Film

Kochankowie roku Tygrysa

◊ ◊

Nie ulega wątpliwości, że „Kochankowie roku Tygrysa” – historycznie pierwsza polsko-chińska koprodukcja – to ambitna porażka, o której zapewne i sam autor chciałby jak najszybciej zapomnieć.

Melodramatowi, rozgrywającemu się na początku ubiegłego stulecia, o gwałtownym, łamiącym bariery kulturowe uczuciu między nastoletnią dziewczyną z Mandżurii (Li Min) a polskim zesłańcem, uciekinierem z Syberii (Michał Żebrowski), najwyraźniej brakuje dramaturgicznego błysku oraz zmysłowej magii, które uwiarygodniałyby tę historię.

Pierwsza połowa filmu zamiast solidnego psychologicznego tła funduje widzom opisy dziwów i cudów Kraju Środka, niezbyt zresztą atrakcyjnie fotografowanych, z polowaniami na sobole, jelenie i tygrysy jako motywem przewodnim. Nasz amant snuje się upozowany na chińskiego myśliwego i aż żal patrzeć, jak teatralnymi minami stara się wytworzyć jakieś napięcie, którego w scenariuszu nie ma.

W drugiej części następuje długo oczekiwany zwrot w kierunku romansu, ale i tu na próżno szukać jakichś niespodzianek, bo jedyną przeszkodą w amorach jest męska grzywka i chłopięcy strój urodziwej dziewczyny, na wszelki wypadek przebranej przez rodziców za wiejskiego parobka. Kiedy podstęp wychodzi na jaw i może wreszcie dojść do konsumpcji miłosnego związku w pięknych okolicznościach przyrody, nieoczekiwanie pojawiają się napisy końcowe, a w świadomości widza rodzi się dojmujące poczucie straconego czasu.
 

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Europa zadrżała po rozmowie Trumpa z Putinem. Rozumie już, że została sama?

Z europejskich stolic dobiegają głosy przerażenia i fatalizmu. W czasie konwersacji z prezydentem Rosji amerykański przywódca dał do zrozumienia, że chce wojnę w Ukrainie zakończyć za wszelką cenę, a bezpieczeństwo Europy nie ma dla niego znaczenia.

Mateusz Mazzini
13.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną