1. Richard Dawson, 2020, Weird World.
Mocna, pełna czarnego humoru i nawiązań do dawnych ballad muzyczna opowieść o małomiasteczkowej Wielkiej Brytanii czasów brexitu. Depresja, osamotnienie, niechęć do obcych na tle sypiącej się potęgi. Idealne towarzystwo dla serialu „Rok za rokiem”.
2. Weyes Blood, Titanic Rising, Sub Pop.
Znakomity przykład amerykańskiej folkowej wokalistyki. Atrakcyjne piosenki, urzekające melodiami i aranżacyjnym rozmachem, a do tego osobista historia.
3. Jaimie Branch, Fly or Die II: Bird Dogs of Paradise, International Anthem.
Trębaczka z Chicago w wizji jazzu zarazem przystępnej i zaangażowanej, z próbą ujęcia problemów współczesnej Ameryki, chwytliwymi tematami i partiami wokalnymi. Świetny koncert na gdańskim Jazz Jantar.
4. FKA twigs, Magdalene, Young Turks.
Bardziej zachowawcza niż poprzednie futurystyczne piosenki, ale dalej oszałamiająco piękna druga płyta angielskiej wokalistki, tancerki i artystki totalnej. Współczesna Kate Bush i Sade w jednym.
5. Little Simz, Grey Area, Age 101.
Eklektyczna, otwarta, płynna i śpiewna wizja współczesnego hip-hopu. Plus perspektywa kobieca i mniejszościowa angielskiej raperki z rodziny o nigeryjskich korzeniach.
6. Tyler, The Creator, Igor, Columbia.
Hip-hop w wizji tego kalifornijskiego rapera ma w sobie lekkość produkcji Outkastu, finezję soulu Steviego Wondera i przebojowość Kanyego Westa.
7. The Comet Is Coming, Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery, Impulse!
Najbardziej przystępne, rockowe w energii, elektroniczne w sferze brzmieniowej, przedsięwzięcie saksofonisty Shabaki Hutchingsa, kluczowego muzyka dzisiejszej brytyjskiej sceny jazzowej.
8. Black Midi, Schlagenheim, Rough Trade.
Zaskakujący debiut młodzieżowej formacji rockowej, złożonej z uczniów prestiżowej Brit School. Trochę Talking Heads, trochę punka, sporo Zappy, z nerwowością i nienaganną techniką. Jeden z najlepszych koncertów tegorocznego Off Festivalu.
9. Lingua Ignota, Caligula, Profound Lore.
Klasycznie wykształcona wokalistka, która w ekstremalnej, katartycznej formule bliskiej ekstremom metalowym wyrzuca z siebie doświadczenia przemocy domowej. Nie sposób przejść obojętnie, co potwierdził występ artystki na krakowskim Unsoundzie.
10. Lana Del Rey, Norman Fucking Rockwell!, Interscope.
Jeśli ktoś uznawał tę artystkę za sezonowy przebłysk nostalgii w muzyce pop, może się zdziwić: pełny, dopracowany, poprzedzony świetnymi singlami album. Owszem, gwiazdorski, ale z dystansem, humorem i ciętym językiem.