Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Narodowe nieczytanie

Marne efekty Narodowego Czytania

Narodowe Czytanie „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego w ogrodzie Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Narodowe Czytanie „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego w ogrodzie Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Mateusz Włodarczyk / Forum
Wśród wymiernych efektów akcji społecznej Narodowe Czytanie brakuje zasadniczego – wzrostu poziomu czytelnictwa. Dzieją się za to inne rzeczy.
Narodowe Czytanie „Przedwiośnia” w Krakowie.Jan Graczyński/PAP Narodowe Czytanie „Przedwiośnia” w Krakowie.

Na defiladzie wojskowej w połowie sierpnia tłumy były jednak większe. Akcja Narodowe Czytanie, której kulminacja miała miejsce w Ogrodzie Saskim w Warszawie 8 września, nie cieszy się najwyraźniej takim zainteresowaniem jak pokazy samolotów czy wozów pancernych, a i tradycję ma dużo krótszą. Od 2012 r. cała czytająca Polska oddaje się lekturze wybranych dzieł literackich pod patronatem pary prezydenckiej. Złośliwi komentują, że to jedyna inicjatywa, którą kancelaria Andrzeja Dudy przejęła bez większych zastrzeżeń w schedzie po ekipie Bronisława Komorowskiego. Akcję wciąż też wspierają resort Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Instytut Książki, Narodowe Centrum Kultury, szereg instytucji samorządowych i pozarządowych. Od dwóch lat to Polacy decydują, co się będzie czytać, wybierając jedną spośród kilku propozycji. W ostatnim plebiscycie wygrało „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego, czytane następnie ciągiem przez kilkanaście godzin w kraju i wśród Polonii za jego granicami. Czasem jednak coś tę zbiorową lekturę zakłóca.

Zwykle są to spory o dobór lektury albo o sposób jej adaptacji. W tym roku zdarzyło się akurat jedno i drugie. Zastrzeżenia budziło zwłaszcza ociosanie „Przedwiośnia” do takiej objętości, żeby dało się je przeczytać w pół doby. Za adaptację odpowiadał Andrzej Dobosz, krytyk literacki i felietonista, pamiętany także z „Rejsu” Marka Piwowskiego i z tego, że udzielił poparcia Jarosławowi Kaczyńskiemu w przedterminowych wyborach prezydenckich w 2010 r. „W czasie pierwszej lektury skreślałem tylko słowo »tudzież«, powtarzające się bliskoznaczne przymiotniki. Autor używał dwóch, trzech przymiotników w jednej sytuacji – wtedy zostawiałem tylko pojedynczy” – tłumaczył w specjalnym materiale wideo odsłaniającym kulisy pracy. Zadanie przepisania „Przedwiośnia” przyjął z pokorą, choć czuł się onieśmielony. Każde skreślenie analizował przez pół godziny, żałując, że nie może ingerować w treść i użyć bardziej współczesnej odmiany polszczyzny.

Wspólne czytanie

Poloniści i literaturoznawcy doszukali się jednak przeinaczeń i uproszczeń. Niektóre tytuły rozdziałów u Dobosza sugerują, że mamy do czynienia raczej z romansidłem („Poznanie pięknej wdowy”, „Rozmowy z Karoliną. Początek romansu”). Intencja była jasna: nie tylko skrócić lekturę, ale i ją nieco uwspółcześnić. Dobosz uzyskał ten efekt, przestawiając składnię, wykreślając słowa i mniej znaczące (w jego ocenie) akapity. Książka straciła ok. 30 proc. oryginalnej zawartości. Zniknął więc z „Przedwiośnia” barwny styl Żeromskiego razem ze śladami dawnej polszczyzny.

„Przerobienie »Przedwiośnia« na potrzeby Narodowego Czytania to krecia robota. Strzał w plecy polonistów” – komentował na swoim blogu polonista Dariusz Chętkowski. „Odbiera nauczycielom argument, że dzieło powinno się czytać w takiej wersji, jaką pozostawił autor. Sięganie po skróty, przeróbki, bryki to jednak żenada. No, ale prezydent wie swoje”. To jedna z łagodniejszych opinii. Niektórzy eksperci mówili wręcz o „okaleczeniu” książki i niedopuszczalnym, „koszmarnym gwałcie na pisarstwie Żeromskiego”.

