Recenzja filmu: „Zielona granica”, reż. Agnieszka Holland
To gorzki obraz, który tak długo będzie uwierał, dopóki czegoś dobrego w tej sprawie nie zrobimy. Dopóki szczerze nie porozmawiamy.
To gorzki obraz, który tak długo będzie uwierał, dopóki czegoś dobrego w tej sprawie nie zrobimy. Dopóki szczerze nie porozmawiamy.
W Ameryce film „Sound of Freedom” zarobił w kinach więcej niż nowe odsłony przygód Indiany Jonesa i Ethana Hunta, zwracając koszty produkcji przeszło dziesięciokrotnie. I choć wszedł na ekrany z pięcioletnim poślizgiem (powstał w 2018 r.), wywołał polityczną burzę.
Żeby przybliżyć się do zrozumienia tego, co niepojęte, trzeba wyłuskać między słowami to, czego nie potrafią wyraźnie wyartykułować wszystkie strony dramatu.
Ostateczną ocenę podwyższa waga tematu, ale wybierając się do kina, proszę pamiętać, że to jeszcze nie jest ten film, na który bohater formatu Pileckiego zasłużył.
„Bez litości” to nie jest kino, po którym widzowie powinni oczekiwać fabularnych zaskoczeń. Tu liczy się sprawnie poprowadzona akcja, charyzmatyczny odtwórca głównej roli i wyraziste postaci drugiego planu.
Znakomici aktorzy zdołali wydobyć ze sztampowej fabuły sporo gorzkiej prawdy o życiu.
Tragiczny zgon celebryty to dla plotkarskich serwisów internetowych idealna okazja do zarobku: nie liczy się etyka, lecz kliki.
Dziewczynka z wielodzietnej rodziny trafia pod tymczasową opiekę dalekich krewnych, których nigdy nie widziała – w swoim reżyserskim debiucie Colm Bairéad sięga po narracyjny schemat starszy nawet niż „Ania z Zielonego Wzgórza”. Ale zamienia go w jeden z najbardziej poruszających filmów ostatnich lat, opowieść, w której piękno i smutek cały czas idą ze sobą w parze.
„Przymierze” to kino wojenne w wydaniu kameralnym i niskobudżetowym.
Pozbawione większych ambicji kino akcji, oparte na łatwych do przewidzenia schematach.
Reżyserka humanizuje madame du Barry, próbuje się skupić na jej odwadze, inteligencji, woli walki o majątek, ale z jakichś powodów jej ambicje sprawowania władzy zostają przemilczane.
Film sprawia pozytywne wrażenie, niesie spory ładunek wzruszenia, dając nadzieję na równie udaną kontynuację.
„Zmutowany chaos” to dobre animowane widowisko akcji, lecz jeszcze lepszy film o problemach dorastania.
Wśród wielu znanych postaci, które po festiwalu w Sundance zapragnęły obejrzeć debiutancki pełnometrażowy film braci Philippou, najważniejszy wydaje się Stephen King.
Opowieść o systemowej opresji wymierzonej w kobiety.
Nawiedzony dwór jest jedną z najsłynniejszych atrakcji parków rozrywki Disneya, więc studio co jakiś czas próbuje jego popularność zmonetyzować.
Retro patyna zdobiąca rozgrywającą się w okresie międzywojennym fabułę jedynie dodaje uroku widowisku.
Dorośli mogą liczyć na dobrą zabawę, lecz na poziomie zaawansowanego współczesnego dyskursu o biologicznej i kulturowej płci, nierównościach w traktowaniu kobiet, męskiej władzy jest to jednak propozycja nie do końca satysfakcjonująca.
Nolan niemal dosłownie pozwala przenieść się w czasie.
W ramach obchodów stulecia studio Disneya udostępnia w swoim serwisie streamingowym kolejne, pięknie odrestaurowane filmy krótkometrażowe ze swojej kolekcji.