahata znany był przede wszystkim ze swojego animowanego dramatu „Grobowiec świetlików”, ponurej historii o parze sierot pod koniec drugiej wojny światowej.
Film wyszedł w 1988 roku (sprzedawano go w pakiecie z „Moim sąsiadem Totoro”, optymistyczną opowieścią Miyazakiego o leśnym stworze), a jego pierwowzorem było opowiadanie „Grób świetlików” z 1967. Jej autor Akiyuki Nosaka zawarł w niej wątki autobiograficzne – śmierć młodszej siostry i doświadczenie nastolatka, który nagle musi dojrzeć, pokonując w kilka dni to, co zajmuje zwykle lata, bez możliwości popełniania błędów. Urodzony w 1935 roku Takahata dobrze rozumiał tamte czasy (przeżył bombardowanie Okoyamy) i unikatowość głównego bohatera. Nie była to bowiem prosta historia o tym, że „wojna jest zła, a dzieci cierpią”. To opowieść o toksycznym poczuciu dumy, które prowadzi do śmierci, o pragmatyzmie przegrywającym z chorym idealizmem.
Bez Takahaty nie byłoby Miyazakiego, a bez Miyazakiego – Takahaty. Miyazaki miał fantastyczne pomysły, Takahata – wrażliwość społeczną. Poznali się w studiu Toei Doga w 1963 roku. Starszy o pięć lat Takahata trafił tam po studiach na prestiżowym Uniwersytecie Tokijskim pod wpływem francuskiej animacji Paula Grimaulta „Król i ptak”. Uznał, że to dziedzina, w której można robić ciekawe rzeczy. W latach 60. japoński przemysł anime nastawiony był głównie na produkcje dla dzieci. Panowały słabe warunki pracy, w Toei wybuchł strajk. Jednym z jego przywódców był Takahata. Do protestów przyłączył się też młody Miyazaki – od tej pory zostali towarzyszami, w przerwach między działalnością związkową rozmawiali o pomysłach na nowe anime.
Szansą na zmiany było „Horus: Książe słońca” z 1968 roku. Wyreżyserował je Takahata, ale proces twórczy był demokratyczny – głos miał każdy członek zespołu, do którego należał także Miyazaki (na liście płac umieszczony jako „projektant scen”). „Horus” wyprzedził swoje czasy – animacja dla starszej młodzieży i dorosłych, zbyt trudna do zrozumienia dla dzieci, spotkała się również z niezrozumieniem włodarzy Toei. Fatalna kampania marketingowa skierowana do najmłodszych przełożyła się na klapę filmu; Takahata został zdegradowany z funkcji reżysera do asystenta.
Po latach „Horus” trafił wreszcie do swoich właściwych odbiorców. Był jednym z tytułów, który zrewolucjonizował japońskie podejście do animacji i otworzył drogę filmom skierowanym do dojrzałego widza.
Na swoim
W 1971 roku Miyazaki i Takahata odeszli z Toei i przyłączyli się do nowo powstałego studia A-Pro. Pierwsza produkcja, adaptacja „Pippi Langstrumpf”, okazała się porażką na starcie – Astrid Lindgren nie dała się przekonać do udzielenia praw autorskich japońskiej ekipie. Zamiast przygód rezolutnej Szwedki Takahata wyreżyserował więc film „Panda i mała panda”, przesiąkniętą duchem Pippi opowieść o rudej dziewczynce mieszkającej z czarno-białymi miśkami (echa tych doświadczeń wróciły w filmach Miyazakiego – „Totoro” i „Kiki”).
Kolejnymi projektami, przy których pracował, była seria „Lupin III” (gangsterska komedia dla dorosłych o przygodach wnuka słynnego francuskiego złodzieja) oraz seriale anime dla dzieci na podstawie arcydzieł światowej literatury, takie jak „Heidi” czy „Ania z Zielonego Wzgórza” (1979). Wart uwagi jest zwłaszcza ten ostatni serial, w którym można było odnaleźć charakterystyczne cechy stylu Takahaty, jak ukazywanie przyrody czy upływu czasu. To właśnie te melancholijne długie ujęcia zainspirowały klimatyczne sceny pokazujące życie futurystycznej metropolii w słynnym „Ghost in the Shell” Mamoru Oshiiego. Złapmy się na chwilę tej myśli o zawiłej ścieżce kulturowych inspiracji – gdyby nie powieści Lucy L. Montgomery, nie byłoby „Matrixa”.
W 1983 roku doszło do kolejnego przełomu. Takahata został producentem filmu Miyazakiego „Nausicaä z Doliny Wiatru”. Wysokobudżetowe dzieło SF odniosło sukces, na którym zbudowano nowe studio Ghibli, którego filarami byli Miyazaki i Takahata. Jego pierwszym filmem wyprodukowanym przez Ghibli był właśnie „Grobowiec świetlików”. Kolejne filmy – „Powrót do marzeń” (1991), „Szopy w natarciu” (1994) i „Rodzinka Yamadów” (1999) – znacznie się od niego różniły.
