W „Iniemamocnych”, pierwszej części animacji Pixara z 2004 r., jest scena, w której Dash, chłopak z rodziny o supermocach, superszybko wbiega na taflę oceanu i odkrywa z zachwytem, że po niej też potrafi się poruszać. Jest w tej scenie coś z czystego, świeżego zachwytu, z zaskoczenia i z frajdy, których w zrealizowanym po 14 latach przez Brada Birda sequelu już brakuje.
Bird, który zrobił też wspaniałego „Stalowego giganta”, nie miał jednak łatwego zadania. Pierwsza część pozostaje jednym z najlepszych filmów Pixara. Jest animacją, która trafiła mocno także do dorosłych widzów nie tylko przełomowymi technikami animacyjnymi, ale dbałością o najdrobniejsze elementy wizualne, będące koronkowym melanżem ultranowoczesności z designem z lat 50. Bird łączył też bez wysiłku karkołomne sceny akcji z doczesnymi trudami życia domowego superbohaterów. Do tego rozwijał całą opowieść także na zupełnie innym poziomie: wybijania się z przeciętności i oczekiwań społecznych, roli jednostki i roli obywateli w państwie demokratycznym. W sequelu z poważnych nawiązań nie zrezygnował. Opowiada o braku zaufania do władzy centralnej, o zmęczonym systemie bankowym i o tworzeniu się technokracji. Te wątki przeplatają się ze scenami rodem z lubianej przez Birda serii „Looney Tunes“. Film zaczyna się w momencie, w którym skończył się pierwszy: tata Iniemamocny, mama Elastyna oraz ich dzieci – Violet, Dash i Jack-Jack – zatrzymują w końcu operującego gigantycznym podziemnym wiertłem bandytę okradającego bank. Jednak nie powstrzymują sporych zniszczeń tkanki miejskiej, więc muszą podreperować jakoś wizerunek u obywateli. Mama dołącza do wspieranej przez miliardera trochę podejrzanej ligi antyprzestępczej, a tata musi zostać w domu z trójką dzieci. Akurat wtedy ujawniają się supermoce jego kilkumiesięcznego syna Jack-Jacka. Nie ma to wszystko ładunku emocjonalnego pierwszej części, ale to wciąż inteligentny i pięknie zanimowany film.
Iniemamocni 2 (The Incredibles 2), reż. Brad Bird, prod. USA, 138 min