Minister kultury Piotr Gliński w Ogrodzie Saskim przekonywał, że czytanie buduje kapitał społeczny, przekształcając zbiorowisko ludzi we wspólnotę. Tymczasem nowa adaptacja „Przedwiośnia” raczej tę wspólnotę podzieliła. W ramach protestu w niektórych miejscach, np. w Dolnośląskim Centrum Filmowym we Wrocławiu, czytano Żeromskiego w oryginale, a nie po narodowej „korekcie”.

Podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Wojciech Kolarski nawet się ucieszył, że literatura wywołuje w Polsce tak burzliwe dyskusje: „Takie emocje wokół polskiej klasyki literackiej? Znakomicie! Dobrze się dzieje, jeżeli Narodowe Czytanie spełnia swoje cele, czyli m.in. zachęca do dyskusji o polskiej literaturze”. Inne cele – takie jak np. ogólny wzrost czytelnictwa – osiągnąć dużo trudniej. Gliński przytaczał w parku saskim ostatnie statystyki Biblioteki Narodowej, wyraźnie się pocieszając. Poziom czytelnictwa „ustabilizował się na poziomie 40 proc.” – mówił, nieco tę liczbę zaokrąglając. Według danych BN przynajmniej jedną książkę przeczytało w zeszłym roku 38 proc. Polaków. Siedem książek i więcej – raptem 9 proc., i właśnie to skromne grono określa się mianem czytelników „intensywnych”.

Narodowe Czytanie nie wylansowało może wielkiej mody na czytanie, ale wpuściło do przestrzeni publicznej klasykę polskiej literatury, a to już coś. Akcję zapoczątkowano w 2012 r. w 200. rocznicę napoleońskiej inwazji na Rosję, epizodycznie opisanej w „Panu Tadeuszu” Adama Mickiewicza. Epopeję odczytano w 60 miastach. Pomysł Agnieszki Celedy, wówczas szefowej Biura Kultury i Dziedzictwa, z każdym rokiem wdrażano z nieco większym rozmachem. Fragmenty dzieł Aleksandra Fredry (2013 r.) czytano już w 700 miastach, Trylogię Henryka Sienkiewicza (2014 r.) w 1500, „Lalkę” Bolesława Prusa (2015 r.) – w 1600, Sienkiewiczowskie „Quo vadis” (2016 r.) – w ponad 2 tys. miast, i tak samo „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego (2017 r.). W przypadku „Przedwiośnia” znów padł rekord. Żeromskiego – w wersji skróconej lub oryginalnej – czytano w 2930 miejscach w Polsce i za granicą.

W tym roku pierwsi czytali „Przedwiośnie” mieszkańcy Christchurch w Nowej Zelandii. Do wydarzenia na Facebooku, zapraszającego Polonię na wspólne czytanie w bibliotece w Christchurch, dołączyły… dwie osoby.

Nadrzędny cel akcji

Z Narodowym Czytaniem bywa trochę jak ze Świętem Niepodległości – o włączeniu się w zbiorowe obchody decydują niekiedy sympatie i antypatie polityczne. To też zawsze okazja, żeby jakoś dopiec aktualnej władzy. Bronisławowi Komorowskiemu wytykano, że deklamuje „Pana Tadeusza”, a ma na koncie kilka wpadek językowych.

Andrzej Duda słyszy na ogół dużo cięższe oskarżenia – że czyta książki, a „bezcześci konstytucję”, na którą ślubował, a której najwyraźniej nie zna. W tym kontekście wybór „Wesela” jako zeszłorocznej lektury okazał się dla rządów PiS niefortunny. „Polacy umieli stanąć razem, czyli jednak była ta wspólnota, i możemy też dzisiaj dyskutować, na ile »Wesele« obudziło tę potrzebę wspólnoty, a na ile ona po prostu w nas istniała zawsze i istnieje również i dzisiaj” – interpretował Duda dzieło Wyspiańskiego. Autor dramatu nie dyktuje czytelnikowi, co ma myśleć o Polsce – dodawał prezydent. Proroczo. A „Wesele” na czas akcji rzeczywiście ożyło. Internauci przerzucali się na Twitterze cytatami z utworu ze specjalną dedykacją dla władz. Pisał w końcu Wyspiański: „Upadek Polski był konsekwencją zwycięstwa chrześcijańskiego porządku wartości moralnych nad prasłowiańskim światem wartości życia”. Od paru lat wraca też jego sztandarowe: „Miałeś, chamie, złoty róg”. Pełno też jest w sieci parafraz. Ktoś zażartował: „Co tam, panie, w polityce? PiS trzyma się mocno”.

Podobnie można by mówić o „Przedwiośniu”. „Wszelkie nierozstrzygnięte konflikty społeczne zagrażają bezpieczeństwu kraju” – tłumaczył Andrzej Dobosz wymowę i ponadczasowość dzieła Żeromskiego. Każdą z książek promowanych przez Narodowe Czytanie Polacy niesprzyjający Dudzie traktują jak rozgrzewkę przed lekturą konstytucji albo ustaw, które „najwyraźniej w ciemno podpisuje”.

O „Przedwiośniu” mówił Andrzej Duda, że wypływa z tej książki potrzeba „wielkiej idei”. Ale czy wypływa potrzeba czytania? Jeśli już, to w oryginale. Propagowanie „znajomości narodowej literatury”, nadrzędny cel akcji, ma miejsce w szkołach i już tam nie zawsze się udaje. Co prawda Żeromski zniknął dawno temu z listy lektur obowiązkowych. W liceach był przerabiany tylko nadprogramowo. Też do czasu. W zeszłym roku MEN usunął „Ludzi bezdomnych” z listy sugerowanych lektur uzupełniających, a szkolny kanon dociążył dziełami o charakterze patriotycznym, religijnym, bogoojczyźnianym. Taki charakter ma też zaprezentowana przy okazji Narodowego Czytania „Antologia Niepodległości”, zestaw 44 dzieł do zgłębiania w rocznicę stulecia polskiej niepodległości. Klasyka w takim wydaniu, w dużej mierze martyrologiczna, jest dla młodych pokoleń ciężkostrawna. A skracana i uwspółcześniana – jak „Przedwiośnie” – traci swój oryginalny koloryt.

– Popieram tę akcję – zachowuje optymizm Dariusz Chętkowski. – Należy wszelkimi sposobami ratować klasykę. Koniecznie klasykę, a nie teksty współczesne. Klasyka to kod kulturowy, który tracimy (bo nie czytamy), przez co rozpadają się więzi pokoleniowe, narodowe, przestajemy istnieć jako wspólnota. Współczesne teksty niech propagują i rekomendują krytycy.

I tak się po trosze dzieje. Tydzień po wielkim Narodowym Czytaniu na pl. Defilad w Warszawie odczytano fragmenty „Innych ludzi”, najnowszej książki Doroty Masłowskiej. To zapowiedź premiery scenicznej hiphopowego poematu, którą w TR Warszawa wyreżyseruje w kolejnym sezonie Grzegorz Jarzyna. Masłowska celnie punktuje współczesne realia, a przy tym mimochodem opisuje stosunek młodych ludzi do szkolnych lektur. Tak się męczył Kamil, jej bohater: „Jak w klasie piątej, czując się całkiem podobnie,/gdy mu kazali »W pustyni i w puszczy« czytać, bo na okres/miał pałę dostać. Próbuje czytać, ale tylko wciąż zza okna/słyszy piłki o asfalt odgłos: pam, pom, pam, pom, pam./I z każdym uderzeniem mniej obchodzi go, co ta/Nel mendzi i ta ciota Staś, co się tam miota; co za durnota”. Jest co ratować.

Polityka 38.2018 (3178) z dnia 18.09.2018; Kultura; s. 90
Oryginalny tytuł tekstu: "Narodowe nieczytanie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną