Na defiladzie wojskowej w połowie sierpnia tłumy były jednak większe. Akcja Narodowe Czytanie, której kulminacja miała miejsce w Ogrodzie Saskim w Warszawie 8 września, nie cieszy się najwyraźniej takim zainteresowaniem jak pokazy samolotów czy wozów pancernych, a i tradycję ma dużo krótszą. Od 2012 r. cała czytająca Polska oddaje się lekturze wybranych dzieł literackich pod patronatem pary prezydenckiej. Złośliwi komentują, że to jedyna inicjatywa, którą kancelaria Andrzeja Dudy przejęła bez większych zastrzeżeń w schedzie po ekipie Bronisława Komorowskiego. Akcję wciąż też wspierają resort Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Instytut Książki, Narodowe Centrum Kultury, szereg instytucji samorządowych i pozarządowych. Od dwóch lat to Polacy decydują, co się będzie czytać, wybierając jedną spośród kilku propozycji. W ostatnim plebiscycie wygrało „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego, czytane następnie ciągiem przez kilkanaście godzin w kraju i wśród Polonii za jego granicami. Czasem jednak coś tę zbiorową lekturę zakłóca.
Zwykle są to spory o dobór lektury albo o sposób jej adaptacji. W tym roku zdarzyło się akurat jedno i drugie. Zastrzeżenia budziło zwłaszcza ociosanie „Przedwiośnia” do takiej objętości, żeby dało się je przeczytać w pół doby. Za adaptację odpowiadał Andrzej Dobosz, krytyk literacki i felietonista, pamiętany także z „Rejsu” Marka Piwowskiego i z tego, że udzielił poparcia Jarosławowi Kaczyńskiemu w przedterminowych wyborach prezydenckich w 2010 r. „W czasie pierwszej lektury skreślałem tylko słowo »tudzież«, powtarzające się bliskoznaczne przymiotniki. Autor używał dwóch, trzech przymiotników w jednej sytuacji – wtedy zostawiałem tylko pojedynczy” – tłumaczył w specjalnym materiale wideo odsłaniającym kulisy pracy.