„Świetliki” opowiadały o bolesnym okresie historii Japonii, „Powrót do marzeń” o czasach nadziei. To nostalgiczna opowieść o współczesnej kobiecie, która w czasie wakacji wraca z wielkiego miasta do rodzinnej wsi, wspominając dzieciństwo spędzone w latach 60. Ta sama pięknie wymalowana prowincja, ale bez czającej się śmierci, wręcz przeciwnie, w niemal arkadyjskiej krainie główna bohaterka odnajduje miłość i spokój ducha.
Ten zwrot ku przyrodzie i wsi był charakterystyczny dla Ghibli (powojenną wieś swojego dzieciństwa wyidealizował Miyazaki w „Totoro”) i zrozumiały w obliczu niezrównoważonego rozwoju japońskich metropolii. Opowiadała o tym ponura baśń „Szopy w natarciu”. Wbrew polskiemu tytułowi bohaterami są jenoty, zwierzęta, którym w japońskim folklorze przypisuje się magiczne zdolności, w tym zmiennokształtność. Rzecz ma miejsce współcześnie. Kiedy las zamieszkiwany przez klan jenotów staje się placem budowy nowego osiedla, magiczne zwierzęta wypowiadają wojnę. Próbują różnych sztuczek, organizują nawet straszny pochód, wcielając się w maszkarony z japońskich horrorów, ale ostatecznie muszą się poddać. Zginąć lub zaadaptować – w gorzkim zakończeniu oglądamy jenoty, które w przeciwieństwie do bohaterki „Powrotu…” zostały zmuszone do życia w mieście jako ludzie.
Nie znaczy to, że Takahata był konserwatystą. Dzielił z Miyazakim lewicowe poglądy polityczne, zamiłowanie do przyrody, sprzeciw wobec broni atomowej czy odradzającego się japońskiego militaryzmu. W swojej twórczości czerpał zarówno z doświadczeń zachodnich twórców (oprócz wspomnianego „Króla i ptaka” w młodości cenił sobie radziecką „Królową śniegu” Lwa Atamanowa), jak i japońskiej tradycji, słusznie wskazując na ciągłość ilustrowanych zwojów i współczesnego komiksu i animacji. „Rodzinka Yamadów” była połączeniem nowoczesności i tradycji. Zrealizowany w pełni cyfrowo film podjął trudne zadanie adaptacji serii komiksowych pasków, zabawnych historyjek o tytułowej, nieco zwariowanej rodzinie. Realistyczny styl, dominujący do tej pory w dziełach Ghibli, został zastąpiony przez przypominającą akwarele kreskówkę, minimalizm, którego źródła Takahata wskazał właśnie w klasycznej japońskiej grafice. Zamiast zwyczajnej fabuły film był ciągiem skeczów, które w finale połączył przekaz – afirmacja rodzinnej miłości, wbrew wszelkim szaleństwom i potknięciom codzienności.
Czytaj także: Filmy animowane są tylko dla dzieci? Bzdura
Księżniczka i żółw
„Księżniczka Kaguya”, ostatni film Isao Takahaty, ukazała się dopiero w 2013 roku. Znów była to adaptacja – tym razem klasycznej japońskiej baśni. „Opowieść o zbieraczu bambusu” opowiadała o księżycowej księżniczce, którą po znalezieniu jako dziecko w pędzie bambusu wychowuje starsze małżeństwo. Film dość niespodziewanie łączy wiele wątków z twórczości Takahaty. Styl jest rozwinięciem – czy wręcz redukcją, bo jest jeszcze bardziej minimalistyczny, ale przy tym żywy i realistyczny – drogi obranej w „Rodzince Yamadów”, znów to arcytradycyjne w formie dzieło powstało na komputerze. Znów wieś – i przyroda – zostaje przeciwstawiona miastu. Rozwijając wątki oryginału, Takahata wyposaża „bambusową panienkę” w dziarski charakter; zbliżając ją do legendarnej „księżniczki, która kochała owady”, buntującej się przeciwko dworskim obyczajom (i była inspiracją dla Nauscicai Miyazakiego).
W 2015 roku film został nominowany do Oscara w kategorii „Pełnometrażowy film animowany” i oczywiście przegrał z amerykańską animacją 3D. W Polsce to animowane arcydzieło wyszło tylko na DVD i nie trafiło do dystrybucji kinowej, która najwyraźniej zarezerwowana jest dla trójwymiarowych zachodnich animacji z celebrytami podkładającymi głosy.
Isao Takahata zmarł na raka płuc 5 kwietnia 2018 roku. „Księżniczka Kaguya” była ostatnim filmem, który wyreżyserował, ale jeszcze w 2016 roku odegrał rolę producenta artystycznego przy filmie „Czerwony żółw”. To wyreżyserowana przez holenderskiego reżysera Michaëla Dudok de Wita wspaniała niema animacja, która powstała przy współpracy ze studiem Ghibli. Symboliczne połączenie kultury i popkultury Wschodu i Zachodu, istniejące, co pokazuje historia Takahaty, od zawsze, chociaż czasem niewidoczne gołym okiem.